Morf | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Na fali euforii po zwycięstwach nad Lechem i Wisła usłyszałem kilka pomysłów, które w innych okolicznościach wydawały by się irracjonalne. W autobusie usłyszałem mniej więcej taką rozmowę.
„Ty wiesz, że w początkowej wizji naszego rynku Sienkiewicza miała być puszczona tunelem, a w miejscu skrzyżowania miała stanąć kolumna J. K. Branickiego?- No to po mistrzostwie trzeba będzie ją zmienić i postawić kolumnę Probierza”. Dialog wydawało by się kompletnie bez sensu, ale nie do końca.
Od 22 maja 2010 społeczeństwo Białegostoku, no bo w końcu „Cały Białystok z Jagiellonią”, żyje w stanie ciągłej euforii dzięki osiągnięciom naszych piłkarzy. Nie ma sensu wymieniać w kółko zdobytych dwóch pucharów itd., bo wszyscy o tym wiedzą. Mnie intryguje zupełnie coś innego. W naszym mieście rodzi się z powrotem atmosfera, która towarzyszyła występom Jagi pod koniec lat 80tych. Swoistym łącznikiem są dwa teksty, jeden z lat 80-tych, gdzie Życie Warszawy opisywało toast na weselu w ówczesnej restauracji Grodno, gdzie najpierw pito zdrowie piłkarzy i trenera, a dopiero potem tradycyjne „gorzko”. W podobnej tonacji po meczu z Wisłą ukazał się tekst człowieka, którego o zainteresowanie piłką nożną nigdy bym nie podejrzewał. Mianowicie Wojciecha Koronkiewicza, felietonisty białostockiej „Gazety Wyborczej”. Opisujący, co działo się w mieście w czasie meczu z Wisłą. Oba teksty udowadniają jedna istotną rzecz. Jagiellonia znowu nikomu, w grodzie nad Białą, nie jest obojętna.
Pytanie jak zagospodarować pokłady ludzkiej energii, jak nie doprowadzić ponownie do sytuacji, gdy w ciągu 8 lat frekwencja spadła ze średnio 25 tys. do 500 osób na trybunach? Każdy powie recepta jest prosta, będą grać, będą wyniki, będą ludzie. Jednak nie jest to takie oczywiste. Nie będę się rozwodził nad przyczynami upadku Jagiellonii w latach 90tych, ponieważ jest to materiał na pracę habilitacyjną z zarządzania pt. Jak nie należy prowadzić klubu sportowego. Prawda jest taka, że nawet wielkim klubom zdarzają się chude lata, a jednak mają one rzesze socios, którzy gwarantują frekwencję i wysokie wpływy z karnetów i biletów nawet jak drużynie nie idzie. Najlepszym przykładem klubu, który na wielkie wahania formy, a mimo to ma stałą, wysoką frekwencję jest Olympique Marsylia. Jagiellonia obecnie jest na fali wznoszącej. Dzięki komu? Dzięki takim dwóm panom jadącym na tandemie, jaki jest Jagiellonia i równo pedałującym. Oczywiście w tym przypadku chodzi o duet Kulesza- Probierz. Rodzi się więc pytanie czy nie warto zagwarantować jak najdłuższej wspólnej jazdy obu panom? O ile w przypadku Cezarego Kuleszy sprawa jest prosta, o tyle w przypadku trenera już nie. Wiadomo, że teraz jesteśmy na fali wznoszącej, ale Hermes, Skerla czy Franek nie są wieczni. Wcześniej czy później trzeba będzie wymienić te dość istotne trybiki w białostockiej maszynie, a wtedy może przyjść spadek formy i słabsze wyniki, a rozgrzane głowy zaczną znowu opuszczać nowy, piękny stadion przy Słonecznej.
Do czego zmierzam? Do tego, że jeśli jedni eksperymentują tworząc 12-osobowe komitety ustalające skład, ja proponuje o wiele prostsze doświadczenie, a również nowatorskie w przypadku rodzimej kopanej. Mimo, że jest to standard w pewnym klubie na świecie. Tam menager panuje nieprzerwanie od 1986 roku. Jest to jak wszyscy się domyślają Manchester United. Skoro naśladowaliśmy Manchester w XIX wieku, to czemu nie możemy tego zrobić w wieku XXI? I nie na gruncie rozwoju przemysłu włókienniczego, tylko na gruncie piłkarskim. Dlatego proponuje, nie dwuletni, a powiedzmy 10-cio letni kontrakt dla naszego trenera, oczywiście obwarowany klauzulami umożliwiającymi jego rozwiązanie jeśli zejdziemy poniżej pewnego, satysfakcjonującego nas, poziomu. Jako że Barceloną nigdy nie będziemy np. może to być walka o utrzymanie 2-3 sezony pod rząd, albo spadek z ligi. Jakie są plusy takiego rozwiązania? Jest ich wiele, główny i wielokrotnie przez nas przerabiany, to wyeliminowanie zwalania trenera przez zawodników. Bo jaką mamy pewność, że za jakiś czas nie pojawi się grupa, której „szef” nie będzie odpowiadał i nie zacznie się znowu zmiana trenera, co wiosnę? W przypadku zagwarantowania szkoleniowcowi pracy na długie lata, dla gwiazdorów, którzy nie podporządkują się będzie jedna droga, czyli klapa- goździk- brama. Poza tym, jako że czasy się zmieniają i do nas zaczyna docierać moda na podkupywanie szkoleniowców. Długoterminowy kontrakt zmusi ewentualnych chętnych do jego wykupienia. Kolejnym dość istotnym plusem takiego rozwiązania jest pokazanie odbiorcy, czyli kibicom, że wszystko w naszym klubie dzieje się z głową i mimo, że czasami jest lepiej, a czasami gorzej to przede wszystkim jest tu stabilizacja. Ta, z kolei zagwarantuje, że nie powtórzy się historia pt. „Windą do IV ligi”, ponieważ wysoka frekwencja nawet w przypadku jakiegoś armagedonu, daje większe szanse na podniesienie się przez klub, niż sytuacja, gdy ludzie tracą nim zainteresowanie.
Podsumowując, być może te rozważania są przedwczesne. Być może należy poczekać na kolejny ważny sukces w dziejach naszego klubu. Być może Jagiellonia przeleci na początku sezonu jak meteoryt i potem zgaśnie. Ja jednak nie wierze w pesymistyczny scenariusz, wierzę jak każdy kibic, że czeka nas wspaniały sezon, a najlepszym pomnikiem dla trenera będzie zagwarantowanie mu pracy ze swoją autorska drużyna na długie lata. Nawet jeśli nie zdobędziemy mistrzostwa już w tym roku, to postępy jakie nasza Jaga notuje pod wodzą duetu trenersko- prezesowskiego zwiastują, że to nie jest szczyt naszych możliwości, a grube lata jeszcze nadejdą.
Filip Cyuńczyk