Morf | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Pamiętacie film o takim tytule z Eddim Murphym i Danem Aykroydem? W skrócie właściciele wielkiego koncernu finansowego decydują się na eksperyment, postanawiają sprawdzić jaki wpływ mają warunki życia i środowisko na ukształtowanie jednostki.
W efekcie ich intrygi, jeden z „młodych gniewnych” z Wall Street traci wszystko, a w jego dyrektorskim fotelu ląduje spotkany na ulicy żebrak.
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Ktoś wraca do kraju po czterech- sześciu latach odcięcia od tego, co działo się w Polsce. Patrzy w tabelę po ośmiu kolejkach i najprawdopodobniej stwierdza, że marnie musi już być z nasza ligą, skoro rządzący naszą kopaną muszą uciekać się do scenariusza tego filmu, aby podnieść atrakcyjność. Myśli dalej: „Na pewno wszystkim znudziła się już dominacja Wisły i ciągłe utrzymywanie się Lecha i Legii w pierwszej trójce, na początek narobili zamieszania, wrzucili trzech żebraków na czoło, a potem i tak wszystko wróci do normy, ale będzie ciekawiej”.
Tok rozumowania tego reemigranta reprezentują obecnie wszystkie wiodące media w tym kraju. Wszyscy tzw. znawcy piłki nożnej zastanawiają się, co się właściwie dzieje? Na czele od miesiąca Jagiellonia! Jacyś kresowiacy w łapciach, u których nawet nie ma lotniska i porządnych dróg. Korona? Przecież tam tylko wieje i koniec, a no i peron mają w pobliskiej Włoszczowej, tyle z nimi mamy wspólnego, co widzimy ten nieszczęsny dworzec jak jedziemy ekspresem z Warszawy do Krakowa. Lechia? Jak Wisła walczyła z Barceloną i Realem to oni zaczynali drogę od nowa, od B-klasy! Dziennikarze wszystkich redakcji sportowych, niezależnie czy to w gazetach, czy w TV usiłują wytłumaczyć sobie co się właściwie dzieje? Dlaczego wielcy, bogaci piękni i w dodatku popierani przez NAS wszechwiedzących ekspertów, kompromitują się w kolejnych meczach? Przecież sezon, kiedy o mistrzostwo walczyło Zagłębie z Bełchatowem miał już się nie powtórzyć. Do pierwszej trójki miał dokooptować Śląsk jako czwarty i tyle. Reszta miała oglądać tylko ich plecy. Obecnie media przeszły w stan oczekiwania co będzie dalej. Już nie ma ekscytacji, mówienia o sensacji, w sytuacji gdy zdobywca Pucharu i Superpucharu jest liderem (sic!). Teraz wszyscy czekają na rozwój wypadków. Oczywiście najbardziej pożądany jest scenariusz, gdy budzi się Legia, Wisła z dnia na dzień zaczyna grać jak ekipa „Oranje”, a Lech rozjeżdża wszystko na swej drodze.
Czy to, na co większość dziennikarzy czeka z utęsknieniem jest prawdopodobne? Rozum podpowiada, że tak, przecież nie może być inaczej. Na pewno tak będzie i już. Uważam jednak, że czas zakrzyknąć niczym nasi południowi sąsiedzi. Panowie znawcy, TO SE NE VRATI! Koniec dominacji wielkiej trójki. Pieniądze i nowe stadiony nie grają. Na czele są kluby, które swoje przeszły, ale w myśl zasady, co Cie nie zabije to Cie wzmocni, wróciły silniejsze i mądrzejsze niż kiedykolwiek. Wszystkie trzy poznały smak upadku i wyjazdów do sąsiednich wsi. Wszystkie trzy miały już wyprowadzać sztandar i gdyby nie determinacja paru osób tak by się zapewne stało. Jest jeszcze coś, co łączy Jagiellonię, Lechię i Koronę. Niezależnie od relacji między kibicami tych drużyn, to ich fani też mają wspólną cechę. Wiedzą, że nic nawet wielkość swojej drużyny nie jest dana na zawsze. Pamiętacie mecz, w sezonie gdy Liczka zastąpił Kasperczaka, kiedy Wisła zapewniła sobie mistrzostwo, a trybuny zwalniały trenera? Bo zwycięstwo za niskie, tylko 2:1. Podejrzewam, że na stadionach nowej pierwszej trójki to nigdy nie miało by miejsca. Po prostu należy przyjmować, to co mamy teraz jako coś wspaniałego, o co trzeba dbać, bo nie jest to dane na wieczność. Tak zwani wielcy polskiego footballu rozpieścili swoich fanów, tam kibic jest rozkapryszony, kiedy drużyna wygrywa niżej niż 2:0. Tylko, że oni sami się już w tym zagubili. Legia postanowiła wrócić do starych wzorców. Tylko czasy się zmieniły. Zamiast powołać do wojska Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, Grosickiego czy Sandomierskiego i całą masę innych zawodników, z których wybierze się jedenastu dobrych, a resztę wyśle na poligon, należy kupić wagon kopaczy. Jest tylko drobna różnica, pieniądze, w przeciwieństwie do powołań z WKU, kiedyś się kończą. Wisła wraz ze swoja polityka kadrową, zaczyna przypominać Jagiellonię z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Może aż taki upadek, jaki spotkał Jagę ich nie czeka, ale przydało by im się przez rok pojeździć do Niecieczy i Nowego Sącza zamiast do Białegostoku, Poznania i Warszawy. Wielką niewiadoma jest jedynie Lech. Polonii nie biorę nawet pod uwagę, ponieważ wcześniej czy później narwanemu prezesowi znudzi się zabawka i zostaną na lodzie.
Faktycznie mamy do czynienia z zmianą miejsc, czy jak ktoś woli zmianą warty w polskiej piłce. W pełni będzie można ją odtrąbić dopiero w połowie rundy wiosennej, ale już jest coraz realniejsza. Nieoczekiwana jest ona jedynie dla panów, którzy od paru lat nie wychyli nosa zza swoich ładnych biurek dalej niż na Łazienkowską, Reymonta czy Konwiktorską. Tylko dla nich obecna sytuacja w lidze może wydawać się dziwna. Pozostaje jedynie wierzyć, że nie jest to jednorazowy wyskok wspominanych drużyn, a tendencja zwyżkowa na parę lat. Wszystkim to wyjdzie na dobre. Przybędzie ośrodków, gdzie ojciec będzie mógł opowiedzieć dzieciom jak wyglądały fety po zdobyciu pucharu i mistrzostwa. To będzie działało tak samo, jak na moje pokolenie działały historie o 35 tysiącach ludzi na Słonecznej. Innych taka sytuacja nauczy pokory. W każdym bądź razie nie jest to nieoczekiwana, a raczej konieczna zmiana miejsc i wszyscy powinni ją zaakceptować. Jak to powiedział polityk do Laguny, w „Piłkarskim Pokerze”, DLA DOBRA POLSKIEJ PIŁKI!
Filip