Czop | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Co się stało z tą rewelacyjną drużyną, która utrzymała się w ekstraklasie, zdobyła Puchar, Superpuchar i Mistrza Jesieni? Co się stało z jej trenerem Michałem Probierzem, pod wodzą którego doszło do tych oszałamiających, historycznych, wręcz epokowych sukcesów!?
Jeden gol w pięciu meczach!
Zasługi liczą się w momencie ich zdobywania, oraz na emeryturze. I tu trzeba oddać pełną cześć i chwałę trenerowi Jagiellonii Michałowi Probierzowi oraz jego drużynie, bo tego, co niedawno osiągnęli, nie dokonał przed nimi w Białymstoku nikt przedtem. Za to należy się im pomnik. Jednak zasługi zasługami, ale na bieżąco liczy się to, co jest w danym momencie, czyli utrzymanie poziomu, na który udało się wznieść. Jeśli się go nie utrzymuje, zasługi przechodzą do historii, a zaczyna skrzeczeć rzeczywistość.
Prawda jest taka, że od 28 listopada 2010, w ostatnich pięciu meczach o stawkę (licząc ligowe i pucharowe), Jagiellonia zdobyła zaledwie jednego gola z akcji. No i jednego z rzutu karnego. I to jest jej cały dorobek w pięciu ostatnich spotkaniach z rzędu. Dorobek z 450 minut! Jak na lidera tabeli, jak na pretendenta do zajęcia w końcowym rozrachunku pierwszego, drugiego czy trzeciego miejsca, jak na obrońcę Pucharu Polski, jest to dorobek wręcz żałosny. Bardzo żałosny. Z czymś takim nie można żywić nadziei na jakikolwiek sukces.
Obecnie gra Jagi jest dla rywali czytelna niczym elementarz, zagrania piłkarzy są przewidywalne i powtarzalne jak sto razy wznawiany film, nie ma żadnego pożytku ze stałych elementów gry: z dziesiątków rzutów rożnych i z rzutów wolnych. Nie ma żadnego pożytku z bieganiny sportowców po murawie. Rzadkie przechwyty, mnóstwo strat. Nie ma żadnego pożytku z wysiłków trenera. Żadnego.
Nagła impotencja
Ciekawe, co się stało. Co się stało z tą rewelacyjną drużyną, która utrzymała się w ekstraklasie mimo dziesięciu ujemnych punktów, która zdobyła Puchar Polski, która zdobyła Superpuchar Polski, która została Mistrzem Rundy Jesiennej Sezonu 2010/2011? Co się stało z jej trenerem Michałem Probierzem, pod wodzą którego doszło do tych epokowych, historycznych, oszałamiających sukcesów!? Czy komuś po tych osiągnięciach odbiła już woda sodowa, czy też takie wrażenie powstało tylko przypadkowo?
Na boisku, zamiast wspaniałych zawodników, jakich podziwialiśmy w sezonie 2009/2010 i w rundzie jesiennej sezonu 2010/2011, pojawili się teraz piłkarscy dygnitarze, którzy majestatycznie prezentują publiczności swoje świetlane postacie i oczekują, że każdy przeciwnik podda się bez walki ze względu na ich zasługi. A w okolicy jagiellońskiej ławki rezerwowych szaleje trener, Michał Probierz, który ustawia zawodników, wydaje im polecenia i rozkazy, opieprza ich, gestykuluje. Porzucił już dresy, które zrobiły tyle dobrego, znów zaczął się ubierać w garnitur. Zwiększa tym samym dystans pomiędzy sobą a zawodnikami. Daje do zrozumienia, kto tu rządzi. Niektórzy nawet uważają, że ogarnęła go wielka zarozumiałość. Czyżby dopadła go znana powszechnie zakaźna choroba trenerska zwana poczuciem nieomylności?
Czy więc obserwowany właśnie drastyczny spadek formy Jagi to wina trenera, który być może zbyt obcesowo traktuje piłkarzy, który być może nie okazuje im tyle serca ile by potrzebowali, który jest zbyt surowy i zbyt mało przyjacielski w stosunku do swoich podwładnych? A może to wina zawodników, którzy postanowili wycisnąć coś więcej od klubu, oczekującego od zespołu dalszych bezprecedensowych dokonań? A może to tylko przejściowy dołek mentalny? Musi być jakaś przyczyna, która spowodowała, że Jagiellonia, która i tak nigdy nie strzelała zbyt wielu goli, teraz zapadła na kompletną impotencję. Jeden prawdziwy gol w pięciu meczach!? No co to jest, do jasnej łacińskiej krzywej nędzy!?
Najoczywistsza oczywistość
Kibice chcą widzieć krótkie, celne podania, grę piłką po murawie, a nie wystrzeliwanie długaśnych dzid, trafiających przeważnie pod buty przeciwnika, wykonywanych z uporem maniaka nie tylko przez Grześka Sandomierskiego, ale i przez innych. Chcą widzieć zaskakujące akcje, skuteczne rzuty rożne i dobrze bite rzuty wolne, a nie krosy walone na oślep. To chyba niewielkie wymagania, jak na zawodników z taką klasą? Chcą częściej widzieć na boisku dwóch napastników, chcą, aby otrzymywali oni dobre podania po ziemi a nie wysokie piłki na głowę, bo przy ich niezbyt imponującym wzroście zdaje się to jak psu na budę. Jednocześnie kibice nie chcą widzieć na boisku graczy, którzy notorycznie psują grę, jak ostatnio Marcin Burkhardt czy Jarek Lato.
Nie jest to pouczanie trenera co ma robić, nie jest to uczenie ojca jak się wykonuje dzieci. Jest to tylko najzwyczajniejsze w świecie zwrócenie uwagi na najoczywistsze oczywistości.
Wołam więc znów, jak niegdyś: Jadze potrzebny jest od zaraz psycholog, bo mamy kryzys! Psycholog potrzebny jest zarówno trenerowi, jak i zawodnikom. Nie mówię, że psychiatra. Nie należy mylić tych dwóch profesji. Mówię, że psycholog. Chyba, że Probierz sam wie, na czym ów kryzys polega, i wie, jak mu zaradzić. I że mu zaradzi. Bowiem dopiero teraz, podczas kryzysu, będziemy się mogli przekonać, jaka jest rzeczywista wartość użytkowa naszego szkoleniowca, który w Jadze pobił wszelkie rekordy (i chwała mu za to), ale od którego spodziewamy się kontynuacji swojego dzieła, a nie jego zaprzepaszczenia i rozmienienia na drobne.
Czop
(Foto: Michał Kardasz, Jagiellonia.net)