Hermes, Skerla, Franek... Czas na Alexa?
Redakcja | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Mówi się, że Jagiellonia to klub, z tradycjami. Wydawało by się, że to również klub, który po tragicznych latach 90-tych nauczył się pokory. W świetle tego, co działo się w ostatnim roku, można powiedzieć, że pokory nauczyli się wszyscy poza osobami mającymi decydujący głos.
Nie będę rozpisywał się nad stylem szeregu rozstań z paroma zawodnikami czy trenerami. Wystarczy spojrzeć na wydarzenia z ostatniej rundy. Jagiellonia w najwyższej klasie rozgrywkowej spędziła do tej pory dziewięć sezonów. Jest to wynik bardzo przeciętny, nie tylko na tle Legii, Wisły czy Lecha, ale nawet... Pogoni Lwów. W tym czasie jedynie pięciu zawodników rozegrało więcej niż 100 spotkań, w jej barwach, w najwyższej klasie rozgrywkowej. Są to Jarosław Bartnowski – 113 spotkań, Tomasz Frankowski – 106, Alexis Norambuena – 102, Andrzej Ambrożej – 101 i w końcu Janusz Szugzda – 100 spotkań w zółto-czerwonych barwach.
Widzicie te nazwiska? Bartnowski, Szugzda, Ambrożej, Frankowski – LEGENDY JAGIELLONII i... Alexis Norambueną, niepozorny Chilijczyk, który trwa w tej drużynie, jako jedyny, od czasów Artura Płatka. Pamięta ktoś jeszcze takie wynalazki naszych prezesów, jak Neil Hlavaty i całą masę innych panów spod znaku no-name łapanych w siatkę od Kaukazu po Czarnogórę? Alexis, czy to się komuś podoba czy nie, już dzisiaj zapisał się w historii naszego klubu złotymi zgłoskami. Spokojny, stonowany i nieszalejący. Zwyczajny chłopak z Chile, który przyjechał do Europy, po lepsze życie. W gruncie rzeczy już na chwilę obecną stał się bohaterem białostockiego zespołu, a za kilka lat będziemy go na pewno wspominać się z szacunkiem. Jest tylko jeden problem... Za pół roku kończy mu się kontrakt…
Zapewne niektóre osoby napiszą – o co znowu chodzi temu wiecznemu malkontentowi? Chodzi mi o styl, a właściwie jego brak. Różne są wymówki... Piłka nożna to biznes, zawodnicy to pracownicy itd. Tylko, że we współczesnym świecie, a na pewno w jego cywilizowanej części pracowników szanuje się i docenia. To nie XIX-wieczna Łódź, gdzie robotnik był gównem, które miało dać z siebie wszystko, zanim wpadnie do maszyny, która go poćwiartuje. Inaczej należy traktować leni, pijaków, balowiczów, a inaczej zawodnika, na którego zawsze można było liczyć. Alex miał lepsze lub gorsze momenty, ale nigdy nie można go było oskarżyć o bumelanctwo. Negocjacje były i zakończyły się tym, że brak porozumienia w sprawie przedłużenia kontraktu może skończyć się dla niego zesłaniem do Młodej Ekstraklasy. Ktoś w swojej łaskawości darował mu inny środek motywacyjny, którego doświadczył choćby Igor Lewczuk, czyli porannych przebieżek po Zwierzyńcu...
W ubiegłym sezonie mieliśmy kilka pożegnań, który pozostawiły wśród kibiców niebywały niesmak. Styl rozstania z Andriusem Skerlą i Hermesem pozostawię bez komentarza. Do tego o mały włos z Jagiellonią nie pożegnał się Frankowski. Dzisiaj znowu mamy co mamy. Kolejne zachowanie zarządzających Sportową Spółką Akcyjną Jagiellonia rodem z bazaru przy Bema.
Kiedy słyszy się od Prezesa Wołoszyna, że sportowa spółka akcyjna powinna zarabiać to zadaję mu tutaj pytanie. W jaki sposób udało się zarobić na Grzelaku? W sumie trudno jest w dzisiejszych czasach odrobić straconą kasę, ale może … kto wie. Podobnie pytanie o kolejnych zawodników – Maycon, Cetkovic, Rasiak, Seratlic, czy też mój ulubiony „plejmejker” Marcin "Plaster" Burkhardt. Żeby na pewno wszyscy zrozumieli zapytam się wprost. Kto bardziej zasługuje na przysłowiowego kopa w dupę? Alex czy ta cała wymieniona zbieranina? Gdzie są pieniądze zarobione na tych "talentach"? Ile te perełki przyniosły dochodu? Czy to klubowi czy też „lokalnym biznesmenom dobrej woli"?
Jeden z ogórków wymienionych powyżej mniej na garnuszku, a myślę, że wystarczyłoby na godziwe warunki płacy dla Alexisa, które mu się należą jak psu micha, chłopu ziemia a grającemu harmonia! Myślę, że coś jeszcze by zostało. Zacznijcie szanować legendy, bo do tej pory macie z tym przeogromne problemy.
morf & filip