Samo się nie zrobi...
Morf | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Kilka dni temu umieściłem artykuł dotyczący spraw pozasportowych z jakimi musi mierzyć się Jagiellonia. Po rozmowie z jedną ważną jeśli chodzi o głos z trybun osobą zdjąłem artykuł ze strony po kilku godzinach. Po piątkowym roboczym spotkaniu w klubie dokonałem kilku korekt i zapraszam do lektury.
W ostatni piątek miało miejsce w klubie spotkanie z praktycznie wszystkimi ludźmi odpowiadającymi za marketing klubowy i pojawił się duży promyk nadziei, że powoli ruszymy do przodu. Od razu trzeba jednak założyć dwie kwestie. W klubie nie ma żadnych funduszy na tą część działalności Jagiellonii i na chwilę obecną się nie znajdą. Z drugiej strony bez pomocy nas kibiców nawet przy wielkich nakładach finansowych nic się nie zmieni na lepsze.
Białystok, jedno z niewielu miast wojewódzkich bez lotniska. Miasto bez drogi ekspresowej łączącej go zresztą kraju. Miasto z największym bezrobociem wśród miast wojewódzkich, gdzie znalezienie kogoś zdatnego do pracy jest nie lada wyzwaniem. Miasto z piłkarskim klubem ekstraklasowym, który nie ma nic prócz praw do karty zawodniczej kilku piłkarzy. Klub, który jak miasto z którego jest, stąpa po bardzo cienkim lodzie.
W ostatnich tygodniach zapytałem jedną osobę, po wycofaniu się z kluby Jarka Rudnickiego, o to jak teraz będzie w kwestiach pozasportowych. Usłyszałem jedynie : „jak to jak? Będzie tak jak było”. Bardzo wulgarne powiedzenie, że będzie „ch...wo, ale stabilnie” - idealnie odzwierciedla stan obecny. I wiecie co? To nie jest wina osób pracujących w klubie, ale wina nas – kibiców. Bo to my, a nie klub odpowiadamy za atmosferę.
Polska liga poza nielicznymi wyjątkami boryka się z licznymi problemami, z których najważniejszym jest brak pieniędzy i odpowiednich ludzi zarządzających klubami. A to Osuch, a to Cacek, a to jeszcze inny Król. Na tym tle Jagiellonia i jej dobrodzieje jawią się jako ostoja spokoju i stabilności na niskim, ale stałym poziomie. Nie ma co się oszukiwać, jesteśmy klubem z bogatą historią, ale prowincjonalnym jeśli chodzi o polską piłkę i ściągnięcie wielkich pieniędzy do Białegostoku jest ogromną sztuką, a jak się słyszy o biznesowych próbach nawiązania współpracy przez właścicieli z poważnym kapitałem zagranicznym to … ręce opadają. Na tym ugorze muszą sobie radzić ludzie z mniejszym lub większym doświadczeniem pracujący w klubie.
Niemniej jednak sportowo wygląda to „jakoś”. Od kilku lat zespół z mniejszym lub większym szczęściem zagnieździł się w ekstraklasie. Niestety poza pierwszą drużyną nie ma niczego. I moim skromnym zdaniem największym problemem Jagiellonii nie jest notoryczny brak pieniędzy. Tych zawsze nie było. Problemem jest co innego. Problemem nie są ludzie, a jedynie brak swobody działania. Trzeba postawić człowiekowi zadanie, dać mu swobodę jego wykonania, a następnie za to rozliczyć zgodnie z pierwotnymi założeniami.
Po pierwsze co chcemy rozumieć pod pojęciem klubowego marketingu? W dużej mierze dzisiaj jest tam wrzucone wszystko co nie jest związane z pionem sportowym i infrastrukturalno- organizacyjnym. Są to promocja klubu, sprzedaż biletów i karnetów, kontrakty sponsorskie i wiele innych spraw. Dla przykładu w Legii za ten dział odpowiada ponad 120 osób. W Jagiellonii jest to dosłownie kilka osób i muszą opierać się jedynie na własnej kreatywności bez zaplecza finansowego.
Niejednokrotnie pisałem słabościach marketingowych Jagiellonii (za to mnie tak lubią ;) ), o rzeszy ludzi, którzy w perspektywie minionych lat przewinęli się przez klub. O fachowcach, którzy byli w Jagiellonii. O Wieśku Rutkowskim , który nie był za grosz medialnym, ale potrafił negocjować z bardzo dużymi firmami w bardzo pozytywny dla klubu sposób, o ekipie Mariusza Jurczewskiego, która zawsze umiała pogodzić dusze kibica z chęcią zdobycia kilku gorszy dla klubu do tego promując nowoczesne kanały komunikacji i dystrybucji ( choć nie wybaczę i nie zrozumiem sensu wprowadzenia systemu kart kibica, który do dzisiaj odbija się czkawką i zraża ludzi do przyjścia na stadion). Pamiętam o ekipie Artura „Świerszcza” która w arcyprosty sposób umiała zarzucić pamiątkami kibiców wychodząc na prostą i z nawiązką przynosząc do klubu zainwestowane pieniądze. Wcześnie Marek Pieniążek równie umiejętnie pracował w tej materii. Większość powyżej wymienionych cechowała się jednym. Słuchali kibiców, wysłuchiwali ich potrzeb i reagowali współdziałając z nimi. Widziałem efekty działania każdego z wyżej wymienionych. Mieli pomysły i działali, ale nigdy nie odnosili ważniejszych sukcesów nie mając do współpracy środowiska kibicowskiego. W Jagiellonii na mityczny już marketing pieniędzy nigdy nie było, a zawsze się działo coś pozytywnego. Aktualnie jest sporo czasu by z ludźmi rozmawiać, próbować ustalić coś ciekawego nowego przyciągającego na stadion. By wyrwać się z marazmu.
Taki jest stan obecny, ale widać również symptomy pozytywnego pozywistycznego działania, czego pierwszym sprawdzianem będzie prezentacja Jagiellonii jaka odbędzie się w Operze i Filharmonii Podlaskiem przy ul. Odeskiej w Białymstoku. W najbliższym czasie poznamy szczegóły tej imprezy, ale wszystkich razem i każdego z osobna zapewniam, ze będzie ciekawie i będzie na co popatrzeć.
Kibice nie są głupi. Mają chęć i zapewne również możliwości by pomóc, doradzić i pokazać jeśli wiedza jest niewystarczająca. Trzeba tylko o to zabiegać. To nie tylko pieniądze, ale również rozwiązanie bezkosztowe. Takie spotkania jakie miały miejsce w miony piątek powinny odbywać się częściej, a co ważniejszej powinny przynosić wcielanie w życie konkretnych rozwiązań. Początek jest, jak będzie dalej to życie pokaże. Wcześniej pisałem o pomysłach, które nie generują kosztów. Osoby zainwestowane wiedzą o jakie sprawy chodzi. Mam nadzieję, że szczególnie zawodników uda się wprząść w machinę promocji klubu. Takie gwiazdy zespołu jak Dani Quintana muszą być odpowiednio zagospodarowane wizerunkowo.
Te rzeczy nie kosztują nic. Tak to już jest, czy się komuś podoba czy też nie, ale praca w Jagiellonii to nie jest jedynie „odpękanie” dniówki. Tu ludzie z zewnątrz patrzą na ręce bardziej niż szefostwo i jak coś jest nie tak to mocnymi żołnierskimi słowami w tej kwestii się wypowiedzą. Dlatego mam nadzieję, że wzorem spotkań z zawodnikami trenerami, prezesami dojdzie do spotkania z przedstawicielami marketingu. Tam każdy będzie mógł przyjść i zadać pytanie, które na bieżąco uzyska odpowiedź. Lepszą okazję trudno sobie wyobrazić by wyrazić swoje zaniepokojenie, pomysły, osądy etc.
Od dłuższego czasu w Jagiellonii, wśród jej szefostwa, panuje przeświadczenie, że jakoś to będzie. Powstanie nowy stadion i kibice sami zaczną chodzić na mecze, a do Białegostoku z regionu jak za dawnych lat będą przyjeżdżały autokary wypełnione kibicami z innych miast. Niestety, ale takie postawienie sprawy prowadzi na manowce. Mogło funkcjonować 30-40 lat temu. Dzisiaj w dobie internetu, a szczególnie telewizji relacjonującej każdy mecz jest to nierealne. Mecz na stadionie musi nieść ze sobą wartość dodaną. Przykład tego co nas czeka mieliśmy po otwarciu połowy stadionu. Do meczu z Legią mieliśmy w Białymstoku jako taki entuzjazm, który powodował, że trybuny wypełniały się w 100%. Później nastąpiła tendencja spadkowa a frekwencja była niższa nawet od tej jaką mieliśmy podczas ostatnich meczów na stadionie przy ul. Jurowieckiej (!!!). Jagiellonia jako klub każdorazowo w dniu meczu traci setki jak nie tysiące złotych. Są to pieniądze, które wpływały by do kasy klubu z biletów, pamiątek czy też zwiększonych kontraktów sponsorskich. Trudno reklamodawcom sprzedać produkt którego grono odbiorców zamiast rosnąć maleje z miesiąca na miesiąc, a liczba zarejestrowanych osób posiadających karty kibica w porównaniu do innych klubów w Polsce jest zastraszająco mała.
Można odnieść wrażenie, że właściciele Jagiellonii poruszają się już tylko na płaszczyźnie: kupić taniej piłkarza, wypromować i sprzedać z zyskiem, a to czy na stadionie będzie 2 czy 20 tyś. kibiców to już nie ma znaczenia. Patrząc na to wszystko z boku to trochę boli, szczególnie, że jeszcze kilka lat temu trybuny przy ul. Słonecznej zapełniały się do ostatniego miejsca, a na nasz stadion z zazdrością patrzyli kibice z całej Polski wychwalając atmosferę jaka panuje w Białymstoku. Obecnie z tej atmosfery zostało tylko wspomnienie i filmy w internecie.
Jestem pewny na 200%, że w żadnej z firm którą prowadzą właściciele Jagiellonii marketing nie wygląda tak jak wygląda w Jagiellonii. Nigdzie nie ma tak, że brakuje odpowiedzialni za cała sytuację stracili by pracę w mgnieniu oka a na ich miejsce zostali by zatrudnieni ludzie kompetentni.
Największym dramatem jaki może spotkać nas wszystkich będzie widok pustego, nowoczesnego stadionu podczas meczów Jagiellonii, niestety widmo takiej sytuacji jest coraz bardziej realne i będzie to największa porażka nas wszystkich, miasta, Jagiellonii, a w szczególności nas kibiców.Dlatego czas na działanie kibiców. Rozwiązania jakie pojawiły się podczas rozwiązania roboczego powoli będą wprowadzane w życie i istnieje bardzo duża szansa na to, że zakończą się sukcesem. Chęci do pomocy są, ludzie odpowiedni wśród kibiców zawsze byli. Jeśli klub stanie na wysokości zadania to możemy być pewni, że w końcu zaczniemy iść do przodu. Szczególnie my kibice musimy być blisko tego klubu i wspierać go - parafrazując klasyka "BY ŻYŁO SIĘ LEPIEJ".