Jagiellonia nie takie numery wykręcała w przeszłości. W maju 2011 roku zabrakło jej tylko jednego durnego gola, nie strzelonego wiosną najlepiej Śląskowi albo Legii (bo były to mecze u siebie). Jedno zwycięstwo zamiast remisu, a mielibyśmy wicelidera ekstraklasy. W lipcu tego samego roku w Pawłodarze poniosła frajerską klęskę 0:2, mając pierwszy mecz wygrany u siebie 1:0 i już w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europy odpadła z rozgrywek. W kwietniu 2014 roku o mało co nie awansowała do finału Pucharu Polski (grając z Zawiszą Bydgoszcz), ale ogarnęła ją jakaś dziwna niemoc, wspomożona co prawda bardzo aktywnie przez „zasłużonego” dla Jagiellonii „sędziego” Szymona Marciniaka, który aż dwukrotnie nie odgwizdał „wapna” po rażących przewinieniach w polu karnym zasłużonego dla Jagiellonii ale grającego dla Zawiszy Hermesa. W tym samym okresie zawodnikom Jagi przeszło koło nosa trzysta tysięcy zł premii, która miała być im wypłacona w razie awansu do pierwszej ósemki (do grupy A), mimo że wyniki w ostatniej kolejce rundy zasadniczej ułożyły się idealnie pod Jagiellonię. Białostoczanie nie potrafili skorzystać z uprzejmości (albo raczej nieporadności) Lechii i Cracovii, a do ósmego miejsca zabrakło im zaledwie dwóch idiotycznych punkcików, czyli jednego strzelonego gola więcej w którymkolwiek ze zremisowanych spotkań. Albo jednego więcej obronionego.
W tym sezonie, na trzy kolejki przed zakończeniem rundy zasadniczej, matematycznie patrząc, Jagiellonii brakuje dwóch punktów, aby nie mogła jej spuścić do grupy B samodzielnie drużyna Pogoni czy Korony, lub trzech, gdyby Jagiellonia, Pogoń i Korona uzyskały po tyle samo punktów, a tylko dla jednej z nich byłoby miejsce w grupie A. Jest to założenie czysto hipotetyczne, dla abstrakcyjnej sytuacji, w której inni rywale pretendujący do grupy A odnieśliby same zwycięstwa. Z kolei Jaga musiałaby wszystkie trzy mecze przegrać.
I właśnie tego ostatniego nie da się tak całkiem zupełnie wykluczyć. Jeśli Jagiellonia znalazłaby się w grupie B, to po podzieleniu punktów, przy takiej formie, jaką ostatnio mamy obrzydliwość oglądać, będzie walczyć o utrzymanie, niestety. Jeżeli jednak udałoby się jej znaleźć w rundzie finałowej w grupie A, to spadek jej oczywiście nie grozi, ale gdyby chciała walczyć o podium, poprawie musi ulec skuteczność, w tym – szybkość zawodników, bo wyglądają już albo na zmęczonych sezonem, albo na przetrenowanych. Coraz częściej, zamiast biegać, człapią jak perszerony.
W zależności od tego, co się będzie działo w najbliższych trzech kolejkach rundy zasadniczej, Jagiellonia albo nie będzie musiała się już wysilać, albo jednak będzie potrzebowała zdobyć się na jedno zwycięstwo lub dwa-trzy remisy. Z kim tu wygrać? Osoby lubiące pewną symetrię na zasadzie akcji i reakcji, i dające się dość łatwo ponosić fantazji, będą teraz zapewne rozważały, czy Jagiellonia nie jest przypadkiem czegoś winna swoim najbliższym rywalom, a mianowicie Piastowi, GKS-owi Bełchatów, czy Ruchowi. Bo z Pogonią rozliczyła się ostatnio niezwykle skrupulatnie i według wszelkich zasad fair play: szczecinianie umilili nam uroczystość otwarcia stadionu przy pełnych trybunach, dając sobie bez zmrużenia oka wbić aż pięć goli, więc teraz u siebie, z zimną krwią, przy dość biernej postawie Jagiellończyków, odebrali tylko należące się im jak psu kość trzy punkty.
W Gliwicach Jagiellonia wygrała z Piastem 2:0 i tu nie daje się zauważyć żadnych zobowiązań. GKS Bełchatów w maju 2013 zanotował u siebie zaledwie remis z Jagiellonią (gola z kałuży na 1:1 strzelił wówczas w 90. minucie Ebi Smolarek) i tych dwóch straconych punktów zabrakło im do utrzymania. W rundzie jesiennej GKS wygrał u nas 1:0, a teraz znajduje się w strefie spadkowej. Będą u siebie, będą dusić, ale już nic im nie jesteśmy winni. Z kolei Ruch przegrał u nas w ubiegłym sezonie 0:6, ale w rewanżu wygrał u siebie 1:0, więc wygląda, że też jesteśmy kwita, a nawet odwrotnie, bo Jaga ma z nim porachunki za jesienną wtopę w Zabrzu 2:5. Tak więc zaległości wobec tych ekip nie mamy, nikomu nic nie musimy oddawać, do walki możemy przystępować bez obciążeń, chyba że trener Probierz przedobrzy z treningami.
Jagielloński rollercoaster wciąż jest w ruchu, to pnie się w górę, to spada na łeb na szyję, im dłużej się kręci, tym więcej czasu spędza w strefie stanów dolnych, bezradnie sapiąc z wywieszonym językiem. To jak, nasi wspaniali piłkarze naszej wspaniałej Jagiellonii, dacie jeszcze radę, czy wywieszacie białą flagę?
Czop
1:2
-:-