Morf | 22 Lipca 2016 g. 18:50
Jak wiemy rok 2015 i 2016 obfitował w wielką huśtawkę nastojów kibiców Jagi. Od euforii z zajęciem 3. miejsca w lidze i awansu do europejskich pucharów, następnie rozpad drużyny trzonu drużyny, aż po walkę o utrzymanie. Ale po kolei. Swój tekst chcę zacząć od dnia 07.06.2015 r. i pamiętnego meczu z Lechią Gdańsk.
W pierwszej połowie gramy słabo, jakby brakowało sił. Potem przerwa, bezsensowna zadyma sprowokowana przez gdańszczan, drugi gol dla Lechii. Wygląda, że mecz na pożegnanie przegramy. Ale nie... Nie Jaga z tamtego okresu. Była to drużyna walcząca do końca i potrafiąca wyjść z beznadziejnej sytuacji (przypomina się mecz z Wisłą Kraków wygranym przez Jagę 2:1). Po bardzo emocjonującej końcówce rozbijamy Lechię 4:2, co doprowadza do kurwicy kibiców z Gdańska. Następnie dekoracja, feta i rozmyślania kibiców co dalej z Jagą. Jak wiemy, włodarze polskich klubów po sukcesie wyprzedają pół drużyny. Właściciele Jagi mówią, że odejdzie Michał Pazdan i może Bartłomiej Drągowski, ale trzon drużyny zostanie. Jak się później okazało była to, za przeproszeniem, gówno prawda. Po krótkich przygotowaniach do sezonu pokonujemy Litwinów i w kolejnej rundzie trafiamy na Omonię Nikozja. Przeciwnik wymagający, ale w zasięgu Żółto-Czerwonych. U siebie mimo kilku okazji remisujemy 0:0 i z nadziejami jedziemy na rewanż. Tam, niestety, po bardzo słabej grze przegrywamy 1:0 i odpadamy. Gdy oglądałem mecz, nie mogłem się nadziwić co się stało z Dzalamidze, który zaczepiał się o własne nogi i Tuszyńskim, który przeszedł obok meczu. Jak się parę dni później okazało obaj Panowie myśleli już o transferze do Turcji i stąd ich postawa. Gdy wydaje się, że to już koniec z rozbiorem Jagi, kibice dostają kolejny cios i zostaje sprzedany Maciej Gajos. Podsumowując: odchodzi Gajos, Pazdan, Tuszyński i Dzalamidze, czyli pół podstawowego składu. To nie wróżyło dobrze na dalszą część sezonu. Kupiono kilku zawodników, ale nie gwarantowali oni odpowiedniej jakości (może poza Jackiem Góralskim i Konstantinem Vassiljevem). Rozpoczyna się pikowanie w dół aż do przerwy zimowej. Potem okres przygotowawczy, nienajlepsze transfery i dalszy spadek w tabeli. Haniebne porażki u siebie z Lechią czy Wisłą doprowadzają do rozpaczy wszystkich z trenerem Probierzem na czele, który oddaje się do dyspozycji zarządu. Zarząd (na całe szczęście) pozostawia trenera na stanowisku. Mimo słabej postawy, na kilka kolejek przed końcem rundy zasadniczej mamy szanse na grupę mistrzowską. Następnie przychodzi mecz z Podbeskidziem, w którym ładujemy sobie dwa samobóje i dostajemy baty 0:3. Kibice kipią ze wściekłości wygwizdując naszą drużynę. I tu wkracza trener Probierz, o którym trzeba napisać parę słów. Ma kurde facet jaja wyskoczyć do sfrustrowanych kibiców stając w obronie drużyny. To jest prawdziwy przywódca, człowiek z ogromną charyzmą i pewnością siebie, co wiele razy pokazuje choćby na pomeczowych konferencjach prasowych. Kończymy rundę zasadniczą, lądujemy w grupie spadkowej z wielkimi obawami, że możemy spaść. Na szczęście mobilizujemy się i dość szybko zapewniamy sobie utrzymanie (szczególnie dzięki spotkaniu z Podbeskidziem). Sezon kończymy na 11. pozycji. Martwią aż 62 stracone bramki (jedna mniej od zdegradowanego Podbeskidzia). Na szczęście utrzymujemy się i kibicom przychodzi znowu rozmyślanie co dalej z Jagą. Przychodzą nowi zawodnicy, odchodzą ci, którzy według trenera Probierza nie mieszczą się w kadrze. Szkoda Janka Pawłowskiego, który przez bardzo poważne kontuzje nie mógł w pełni pokazać swoich umiejętności. Nowy sezon to nowy rozdział. Jaki on będzie? Trudno powiedzieć. Ja jednak wierzę w naszą Jagę. Jestem pewien, że trener Probierz wyciśnie z Jagi wszystko co najlepsze i będziemy mieli w tym sezonie dużo radości oglądając Żółto-Czerwonych.
AndrzeJ