Morf | 2 Października 2025 g. 18:36 | Aktualizacja: 3 Października 2025 g. 19:15
Kilka lat temu, w wieczory w środku tygodnia, Kibice Jagiellonii mogli się ekscytować, oglądając w TV zmagania tuzów europejskiego futbolu, zaś ci bardziej zajadli śledzili poczynania innych polskich drużyn na międzynarodowych arenach.
Zazwyczaj były to bardzo krótkie i bolesne przygody. Rok temu coś się jednak zmieniło – europejska piłka dotarła na białostockie salony! Początkowo były to eliminacje do Ligi Mistrzów, następnie do Ligi Europy, by wreszcie nasza Jagiellonia mogła się mierzyć z innymi uczestnikami Ligi Konferencji, docierając aż do ćwierćfinału tych rozgrywek!
Czemu wspominam o tych powszechnie znanych wszystkim Kibicom faktach? Otóż we wczorajszy wieczór odniosłem nieodparte wrażenie, że co niektórym europejskie puchary już lekko spowszedniały. Wiem, że przeciwnikiem „Jagi” był zaledwie mistrz Malty – zespół Ħamrun Spartans – ale powszechnie panujący przed meczem optymizm, według którego mieliśmy gładko zwyciężyć 3, a może nawet i 4:0, odbieram jako lekkie lekceważenie mało znanego przeciwnika z malutkiego kraiku gdzieś pośrodku Morza Śródziemnego. Przecież w całym Ħamrun mieszka około 9,5 tys. osób, czyli mniej niż połowa pojemności naszego stadionu!
Zbierając wraz z redakcyjnym kolegą „Anglikiem” głosy na jagiellońskie projekty w ramach białostockiego Budżetu Obywatelskiego 2025, obserwowałem tłumy w żółto-czerwonych koszulkach i szalikach sunące na stadion. Ciężko było jednak wyczuć nastrój szczególnej ekscytacji. Dominował wspomniany wyżej optymizm, który można by streścić słowami śp. Franciszka F.: „h… tam grają, ogolimy frajerów”.
Nie ma się więc co dziwić rozczarowaniu 17 104 Kibiców zgromadzonych na Chorten Arenie, którzy od pierwszych minut, zamiast huraganowych ataków Jagiellonii, oglądali mądrą taktycznie grę gości znakomicie neutralizujących wszystkie atuty „Żółto-Czerwonych”. No, może prawie wszystkie – bo gdyby Afi celnie uderzył obok prawego słupka bramki Ħamrun Spartans w pierwszych fragmentach spotkania, to mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej. Mógłby, co nie oznacza, że by się potoczył…
Muszę się lojalnie przyznać, iż kolejny fragment meczu spędziłem przykryty „sektorówką” na Ultrze, więc moje zdolności percepcji tego, co zachodziło na murawie, były – nazwijmy to – dość ograniczone. Potem ponownie ograniczyły je dymy z pirotechniki użytej przez Ultrasów do oprawy. Myślę jednak, że niewiele straciłem, bo w przeciągu tych około 20 minut stadion wydał z siebie zaledwie dwa razy ryk znamionujący, że na placu wydarzyło się coś ważnego. Teraz wiem, że pierwszy był wynikiem znakomitej obrony Sławka Abramowicza po strzale któregoś z „Spartan” z dystansu, zaś drugi – fetowaniem gola Imaza. Niestety, gola nieuznanego ze względu na wcześniejszy faul Afiego. Wydarzyło się to w 38. minucie meczu i choć w końcowych fragmentach połowy nie byłem już niczym przykryty ani zadymiony, to nic godnego uwagi już na boisku nie dostrzegłem. Zresztą nie tylko ja, bo w przerwie na trybunach panowała atmosfera niedowierzania i rozczarowania. Przecież tak pięknie miało być… Wywiady, wizyty w zakładach pracy miały być (że tak pojadę „Seksmisją”). A tymczasem po pierwszych 45 minutach na tablicy wyników było 0:0, a w strzałach celnych 3:0 dla… GOŚCI!
Muszę tu jednak wspomnieć, iż była tego wieczoru część stadionu, która ani przez moment nie poddała się atmosferze marazmu opanowującej powoli inne sektory. Chodzi mi o „Młodą Ultrę”, która podczas meczu z Maltańczykami debiutowała na europejskich salonach. Dały dzieciaki czadu! Chyba pierwszy raz widziałem i słyszałem tak niesamowity „power” płynący z sektorów za bramką od ul. Ciołkowskiego. Tam rosną nam nowe roczniki fanów „Jagi”! Osobne gratulacje dla „Gniazdowego”, który całym tym towarzystwem dyrygował z taką wprawą, jakby niczego innego w życiu nie robił. Doping „Młodej Ultry” pozostawał w kontraście do tego z „Ultry dorosłej”, która kilka razy musiała być „stawiana do pionu” przez naszego „Gniazdowego”.
No dobra, wracajmy na boisko. Bo na drugą połowę wyszła już jakby trochę inna Jagiellonia. Nie mogę napisać, że rzuciliśmy się na gości jak „Reksio na kość”, ale co jakiś czas pod ich bramką dochodziło do sporego zamieszania. Wreszcie zaczęliśmy strzelać! Choćby uderzenie Stojinovicia po kornerze Wdowika, czy kolejny nieuznany gol Pululu po chyba zbyt późnym dograniu Wojtuszka. Widać jednak było, że jagiellońska machina ruszyła wreszcie z miejsca! I jak już ruszyła, to dojechała do 57. minuty, kiedy to piłkę przed polem karnym otrzymał Imaz i – jako że (na szczęście!) nie miał jej komu podać – zdecydował się na fenomenalny strzał, po którym piłka zatrzepotała przy lewym słupku bramki gości! Wiem, że nie tylko ja byłem skłonny uznać, iż spadła ona na zewnętrzną stronę siatki :-)
Dodatkowym ułatwieniem dla „Jagi” powinien być fakt, iż od 60. minuty przeciwnicy grali w osłabieniu – czerwoną kartkę za brutalny faul na Romanczuku otrzymał jeden z zawodników gości. Czy coś to w obrazie gry zmieniło? Niezbyt. Znowu mieliśmy kilka fajnych okazji do podwyższenia, jak choćby dwa fenomenalnie wybronione strzały Rallisa czy sytuacja, gdy Pozo zamiast strzelać, na siłę szukał podania do Afiego. „Spartanie” też nas postraszyli, ale albo na wysokości zadania stawał Sławek, albo mieliśmy szczęście. Ale ono podobno sprzyja lepszym. W czwartkowy wieczór faktycznie sprzyjało lepszym, ale lepszym tylko odrobinę…
Cóż ogólnie o tym meczu można napisać? Było to 15. nieprzegrane z rzędu spotkanie Jagiellonii. Zdobyliśmy pierwsze punkty w rozgrywkach ligowych Ligi Konferencji. Zachowaliśmy czyste konto z tyłu. I chyba tyle dobrego – jeśli wspomnianej „Młodej Ultry” nie liczyć. Zdecydowanie więcej jest rzeczy do poprawy. Kilku zawodników ponownie nie potwierdziło swoich aspiracji do gry w pierwszym składzie (Pozo, Lozano), choć byli i tacy, którzy pozytywnie zaskoczyli (Prip).
Trener Adrian ma nad czym myśleć. W niedzielę gramy u siebie z kielecką Koroną i chyba już nikt nie myśli, że mecz „wygra się sam”. Dlatego musimy pomóc naszej drużynie dopingiem, który nie pozostawi złudzeń, kto jest w tych „derbach barw” lepszy! Ale to już materiał na meczową zapowiedź, do której lektury zapraszam na nasze łamy za godzin kilka.
FoxJagiellonia Białystok 1-0 Ħamrun Spartans FC
Jesús Imaz 57
Jagiellonia: Abramowicz - Wojtuszek, Vital, Stojinović, Wdowik - Pozo (76. Prip), Flach (66. Lozano), Romanczuk, Imaz (86. Drachal), Pietuszewski - Pululu (86. Rállis).
Ħamrun: Bonello - Camenzuli, Bjeličić, Polito, Compri - Šimkus (67. Čađenović), Éder (77. Mouad El Fanis), Ćorić - Mbong, Koffi (77. Smajlagić), Thioune (77. Meijer).
żółte kartki: Pululu, Wdowik - Polito, Éder.
czerwona kartka: Joseph Mbong (62` Ħamrun).
sędziował: Igor Stojčevski (Macedonia Północna).
widzów: 17 469.