Jaga Jaga Jaga. Niepokój na najwyższych obrotach
Redakcja | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Jaga ciągle powoduje u mnie napięcie nerwowe do ostatnich granic. Teraz od pięciu kolejek znalazła się na pierwszym miejscu tabeli ekstraklasy i człowiek śledzi z drżeniem serca, jak długo się tam utrzyma, i kto z rywali ją dopadnie lub nie.
Od czasu, gdy chwilowo i przejściowo na popularności nieco straciło kupowanie i sprzedawanie meczów, okazało się, że o pierwsze miejsce w tabeli ekstraklasy mogą walczyć niekoniecznie kluby najbogatsze, bo do takich bynajmniej nie należy Jagiellonia Białystok czy Korona Kielce. A więc pozostaje zagadką, na ile te poprzednie mistrzostwa były wywalczone na boisku, a na ile pod obrusem.
W czasie spotkania Jagi z Polonią Bytom, posprzeczałem się z moimi współkibicami – Czarkiem, Andrzejem i Wojtkiem. Uważałem, że Jagiellonia powinna wygrać co najmniej 6:0, albo wręcz dwucyfrowo. Koledzy natomiast przywoływali mnie do porządku i domagali się ode mnie obiektywizmu, który wskazywałby, że powinno być 6:3, gdyż nie tylko Żółto-Czerwoni zmarnowali kilka dwustuprocentowych sytuacji. Bytomianie mieli również parę dobrych okazji, a nie udało się im wyłącznie ze względu na niesamowitą dyspozycję Grześka Sandomierskiego, który w piorunującym tempie wrócił do naszych warunków po przyjeździe z Ameryki i wybronił parę perfidnych strzałów. Tak nawiasem mówiąc, gdyby w reprezentacji Polski Grzesiek stał na bramce zamiast niejakiego Tytonia, to Polska wygrałaby 2:0, gdyż Sandomierski takich goli by nie wpuścił, jakie padły w Montrealu.
Cieszy mnie również postawa Tomka Frankowskiego, który zdobył dwie bramki nie z rzutów karnych, a z akcji, jako typowy lis pola karnego. Czekam teraz tylko na jego hat tricka, bo w Jadze jeszcze takowego nie uzyskał. No i bardzo fajnie, że w bramkę trafił piłką Tadas Kijanskas, mój wicekuzyn nazwiskowy, który poszedł w ślady swojego rodaka Andriusa Skerli, bo to dowodzi, że nie tylko napastnicy mogą w Jadze zdobywać gole. W każdym razie, Polonia w starciu z liderem była bez szans.
A na koniec, bardzo wzruszyło mnie zachowanie Darka Jareckiego, który zanim odszedł do Polonii Bytom, był najdłużej grającym zawodnikiem Jagiellonii i zostawił w Białymstoku kawał zdrowia. Po meczu został na murawie i wyściskał się z ludźmi z naszego klubu, a kibice kilkakrotnie wyskandowali jego nazwisko. Właściwie to do końca nie wiadomo, czemu klub się go pozbył, gdyż jest to zawodnik może i nie grający błyskotliwie, ale ciężko harujący na boisku jak Hermes i traktujący swój zawód z wielką powagą. Ja bym z nim nie rozwiązywał kontraktu. Uważam to za błąd zarządu. A jego zachowanie po meczu i reakcja kibiców – było to coś wspaniałego. Naprawdę, łzy w oczach. Mimo że odszedł do konkurencji, pozostał w naszych sercach, podobnie, jak Paweł Sobolewski. Takich ludzi trzeba szanować.
Szczytem perfidii losu byłoby, gdyby Jagiellonia Białystok zdobyła w tym sezonie mistrzostwo Polski, a wicemistrzem zostałaby np. Wisła Kraków. Trzecie miejsce mogłaby zająć Legia Warszawa a czwarte Lech Poznań, lub odwrotnie, nieważne. Największą bowiem satysfakcję mielibyśmy wtedy, gdyby Jaga bezpośrednio postawiła nogę na głowach tych rywali, którzy od lat sami między sobą wymieniali się fotelem lidera i zawsze uważani byli za etatowych faworytów. Jak na razie jednak, faworyci wskutek swojej słabości często nie są w stanie sprostać nawet dotychczasowym ligowym średniakom, więc satysfakcja z ich pokonania jest nieco mniejsza, aczkolwiek istnieje nadal jak najbardziej.
Obecnie Jaga ma akurat najsilniejszy skład w swojej historii, a przeciwnicy z elitarnej trójki są tak słabi, jak nie byli od wielu lat. Pokusa faktycznego zdobycia fotela lidera (a nie tylko walki o niego) zaczyna więc ogarniać już nie tylko Jagiellonię Białystok, ale też i Koronę Kielce, GKS Bełchatów, a może nawet również Lechię Gdańsk, a nie opuściła jeszcze chyba Polonii Warszawa. I to tym zespołom jak na razie Jagiellonia stara się uciec przed wydarciem sobie pierwszego miejsca w tabeli.
A zaczynało się zupełnie normalnie, remisem w pierwszej kolejce, 0:0 ze Śląskiem Wrocław. Remis ten był usprawiedliwiony faktem, iż był to czwarty mecz Jagiellonii o stawkę w ciągu dziesięciu dni, w tym – dwa spotkania z Arisem Saloniki w Lidze Europy i jedno (zwycięskie) z Lechem o Superpuchar. A potem się zaczęło! I żarło tak, że wszystkim kopary opadły! Po drugiej kolejce Jaga była już w tabeli druga, okupowała to miejsce przez rundę trzecią i czwartą, a od piątej, kiedy to zwyciężyła Wisłę Kraków 2:1 (co stało się 10 września 2010), dokonała historycznego osiągnięcia i znalazła się na pierwszym miejscu, które utrzymuje do dziś, czyli pięć kolejek z rzędu.
Ale aby wygrać cały sezon, Jaga nie musi przecież ciągle liderować. Wystarczy, aby nazbierała odpowiednią ilość punktów. Ile ich potrzeba, by na koniec rozgrywek wylądować na pudle? W ostatnich pięciu sezonach było tak:
2005/06 pierwsze miejsce: 66, drugie: 64, trzecie: 49.
2006/07 pierwsze miejsce: 62, drugie: 61, trzecie: 52.
2007/08 pierwsze miejsce: 77, drugie: 63, trzecie: 60.
2008/09 pierwsze miejsce: 64, drugie: 61, trzecie: 59.
2009/10 pierwsze miejsce: 65, drugie: 62, trzecie: 52.
Jak na obecny potencjał Jagiellonii, poprzeczka wcale nie wisi więc zbyt wysoko. Zważywszy, iż po dziewięciu kolejkach Żółto-Czerwoni nazbierali już 22 punkty, jeśli tylko utrzymane zostanie dotychczasowe tempo i nie trafi się jakaś zadyszka, zajęcie miejsca w pierwszej trójce jest zadaniem całkiem możliwym do zrealizowania. Obecnie średnio w jednym meczu Jaga zdobywa 2,44 pkt. Gdyby to pomnożyć przez 30 kolejek, za cały sezon wpadłoby 73 punkty, a więc całkiem, całkiem. Mamy najwięcej strzelonych bramek i najmniej straconych. Najważniejszą zatem kwestią jest aby nie spuszczać z tonu i lekkomyślnie nie trwonić dotychczasowego dorobku, jak to się zdarzyło w Gdyni z Arką.
Na pytanie Sport.pl o aspiracje Jagiellonii względem zdobycia mistrzostwa Polski, szkoleniowiec Jagi Michał Probierz odpowiada bez ogródek: „Czemu nie? Zdobyliśmy Puchar Polski, nie jesteśmy anonimową drużyną. Nie można się bać takich wyzwań, ale wiem, że kiedy nam się nie uda, ludzie się będą śmiać. Mistrzostwo Polski jest naszym celem. Na pewno przed nikim się nie położymy”. Gdyby to się udało, to zarówno wszyscy piłkarze z całym sztabem szkoleniowym, jak i rada nadzorcza oraz zarząd Jagiellonii zapisaliby się w historii miasta i regionu jeszcze większymi zgłoskami niż po zdobyciu Pucharu Polski – jako najbardziej efektywna ekipa Jagiellonii wszechczasów.
Rysiek Kijak
Foto: Michał Kardasz, Joanna Kijak