Czop | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Jestem przeciwko wybrykom i przemocy stosowanej zarówno przez kibiców, jak i przez władzę, jaka by ona nie była. Ale jestem za kibicowaniem
Żeby nie było zarzutu, iż zabieram głos a sam się kibicowsko nie udzielam, wyjaśniam, że do pracy latem chodzę w koszulce z emblematem Jagiellonii ("Since 1920 Jagiellonia Białystok"), zimą w żółto-czerwonym szaliku Żółto-Czerwonych, od lat regularnie uczęszczam na mecze domowe, bywam indywidualnie i na własny koszt na niektórych meczach wyjazdowych (z Pucharem, Superpucharem i Salonikami włącznie) oraz sparingach, pisuję nieodpłatnie artykuły na temat Jagi, kupuję pamiątkowe piłki meczowe wystawione na licytacjach charytatywnych, dokładam się do zbiórek na oprawy, zbieram nakrętki na wózki dla dzieci niepełnosprawnych, odwiedzam chore dzieci w szpitalu, powodzianom z Tarnobrzegu wrzuciłem na Jurowieckiej ubrania, zgrzewki z wodą mineralną i parę paczek proszków do prania. Kupuję też pestki, u kibiców, którzy twierdzą że dochód przeznaczają na oprawy. Ale żeby nie było że jest tak idealnie, więc muszę przyznać, że potem łupię te pestki podczas meczu, niestety.
Doping dwunastym zawodnikiem?
Po tym wstępnym oświadczeniu mogę już chyba z czystym sumieniem przejść do tematu. Otóż powszechnie panuje opinia, że zorganizowany doping pomaga drużynie wygrać zawody. Że im jest on silniejszy, tym większa jest motywacja zawodników. Oprócz kibiców, wagę dopingu kurtuazyjnie podkreślają bardzo często zawodnicy, dziękując szalikowcom za aktywność.
W piłce nożnej dopingującą publiczność określa się nawet mianem dwunastego zawodnika. Ale czy faktycznie tak jest? Jagiellonia jak się uprze, to mimo najbardziej frenetycznego dopingu przesra mecz, o czym można się było przekonać kiedy padła Twierdza Białystok, gdy Żółto-Czerwonych na ich własnym terenie pokonała taka Lechia, czy później Widzew.
A sytuacja odwrotna? Tu wiele do myślenia dały mecze całkowicie lub częściowo ogołocone z publiczności, w których gospodarze w różnych klubach ekstraklasy z reguły wygrywali. Np. Jaga z Koroną 4:0 (0:0), gdzie do przerwy piłkarze (głównie Bury) dostawali tylko opiernicz od pikników, i kto wie, czy to nie dlatego po przerwie bramki posypały się jak z rogu obfitości.
A więc czy kibicowski doping tak naprawdę ma wpływ na wynik? Nieważne. Czy ma, czy nie ma, mecz bez dopingu to jednak nie mecz. Różnica jest taka sama, jak pomiędzy filmem dźwiękowym a niemym.
Użytkownik naszego serwisu o nicku Koubi przedstawił nam kiedyś w komentarzu do artykułu „Wicemistrzostwo Polski było na wyciągnięcie ręki” taki zarzut: „Mam pytanie do właścicieli tej stronki i jednocześnie do najzagorzalszych kibiców Jagiellonii. Czy w pucharach też nie zamierzacie dopingować swojej drużynie i udawać kibiców? Jak długo ma potrwać ta cała szopka w Waszym wykonaniu, z której śmieją się już normalni kibice w całej Polsce? Czego oczekujecie i na co liczycie prowadząc swój protest? Przeprosin wojewody a może premiera Tuska? Proszę o rzetelną odpowiedź...”
Najwidoczniej mało zorientowany użytkownik Koubi uznał jagiellonię.net za reprezentantów protestującej grupy kibiców i za organizatorów tej akcji. Co prawda organizatorami protestu nie jesteśmy, ale zawarte w cytowanych pytaniach problemy warte są głębszej analizy i próby wyjaśnienia pewnych wątpliwości, co spróbuję uczynić.
Człowiek to zwierzę drapieżne
Zacznijmy od tego, iż człowiek to zwierzę drapieżne. Ma kły, żywi się mięsem (nieraz nawet surowym, w postaci tatara na przykład), cechuje go agresja. Jak każdego drapieżnika. Ale równocześnie owego drapieżnego ssaka zwanego człowiekiem charakteryzuje też inteligencja, zdolność do myślenia abstrakcyjnego i tendencja do normalizacji życia stadnego. Osobników wykazujących agresję wobec własnego otoczenia nie eliminuje się już fizycznie, jak kiedyś (ze względów humanitarnych), ale usuwa się ich na ubocze.
W społeczeństwie cywilizowanym obowiązuje umowa społeczna wyrażająca się zasadą, że żaden człowiek nie ma prawa prześladować ani poniżać innego człowieka. I gdyby wszyscy kibice stosowali się do tej zasady, nikt nie miałby pretekstu, aby ich szykanować. Tymczasem są osoby, które stawiają się wyżej niż ta zasada i nie mają oporów przed jej łamaniem, co z kolei daje pożywkę dla różnych opcji i sił politycznych, urzędowych czy policyjnych do popisywania się swoją czujnością.
Protestując przeciw represjom stosowanym czy to przez administrację rządową, czy samorządową, czy też klubową, nie można mylić przyczyny ze skutkiem. Prawda jest taka: gdyby nie było burd, to i nie byłoby represji. Choć oczywiście zdarzają się również prowokacje, najczęściej ze strony policji. Nikt jednak niestety nie ukrócił tego procederu poprzez odpowiednie jego udokumentowanie i sądowe zakończenie sprawy, z wyrokiem skazującym policyjnych prowokatorów. Ale częściej jednak to kibice swoim zachowaniem dają powód do pałowania.
Skoro panuje zasada, że żaden człowiek nie ma prawa prześladować ani poniżać innego człowieka, społeczeństwo musi mieć niezakłóconą możliwość oglądania dowolnie wybranych zawodów sportowych, oraz dopingowania swojego zawodnika czy swojej drużyny, bez zmuszania go do udziału w dodatkowych "atrakcjach" w postaci zamieszek, aktów przemocy czy wandalizmu.
O co walczymy a co zwalczamy
Do zachowań nagannych należy zaliczyć: wdzieranie się na stadion bez identyfikacji lub bez biletu; ignorowanie miejsca wyznaczonego biletem; ubliżanie policji oraz drużynie i kibicom przeciwnika, w formie wulgarnych okrzyków typu: strzelcie k***** gola, (nazwa zespołu) to stara k****, ***** PZPN, itd., itp.; wywieszanie transparentów i haseł o treści rasistowskiej, faszystowskiej i innej zakazanej prawem, itp.; przełamywanie ogrodzenia, niszczenie infrastruktury stadionowej i innego mienia; wyrywanie krzesełek i rzucanie nimi oraz kamieniami czy fragmentami muru na płytę boiska lub na korpusy fanów reprezentujących klub przeciwnika, albo na jakiekolwiek inne osoby; przedzieranie się do strefy buforowej; wybieganie na boisko, walka z kibicami rywali, bicie i kopanie uczestników i obsługi (piłkarzy, sędziów, mediów, ochrony, policji, chłopców do podawania piłek), zwłaszcza po zasłonięciu swojej fizjonomii kominiarką albo szalikiem (jeśli ktoś bierze ze sobą kominiarkę, to wiadomo, że planuje udział w awanturze); różne inne wybryki, jak uderzenie zawodnika Legii Rzeźniczaka przez przywódcę legijnych ultrasów Starucha, oplucie kibica przez Litara, herszta ultrasów Lecha, itp.; ustawki; mrożące krew w żyłach akcje na wyjazdach. Wiele z tych ekscesów postponuje cudzą godność, może też prowadzić do kalectwa albo śmierci czynnego lub biernego uczestnika zamieszek.
Są też kwestie mniej niebezpieczne i choć wzbudzają kontrowersje, to nadają się do negocjacji. Jest to np. stanie w trakcie meczu, przeszkadzające innym w śledzeniu wydarzeń na boisku; rozwijanie sektorówek; a przede wszystkim pirotechnika. Nikt przecież nie życzy sobie dostać racą w dziób i stracić oboje oczu oraz pół twarzy. Bo przecież to z tego właśnie powodu powstał zakaz, a nie z powodu nienawiści do producentów pirotechniki. Nikt też nie chce udusić się pod sektorówką, pod którą jakiś dowcipniś odpalił piro, a tak przecież bywało, chociażby na Słonecznej przed przenosinami Ultry. Można ustalić w drodze negocjacji, czy utrzymać zakaz, czy też pozwolić na odpalanie rac jedynie osobom przeszkolonym, czy to i tak nic nie zmieni.
Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców już 13 maja br. ogłosił, iż protestuje przeciwko:
- odpowiedzialności zbiorowej, która przybrała formę masowego zamykania stadionów i absurdalnego zakazu wyjazdów;
- zatrzymaniom „w blasku kamer telewizyjnych i fleszy aparatów fotograficznych” przy użyciu Grup Realizacyjnych Policji (przeznaczonych do zatrzymywania szczególnie niebezpiecznych przestępców) osób odpowiedzialnych za oprawy meczowe, odpalenie pirotechniki czy prowadzenie dopingu;
- wprowadzeniu zasady „zero tolerancji” skutkującej setkami mandatów w całej Polsce za popełniane przez kibiców drobne przewinienia, które na co dzień są niezauważane przez organy ścigania;
- karaniu za picie alkoholu przed i po meczach w sytuacji gdy Rząd pracuje nad zmianą ustawy mającej dopuścić do sprzedaży piwa na stadionach;
- wprowadzaniu cenzury na stadionach przez zakazanie prezentowania transparentów dotyczących aktualnej sytuacji społecznej;
- zakazom stadionowym za wynikające z atmosfery i klimatu meczu okrzyki, które obecne są w życiu codziennym i publicznym.
Dla jasności przydałoby się też wymienić w punktach, jakie zachowania pseudokibicowskie nie znajdują uznania w opinii stowarzyszeń kibiców, gdyż zostają uznane za naganne. Szalikowcy okupujący młyny, kotły i żylety powinni bardzo zdecydowanie odżegnać się od szkodliwych zachowań prezentowanych przez niektórych z nich i wyraźnie je potępić, silniej niż do tej pory, a wówczas z pewnością spotkają się z większym zrozumieniem i poparciem społecznym, a jednocześnie wytrącą z ręki broń przeciwnikowi wpychającemu całą kibicowską społeczność do jednego wora i karzącemu wszystkich za grzechy wąskiej grupy najbardziej rozpalonych kibolskich głów (stanowiącej kilka procent całości, co łatwo stwierdzić porównawszy liczebność tych, którzy w Bydgoszczy na zakończenie Pucharu Polski 2011 wybiegli na płytę, z tymi, którzy pozostali na swoich miejscach).
Czy musimy grać z k******?
Trzeba także zastanowić się, jaki sens mają wrzutki na kibiców gości (chodzi o kosy), i jaką rolę mają one pełnić. Jak pisze forumowicz Zuber888: Doping i oprawy na polskich stadionach są fantastyczne oprócz głupich piosenek w których to zawarta jest treść wulgarna, oczerniająca inne drużyny albo pochwalająca drużyny z którymi aktualnie ma się sztamę. Głupie to. Muszę się przyznać, że też kiedyś śpiewałem i teraz z tego wyrosłem. Przecież można dopingować w sposób kulturalny, żartobliwy (o wrogiej drużynie) ale nie wulgarny.
Można również rozważać, jaki sens mają kosy. No bo co do zgód, to rozumiem. Jedziesz na mecz, przyjmą cię, załatwią nocleg, napoją piwem, pogadają, pożartują. Ale kosy? Żeby się tłuc? Przy czym kosy istnieją tylko i wyłącznie w głowach co bardziej zapalczywych kibiców, ale na pewno nie w umysłach zawodników. Jakiś głupek napisał w SportowychFaktach, że „Arka Gdynia spadła z ligi, a ostatniego, piątego już gola strzelił jej bramkarz znienawidzonego Śląska”. Jakiego znienawidzonego? Przez kogo? Przez piłkarzy? Taki gracz nie może sobie pozwolić na nienawiść, bo dziś ma kontrakt z Arką, a jutro może wylądować właśnie w Śląsku.
Najnowszy przykład: mecz Jagiellonia-Irtysz. Po jego zakończeniu, na internetowych stronach kibicowskich można było natknąć się na takie teksty jak ten: „Mam pytanie dlaczego kibice po wznowieniu dopingu zaśpiewali ten mecz musimy wygrać wygramy wygramy k**** pokonamy. Pytam się dlaczego tak wulgarnie do drużyny, która nic o nas nie wie nigdy z nami nie grała i na pewno nic złego nie zrobiła. Dziwne i bolesne.”
Chodzi tu przecież tylko o minimum kultury. Bo co innego, gdy Bury znów spieprzy stuprocentową sytuację i zawiedzeni kibice jękną „kuuuu***!!!”, a co innego, gdy tysiąc gardeł śpiewa Bogu ducha winnym Kazachom: „k**** pokonamy”, niczym jakiejś Legii. Nigdy nie mogłem zrozumieć, cóż nam są winni piłkarze Legii, Lecha czy Lechii, żeby śpiewać do nich, że „k**** pokonamy”? Jeżeli już mamy te kosy, to z kim: z piłkarzami, czy z kibicami niektórych klubów? Cóż takiego złego zrobili nam zawodnicy? No a już wyzywanie Irtysza Pawłodar od k**** – całkiem nie mogę się nadziwić. A nie można było: „gości pokonamy”? Albo: „Irtysz pokonamy”?
Przed meczem z Irtyszem, kibice na Forum umówili się, że przeprowadzony zostanie doping na pełnej korbie, aby pokazać, co traci widowisko bez dopingu. I co z tego wyszło? Najpierw cisza, potem gwizdy na widzów z sektorów A7 i sąsiednich za ich próby dopingowania. Większość ludzi była zdezorientowana i zdziwiona taką reakcją, bo przecież nic nie wiedziano o tym, że jakiś sadysta kazał ultrasom rozwijać pakunki z transparentami przed wniesieniem ich na stadion (zamiast po prostu pobrać od osób wnoszących te rzeczy pisemne oświadczenia, że nie przemycają w swoich pakunkach żadnych środków pirotechnicznych i alkoholu, a na transparentach nie ma treści niedozwolonych), co spowodowało protest w postaci niespodziewanego zaniechania dopingu przez ultrasów, mimo wcześniejszych obietnic, że doping będzie się odbywał na maksa. Czy jednak nie można było negocjować wniesienia transparentów bez rezygnacji z dopingu?
Czy to są właściwe metody na szukanie sprzymierzeńców w walce z terroryzmem stosowanym wobec kibiców przez administrację państwową różnych szczebli? Jak napisał użytkownik naszego serwisu o nicku las: „Zgadzam się, że iluminacje przyjemnie się oglądało, ale do momentu, gdy świece zaczęły spadać na ludzi i płytę boiska. Następna sprawa to polityczne hasła. Kibice mają różne poglądy polityczne i polityka nie powinna być obecna na stadionie, bo to dzieli ludzi. A na stadionie musi być jedność we wspieraniu Naszej Drużyny. Jestem przeciwny poniżaniu rywala, bo poniżamy siebie (tak nisko się cenimy, że musimy grać z k******?).
Łomot i szczyty idiotyzmu
Kibice podnoszą fakt, że niesłusznie się ich oczernia, bo robią oprawy uatrakcyjniające widowiska, organizują zbiórki charytatywne, pomagają dzieciom w szpitalach i w domach dziecka, prowadzą akcje na rzecz swojego miasta. Ale przecież akurat oni usprawiedliwiają się nie w swoim imieniu. Jeżeli mają pretensje, że wszystkich wsadza się do wspólnego wora, to tylko dlatego, iż sami zbyt cicho artykułują swoją odrębność i zbyt słabo odżegnują się od grupy, która wyrywa krzesełka i wali nimi na oślep na lewo i prawo. Bo to tutaj jest główne zarzewie problemu. Nie chce mi się wierzyć, że ci sami kibice najpierw odwiedzają w szpitalu dzieci leczone na raka, wręczają im słodycze i zabawki, głaszczą po główkach, a następnie idą na mecz i rzucają krzesełkami czy kamieniami, stwarzając zagrożenie dla innych dzieci, które przypadkiem znalazły się w zasięgu rażenia.
To dzięki innej grupie kibiców, a nie tej wspomnianej wyżej przeżywamy teraz tę idiotyczną nagonkę, polityczną hecę i policyjną łapankę, w której wylewa się dziecko razem z kąpielą. Idiotyczną, bo tak samo jak agresywni kibice, tak samo agresywni politycy – jedni i drudzy nie mają umiaru. W Bydgoszczy na tegorocznym PP narozrabiali niektórzy kibice Legii i Lecha, ale za nich cierpią wszyscy pozostali. Co byli winni kibice Korony, którzy nie zostali później wpuszczeni na ligowy mecz z Legią? O co tak naprawdę chodziło, że ultrasom z Jagiellonii nie pozwolono wejść na Łuk (bo są różne wersje)? A już szczytem idiotyzmu była odmowa sprzedaży biletu facetowi z Krakowa, który chciał pójść na mecz Korony w Kielcach. Bo nie pochodził z właściwego województwa.
Działania władz, i państwowych, i samorządowych, i często klubowych, są żenujące i nieudolne. Widać to było w Bydgoszczy, gdzie z wielu województw ściągnięto potężne siły policyjne, i nie użyto ich do niczego. Widać to było w Kielcach, gdzie ukarano ludzi za słownictwo. Widać to było w Białymstoku pod Podlaskim Urzędem Wojewódzkim, gdzie wlepiono kibicom mandaty za udział w zalegalizowanym Konstytucją RP zgromadzeniu spontanicznym. A przed meczami: aresztowanie flag i transparentów (mimo że zawierają treści dozwolone), wymachiwanie probierzem trzeźwości, kontrole osobiste. No czysta głupota i żenada. Zresztą prężenie policyjnych muskułów akurat w Białymstoku jest o tyle bezsensowne, że od dobrych kilku lat nie zdarzyła się tu żadna poważna awantura kibicowska, zwłaszcza od czasu gdy został zlikwidowany sektor dla gości, zatem owe żałosne policyjne pokazówki (radiowozy, armatki wodne, shotguny, psy) można traktować bardziej jako perfidną prowokację niż skuteczną prewencję.
Czy warto było?
Tak czy inaczej, problem burd podczas meczów piłki nożnej musi zostać rozwiązany, ale w taki sposób, aby nie zginęła idea kibicowania, a drużyna aby czuła wsparcie. Już nie podając przykładów Hiszpanii czy Anglii, bo niektórych nie wiedzieć czemu te przykłady drażnią (choć można by tam pojechać na miesiąc i dokładnie wywiedzieć się co do szczegółów, jak im się to udało), trzeba zacząć przede wszystkim od tego, aby skutecznie identyfikować sprawców i karać tylko ich, bez stosowania odpowiedzialności zbiorowej, która jest właściwą dla ustrojów totalitarnych, i tu jej nie chcemy.
Podstawowym narzędziem mającym służyć do uspokojenia co bardziej krewkich szalikowców powinna być edukacja. Uświadamianie skutków stwarzanego przez nich niebezpieczeństwa. Skutków dla osób drugich i dla nich samych. Pokazywanie pozytywnych przykładów. Oraz wytworzenie poczucia nieuchronności kary. Obowiązek współpracy klubów ze stowarzyszeniami kibiców w celu zapewnienia bezpieczeństwa. Większy udział i odpowiedzialność Państwa za zabezpieczanie imprez masowych.
Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców postanowił zainicjować ogólnopolską akcję „Kibice za bezpieczeństwem”. Związek postuluje m.in. konieczność sprecyzowania przesłanek dających wojewodzie prawo do odwołania imprezy masowej, wyeliminowanie „zakazu stadionowego” lub możliwość skrócenia go po upływie 1/3 czasu jego trwania, przymus posiadania karty kibica, całkowity zakaz sprzedaży napojów alkoholowych na stadionach, obowiązek prowadzenia i finansowania działalności edukacyjnej i sportowej dla klubów oraz stowarzyszeń kibiców przez samorządy.
Inni, bardziej radykalni w poglądach, biorąc przykłady funkcjonujące w różnych krajach, proponują z kolei: precyzyjne namierzanie winowajców, wysokie grzywny, utrzymanie i skuteczną egzekucję zakazów stadionowych (orzekanych przez sądy na ligę, puchary i reprezentację), trwałe rozśrodkowanie młynów, żylet, ultr i innych tego typu ośrodków, bo w grupie wzrasta odwaga i poczucie bezkarności (takie rozśrodkowanie jest tożsame z likwidacją zorganizowanego dopingu!), zakaz zakrywania twarzy, no i – zakaz organizowania zbiorowych wyjazdów kibiców na stadiony gospodarzy, równoznaczny z zaprzestaniem przyjmowania zorganizowanych grup kibiców gości, mający rekomendację Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz poparcie PZPN i prawie wszystkich klubów z Jagiellonią włącznie.
Niektórzy – pokroju owego „bohatera”, który w Bydgoszczy, zasłonięty od stóp do głów, podbiegł z tyłu do mającego zajęte ręce, niczego nie spodziewającego się kamerzysty (ależ mi odwaga!) i kopniakiem w pośladek posłał go na podłoże – powinni się zastanowić: warto było?
Czop
(W niniejszym artykule wyrażam swoją własną opinię)
Foto: Michał Kardasz, Jagiellonia.net; Andrzej Jakubowski, Jagiellonia.net