Czop | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Bardzo liczyłem na to, że w swoim pierwszym występie w szeregach Jagiellonii Grzesiek Rasiak zademonstruje wejście smoka i takiemu przeciwnikowi jak Niemen Grodno strzeli ze dwie bramki, od pierwszej chwili stając się postrachem obrońców na naszych boiskach.
Wprawdzie Niemen – choć bez wątpienia jest lepszy od Jagi, zarówno w jej składzie sprzed dwóch lat, kiedy to wygrał u nas 3:1, jak i od Jagi w składzie rezerwowym z piątku 7 października 2011 r., kiedy to zwyciężył 2:0 (mimo że w białoruskiej ekstraklasie zajmuje dopiero przedostatnie miejsce) – to jednak raz dał się pokonać Tomkowi Frankowskiemu. Skoro Franek mógł im wbić gola dwa lata temu, to czemu nie teraz Rasiak?
Niestety, na dzień dobry nie zobaczyliśmy wejścia smoka: po faulu na swojej własnej osobie w polu karnym, nie wykorzystał rzutu karnego, bo podszedł do niego w lekceważący sposób, bez koncentracji, na zbyt dużym luzie. Kopnął gałę prosto w bramkarza, bramkarz nie przestraszył się tego i nie uciekł, więc nie pozostało mu nic innego jak obronić strzał. I tylko w tym elemencie Rasiakowi udało się jak na razie pójść w ślady naszego Franka Łowcy Bramek.
Nie twierdzę jednak, że występ naszego nowego, słynnego w Polsce i za granicą napastnika, był zupełnie nieudany. Jeśli sparing z Niemnem potraktować w przypadku Grześka jako doskonałą okazję do jego zgrania się z drużyną, a drużyny do zgrania się z nim, oraz do złapania przez niego utraconego od co najmniej pół roku rytmu meczowego, to okazał się on bardzo pożyteczny. Przede wszystkim potwierdziło się, że Rasiak jest w dobrej kondycji fizycznej, bo wytrzymał na murawie od początku do końca i nie wyglądał na zmęczonego. Co prawda nie szalał po całym boisku, i nie można powiedzieć, że wszędzie było go pełno: przeważnie czyhał na okazję w okolicy pola karnego przeciwnika. Z upływem czasu widać też było, że zawodnicy coraz bardziej się rozumieją, choć jak zwykle brakowało dobrego wykończenia akcji, więc to zrozumienie nie przełożyło się na wynik. Również wyskoki Rasiaka do wysokich piłek mijały się z celem, choć trzeba przyznać, że w niezbyt dużej odległości.
Najbardziej jednak spodobało mi się zachowanie Rasiaka w 76. minucie, kiedy to został sfaulowany jeden z naszych piłkarzy, co zwróciło uwagę sędziego i większości zawodników obu drużyn, a w tym czasie Grzesiek, na wszelki wypadek, nie zważając na nic, spokojnie pobiegł sobie z piłką w stronę bramki przeciwnika, minął bramkarza i flegmatycznie wtoczył futbolówkę do bramki. Gol był zdobyty w jak najbardziej prawidłowy sposób, jednak arbiter go nie uznał, gdyż stwierdził, iż jeszcze nie pozwolił na wznowienie gry. Szkopuł jednak w tym, że sędzia tej gry wcale nie przerywał, bo... zapomniał dmuchnąć w gwizdek, gdy nastąpił wspomniany wyżej faul. Gdyby arbiter rzeczywiście gwizdnął, a zawodnik mimo tego pozwoliłby sobie na taki wybryk jak urządzenie truchtem wycieczki z piłką przez pół boiska i zakończenie jej strzeleniem gola, to musiałby otrzymać co najmniej żółtko, o ile nie czerwień. A tego sędzia także nie uczynił.
Czym mi w tej akcji Rasiak zaimponował? Ano tym, że po prostu grał. Że skoro nie słyszał gwizdka, to nie przerywał i dalej robił swoje. Większość piłkarzy bowiem, po takim faulu ogląda się na sędziego, robi zbiegowisko, strona poszkodowana udowadnia że było przewinienie, strona przeciwna – że nie było. Jednym słowem, zamiast grać – sędziują. Tymczasem recepta na sukces jest prostsza. Nie sędziować. Grać. Nie ma gwizdka – nie przerywamy. Nie dyskutujemy. Nie sędziujemy. Walczymy dalej.
Sądzę więc, że Rasiak jest już „po rozruchu”, pierwsze koty za płoty, i teraz nie pozostaje mu nic innego, jak pokazanie nam pełnej gamy swoich piłkarskich możliwości.
Czop
Foto: Michał Kardasz, jagiellonia.net