Relacja z turnieju w Moskwie
Redakcja  |  1 Lutego 2015  g. 11:14
Poniżej przedstawiamy relację z wyjazdu kibiców Jagiellonii na turniej w Moskwie. Nieodzowny element kibicowskiego życia i przygoda, która pozostaje w pamięci na całe lata. Zapraszamy do lektury.


We wrześniu tego roku po raz kolejny zostaliśmy zaproszeni na turniej kibiców, organizowany przez kibiców Spartaka Moskwa. Od razu zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Początkowo chętnych na podróż było 19 osób, jednak ze względu na szkołę, pracę, rodzinę czy też brak ważnego paszportu z pierwotnej 19 zostało jedynie 14 osób. Dzięki pomocy kibiców Spartaka udało nam się w miarę szybko załatwić wizę na kilkudniowy pobyt w Rosji. Początkowo mieliśmy w planach zrobienie wiz na przejazd przez Białoruś, jednak zabrakło nam czasu.

Za środek transportu obraliśmy sobie busa. Na samym początku myśleliśmy o podróży samolotem, gdyż bilety w promocji były tańsze niż koszta wynajmu busa czy też jazdy pociągiem. Haczyki związane z promocją sprawiły, że wybraliśmy busa.

Wyjazd z Białegostoku zaplanowany był na czwartek rano. Niestety, tragedia, do jakiej doszło podczas wyjazdu na Wisłę Kraków i śmierć jednego z naszych braci po szalu, a w następstwie jego pogrzeb, który zaplanowany był na czwartek na godzinę 14:00 sprawił, że odwołaliśmy wyjazd z samego rana. Przełożyliśmy go na godziny popołudniowe, kiedy to będzie już po uroczystościach pogrzebowych.

We czwartek rano z nieznanych nam powodów wycofał się jeszcze jeden kolega , który miał uczestniczyć w wyprawie na Moskwę. W zamian za to do naszej grupy dołączyła przesympatyczna koleżanka, fanka Spartaka Moskwa, która na co dzień pracuje w Polsce i która również wybierała się na turniej.

Po godzinie 16:00 wszyscy zainteresowani zebrali się na dworcu PKS, skąd zaplanowany był odjazd. Niestety, na dworcu pojawił się również samochód tajniaków, którzy obserwowali nasze przygotowania do wyjazdu. Szybka wymiana walut w kantorach, zapakowanie wszystkich rzeczy do busa, ostatnie rozmowy z znajomymi, którzy przyszli nas pożegnać przed podróżą, ostatnie zakupy i około 17:00 wyruszyliśmy w drogę. Zajebista atmosfera towarzyszyła nam od samego początku podróży, aż... do wyjazdu z miasta Białystok. Kilka kilometrów za stolicą Podlasia, "stróże prawa" zrobili blokadę drogową i zatrzymali nasz bus. Naszą szesnastkę (w tym dwóch kierowców busa) czekał komitet powitalny w postaci ośmiu kabaryn, w tym jednej Inspekcji transportu drogowego. Po zatrzymaniu auta kazano nam wszystkim wysiąść z pojazdu, wyciągnąć i wypakować wszystkie rzeczy. Oprócz spisywania i przetrzepania wszystkich toreb podróżnych, sprawdzane były telefony. Wszyscy zadawali pytanie, po co to wszystko? Czy w normalnym (tak bynajmniej jeszcze niektórym się wydawało) kraju, człowiek nawet jak wyjeżdża na wycieczkę za granicę jest napadany przed takie siły policyjne? Co sobie myślał policjant wydający zgodę na taką akcje? Że my tam broń i amunicję przewozimy ? Jeszcze niedawno komendant główny żalił się, że policja nie ma pieniędzy przez obstawianie i konwojowanie kibiców, a tu kilku fanów Jagi jadących pograć w piłkę w Moskwie, jest zatrzymywany przez dwu, a może nawet trzykrotnie większą liczbę policjantów. Sami zabezpieczający policjanci śmieli się z tej akcji, ale jak sami mówili, oni wykonują tylko polecenia przełożonych, a jeden z nich skwitował "co mamy zrobić, że mamy pojebanego komendanta ?". No cóż, my też nic nie możemy zrobić.

Po godzinnym zamieszaniu, sprawdzaniu, a przede wszystkim rozwaleniu naszych bagaży, mogliśmy zapakować się nasze rzeczy z powrotem na busa i wyruszyć w dalszą drogę. Przez całą dalszą drogę jechał za nami nieoznakowany radiowóz.

Po kilkunastu minutach nastroje się poprawiły i ponownie w bardzo wesołej atmosferze kontynuowaliśmy jazdę. Przed samym Augustowem zatrzymaliśmy się na stacji, by zakupić jeszcze brakujące nam rzeczy , o których przypomniało się niektórym już w trakcie podróży. Niestety, na stacji nie udało się zakupić wszystkiego, więc postanowiliśmy jeszcze zatrzymać się przy wyjeździe z Suwałk przy jednym z supermarketów. Trochę dziwnie patrzyli się na nas miejscowi mieszkańcy, widząc biegających po sklepie ubranych w żółto-czerwone barwy osobników. Chyba za Jagiellonią w Suwałkach nie przepadają ? Nieważne. Zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przejazd przez granice odbył się bez przeszkód (mieliśmy obawy czy nasi "stróżowie prawa" nie powiadomią sąsiadów, by ci uprzykrzyli nam trochę życie) i kontynuowaliśmy dalej drogę.

Dyskusje, opowieści z kibicowskiej historii, a do tego muzyka, piwko i wódeczka, sprawiały, że czas mijał bardzo szybko i zanim się zorientowaliśmy byliśmy już na Łotwie. Wjazd na terytorium Łotwy dało się odczuć głównie przez bardzo słabą jakość dróg. Ci, co raczyli się jeszcze wódeczką, mieli naprawdę dużo problemów z wypiciem choćby jednej działki , tak by się nie pooblewać. Drogi na Łotwie są tragiczne. A do tego doszły później remonty i nocne błąkanie się po jakiś wioskach (dzięki objazdom).

Około godziny 2:45 polskiego czasu dotarliśmy do przejścia granicznego z Rosją. Wydawało się, że nie ma za dużych kolejek na przejściu granicznym, jednak praca służb granicznych była bardzo wolna. Około 3 godzin czekaliśmy, aby dotrzeć do terminalu, a później jeszcze przez ponad 2 godziny byliśmy sprawdzani. W sumie całe przejście przez granicę łotewsko-rosyjską zajęło nam prawie 5,5 godziny. Po wjeździe na terytorium Rosji udaliśmy się na stację benzynową w celu uzupełnienia płynów, zakupienia sobie czegoś ciepłego do jedzenia. Kierowcy zatankowali busika i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Wydawało się, że droga przez Łotwę była tragiczna i gorsza już być nie mogła, a jednak w Rosji spotkaliśmy się z tym samym, a momentami nawet z gorszą nawierzchnią. W takiej podróży zaśnięcie na dłuższy czas graniczyło z cudem. Przejazd przez Rosję dłużył się okrutnie, głównie przez zmęczenie. Kilkunastominutowe drzemki nie pozwalały dobrze wypocząć, a wszyscy szykowali siły na Moskwę, na imprezkę i na zwiedzanie.

Około 18:00 miejscowego czasu byliśmy już w okolicach Moskwy. Tam jakość dróg znacznie się poprawiła, dzięki czemu mogliśmy przyśpieszyć. Mieliśmy dużo szczęścia, że nie utknęliśmy w większych korkach. W Moskwie, podobnie jak u nas w Warszawie, gdy przychodzi weekend, wszyscy wyjeżdżają z miasta. Mając ze sobą koleżankę ze Spartaka szybko udało nam się ustalić, gdzie leży hostel i tam trafić. Po przyjeździe na miejsce, po kilku minutach dojechało do nas dwóch koleżków z Jagiellonii. Jeden z nich obecnie mieszka i pracuje w Moskwie, drugi jest natomiast z Lwowa i przyleciał na turniej. W miarę szybko ogarnęliśmy pokoje, rozpakowaliśmy się itd. Każdy wziął prysznic, odświeżył się, zjadł małą kolacyjkę i około 22:00 wszyscy byliśmy iść na dyskotekę, którą ogarnęli nam wyżej wspomniani koledzy.

Pojechaliśmy do jednej z lepszych dyskotek, co dało się zauważyć już na samym wejściu. Po szybkiej, a jednocześnie konkretnej kontroli wszyscy weszliśmy na disco. Pomimo, że było już po 23:00 lokal świecił pustkami. Zasiedliśmy w jednej z lóż, ziomki zamówiły nam w końcu coś normalnego do jedzenia (ziemniaczki z mielonym i sałatką), a my czekając na szamkę ruszyliśmy z materiałem. Na rozgrzewkę poszły ze dwie litrowe buteleczki i piwko, następnie przyszło zamówione jedzonko.

W tym samym czasie dyskoteka zaczęła się powoli zapełniać. Gdy wszyscy zjedliśmy kolacyjkę i ruszyliśmy z kolejnymi działeczkami, impreza rozkręcała się na dobre. Pomieszczenie, fajniutkie kelnereczki, kręcące non stop dupciami oraz zajebista atmosfera, która polepszała się z każdą minutą sprawiały, że każdy z nas był pod ogromnym wrażeniem. Później poszło już z górki. Wódka lała się litrami, podobnie piwko nie wszyscy konsumowali 40% trunek) , były tańce i hulańce. Elegancko wyglądały sytuacje, kiedy ludzi tańczyli na stołach. Jeszcze lepsze wrażenie robiły kelnerki, które tańczyły na barze. Kilkakrotnie zaznaczaliśmy swoją obecność śpiewem. Około godziny 4:00 niektórym powoli zaczął urywać się film, bądź byli już w stanie wyraźnie po spożyciu dużej ilości alkoholu. Wtedy właśnie powoli zaczęliśmy się zawijać do hostelu. Jechaliśmy tam na dwie rundy i około 5:30 wszyscy w komplecie byliśmy już w hostelu. Po powrocie niektórzy pokładli się spać, a jeszcze inni konsumowali dalej "czystą" zapominając, że z samego rana jedziemy grać w piłkę.

Pobudka początkowa zaplanowana była na godzinę 8:00, jednak przesunięta została o pół godziny. Bez problemu wstały 3 osoby, reszta jeszcze smacznie spała. Na 9:15 umówieni byliśmy pod hostelem z kibicem Spartaka, który ogarną nam busika i który miał zawieść nas na miejsce rozgrywania turnieju. Do godziny 9:00 udało obudzić jedynie 6 osób, a pozostała siódemka spała dalej. Zdając sobie sprawę, że trochę lipa przyjechać na turniej kibiców i w ogóle na niego nie dotrzeć, postanowiliśmy na siłę wybudzić pozostałych. I udało się to wobec 4 osoób, a pozostałe dwie nie dały się wybudzić, więc postanowiliśmy zostawić ich w hostelu. Jedna osoba na turniej jechała z całym swoim bagażem, gdyż nie było innego sposobu, by wyrwać go z łóżka, jak wmówienie, że po turnieju nie wracamy już do tego hostelu.

Kilka minut przed 10:00 zajechaliśmy na miejsce, gdzie rozgrywany miał być turniej.

Dwa lata temu, gdy byliśmy na turnieju kibiców w Moskwie, rozgrywany był on na bocznych boiskach Stadionu Łużniki. W tym roku do organizacji turnieju fani Spartaka wykorzystali boiska treningowe Akademii Piłkarskiej Spartaka. Na trzech boiskach treningowych zrobionych było 10 małych boisk, na których mecze rozgrywało 50 drużyn. Większość z nich tworzyły grupy ultras bądź hooligans Spartaka i fan-cluby. Oprócz nas z zagranicy stawili się fani z Belgradu (Crvena Zvezda), Rygi, Kalingradu.

Po szybkim otwarciu turnieju, udaliśmy się na najdalej oddalony plac gry, gdzie znajdowały się boiska 9 i 10 i na których mieliśmy grać swoje mecze. Pierwszy nasz mecz zaplanowano na 10:20. Nasza ekipa nie wyglądała najlepiej pomimo, że wsparci zostaliśmy 3 naszymi kolegami (dwóm wcześniej wspominanym i jeszcze jednym, który również w obecnej chwili mieszka i pracuje w Rosji), którzy zresztą wczoraj również uczestniczyli w dyskotekowej imprezce i skończyli podobnie jak większość z nas.

Pierwszy mecz zaczęliśmy od obiecujących ataków. Pomimo, że piłka bardziej przypadkowo odbijała nam się od nóg to przedostawaliśmy się pod pole bramkowe rywala, ale niestety nie dając rady oddać skutecznego strzału. Po kilku minutach ze zmęczenia padł pierwszy nasz zawodnik. Jego zejście znacznie osłabiło naszą grę, gdyż był on pewnym punktem naszej obrony.

W około 6 minucie po dramatycznym błędzie naszego bramkarza, który nie dał rady dokładnie zlokalizować lecącej w stronę bramki piłki, puścił ją pod nogami dając prowadzenie naszym przeciwnikom. Sytuacja ta wywołała mnóstwo śmiechu i radości wśród kibiców oglądających nasz mecz. Po tejże sytuacji nasz bramkarz opuścił plac gry, dając sobie spokój z piłką w dniu dzisiejszym. Chwilę później padła kolejna bramka i to nie my ją strzeliliśmy. Wynikiem 2-0 zakończyła się pierwsza połowa, a w drugiej mimo prób i dużego zaangażowania naszych zawodników nie udało się nic strzelić, przy czym straciliśmy 2 bramki. 4-0 w pierwszym meczu nie był wymarzonym startem w turnieju. Jednak nikt się nie załamywał, a wręcz przeciwnie - mobilizował do większej walki.

Po 40minutowej przerwie, w której część odpoczywała, a druga część ruszyła w poszukiwaniu napojów gaszących pragnienie oraz zabijających tak zwanego kaca. Drugi mecz również zaczęliśmy nieźle, jednak po kilka minutach to rywale się rozkręcili i przejęli inicjatywę. Atakowali naszą bramkę przez cały czas w poprzeczkę i słupki trafiając grubo ponad 10 razy. No i niestety (dla nas) dwukrotnie udało im się trafić do siatki, a mecz zakończył się rezultatem 0-2.

My jednak nadal nie poddawaliśmy się oraz liczyliśmy na jakieś punkty bądź brameczki. Część osób niebiorąca udziału w rozgrywkach piłkarski prowadziła inne zawody, w żłopaniu piwka, bądź wódeczki. Niełatwo mieli zawodnicy tego mini turnieju, gdyż na obiekcie obowiązywał zakaz spożywania napojów alkoholowych, a wszędzie stali jacyś policjanci.

Z wielkimi nadziejami wyszliśmy do trzeciego meczu, licząc na korzystny wynik. Nasze plany i nadzieje szybko jednak zostały rozwiane, gdyż przeciwnik doskonale potrafił grać w piłkę, klepiąc ją jak nasi profesjonalni zawodnicy. Staraliśmy się i walczyliśmy, jednak nic z tego nie wyszło. Zabrakło może trochę sił ? Trudno powiedzieć. Trudno powiedzieć również ile straciliśmy bramek, bo ciężko było je zliczyć. Wiadomo jednak na 100%, że my nic nie ustrzeliliśmy.

Do czwartego, ostatniego meczu, podeszliśmy już bardziej wyluzowani. Wiedząc, że straciliśmy szanse na awans, bez żadnej presji rozegraliśmy niezłe spotkanie. Pomimo, że jak zawsze, pierwsi straciliśmy bramkę, to graliśmy dość pewnie, stwarzając groźne sytuacje podbramkowe. W drugiej połowie udało nam się nawet wyrównać, a chwilę później strzelić kolejną bramkę, która okazała się zwycięską!

Podsumowując wszystkie cztery mecze wypadliśmy w nich na tle przeciwnika raczej słabo. Z informacji, jakie otrzymaliśmy w trakcie turnieju, prawie każda z drużyn przygotowywała się do turnieju trenując nawet po kilka razy w tygodniu. Nasza paczką trenowała co innego, czego efektem są wyniki.

Dodać trzeba, że wszystkie mecze odbywały się w miłej atmosferze, bez żadnych brutalnych fauli. Przed każdym meczem wszyscy serdecznie się witali, a po spotkaniach dziękowali sobie za grę i robili wspólne zdjęcie.

Po odpadnięciu z turnieju udaliśmy się do stolika organizacyjnego, gdzie dostaliśmy pamiątkowy dyplom, zrobiono nam fotkę i podziękowano za przyjazd i uczestnictwo. Po tym wszystkim udaliśmy się do aut i ruszyliśmy do jednego z naszych kolegów do domu, by obejrzeć w telewizji mecz Jagiellonii z GKSem Bełchatów. 9-kilometrowy odcinek drogi pokonywaliśmy godzinę czasu, spóźniając się delikatnie na mecz. Wszystko przez okropne korki, które w centrum miasta są 24 godziny na dobę. Do tego dochodzi kultura jazdy miejscowych kierowców, którzy wpychają się wszędzie. Proszę sobie wyobrazić wieczny korek na 8 pasmowej drodze w jedną stronę! Gdy zajechaliśmy w docelowe miejsce, pierwsza grupka, która wsiadła do windy miała ogromnego pecha, ponieważ winda się zacięła, blokując ich wszystkich w środku. Próby otwarcia jej nie udały się i dopiero pomoc jakiegoś mechanika, który przybył na miejscu po 45 minutach, sprawiły, że winda się otworzyła, uwalniając naszych koleżków.

Postanowiliśmy nie korzystać z windy i na trzecie piętro udać się piechotą :) Samo oglądanie meczu minęło w przyjemnej i radosnej atmosferze, głównie dzięki korzystnemu wynikowi i piwku, które można było sobie sączyć po ciężkim turnieju.

Po meczu Jagi wyszliśmy od kolegi i udaliśmy się w stronę hostelu, w celu ogarnięcia się, gdyż wieczorem zaproszeni byliśmy przez fanów Spartaka na małą imprezkę do ich kibicowskiego pubu. Ze względu, że mieliśmy sporo czasu, większość porozbijała się przy hostelu w mniejsze grupki i ruszyła w poszukiwaniu szamki. Skorzystaliśmy z restauracji tuż obok hostelu oraz pizzerii , która znajdowała się na tym samym piętrze, co nasz hostel, dosłownie na przeciwko naszych drzwi (robili tam pizze na zamówienia telefoniczne, jednak nam też ją przygotowali). Popołudnie minęło bardzo szybko i około 20:00 pod naszym hostelem czekało już kilku fanów Spartaka, którzy zabrać mieli nas do pubu.

Większość z nas była już zmęczona wczorajszą imprezką i całym dzisiejszym dniem, jednak śmiało ruszyła, stwierdzając, że odpocznie się po powrocie w domu.

W knajpie, do której zabrał nas Spartak, byli już inni uczestnicy turnieju, m.in. Crvena Zvezda, Ryga. Początkowo ugoszczono nas małą kolacyjką, a między czasie przynosząc piwko i wódeczkę. Impreza zaczęła się na dobre. Im więcej spożytego alkoholu, tym łatwiej było się ze sobą dogadać. Rosjanie opowiadali o swojej scenie kibicowskiej , my o swojej. Cała zabawa trwała do około 1:00 i zakończyła się bijatyką pomiędzy pojedynczymi osobami ze Spartaka. Jak sami oni twierdzą, u nich to normalne.

Niektórzy z naszych byli już nieźle wstawieni, więc postanowiliśmy zakończyć imprezkę i ruszyć w centrum Moskwy jeszcze trochę pozwiedzać. Wesołe towarzystwo zahaczyło jeszcze o sklep w celu zakupów jakiegoś podtrzymywacza życia. Następnie udaliśmy się na Plac Czerwony. Niestety, nie dane było pospacerować sobie po nim, bo akurat skończył się pokaz laserów i cały plac był zablokowany barierkami. Na około przeszliśmy na drugą stronę placu, zrobiliśmy sobie kilkanaście fotek i ruszyliśmy w stronę hostelu.

Przez cały czas towarzyszyły nam dwie sympatyczne koleżanki, fanki Spartaka. Zaszliśmy do sklepu zakupiliśmy jeszcze trochę prowiantu i dalej w drogę. Przed hostelem niektórzy odwiedzili jeszcze McDonalda a inni skorzystali pizzerii tuż koło drzwi naszego hostelu.

W hostelu jeszcze przez około 2 godzin pohałasowaliśmy zanim towarzystwo rozeszło się spać. Trochę wkurzyliśmy recepcjonistkę, która sobie spała. Widocznie głośna muzyka i to do tego po polsku, nie pozwalała zmrużyć jej oka. Około 4:00 koleżanki zawinęły się do domów, a my powoli kończyliśmy piwko bądź wódkę i rozchodziliśmy się również spać. W niedzielę pobudka zaplanowana była na 9:00 rano. W planach było zwiedzanie i następnie mecz Spartaka z Tom Tomskiem.

Cały nasz plan z samego rana popsuła nam recepcjonistka, która oznajmiła, iż doba hostelowa kończy się o 12:00 i albo płacimy albo mamy się wynieść. Nikt jej płacić nie miał zamiaru, więc postanowiliśmy zawijać się z tego pierdolniku. Kierowcom busa, którzy również mieszkami z nami oznajmiliśmy, jaka jest sytuacja. Ci w miarę szybko ogarnęli busa i około 13:00 opuściliśmy hostelik.

Nie mając możliwości konkretniejszego pozwiedzania, postanowiliśmy się udać na jakiś rynek w celu zakupu pamiątek. Zapytaliśmy miejscowych , gdzie można znaleźć podobne miejsce, a ci nam szybko i sprawnie wytłumaczyli. Pojechaliśmy na Nowy Arbat, czyli na jedną z główniejszych ulic Moskwy. Ceny pamiątek były oszałamiające, jednak to nie przestraszyło nas... a przynajmniej większości z nas, bo byli tacy, którzy zamiast zakupu pamiątek i pozwiedzania sklepów, wybrali zwiedzanie piwiarni. Czasu nie mieliśmy za dużo, więc szybko ogarnęliśmy to, co mieliśmy w planach i ruszyliśmy dalej.

Kontaktując się z koleżanką ze Spartaka oraz naszym ziomkiem z Jagi okazało się, że mamy jeszcze trochę czasu. Przejeżdżając w danej chwili koło największej na świecie Cerkwi postanowiliśmy się tam zatrzymać i ją zwiedzić. Tak też uczyniliśmy. Po około godzinie czasu dołączyła do nas koleżanka i ruszyliśmy pod stadion.

Na miejscu zetknęliśmy się z bardzo dziwną sytuacją. Otóż, obok stadionu Łużniki, na którym Spartak rozgrywa swoje spotkania, w tym samym czasie, w hali leżącej 100 metrów od stadionu, mecz hokeja rozgrywa inna drużyna z Moskwy - Dynamo. Jak nam powiedzieli - kibice Spartaka i Dynama nie lubią się, jednak do żadnych awantur czy zaczepek nie dochodziło.

Żeby wejść na stadion kilkukrotnie trzeba było przejść przez kontrole. Początkowo przytrzymano nas przy barierkach, które prowadzą do wejścia na teren stadionu, a następnie przy bramie wejściowej na stadion. Przy samym obiekcie znaleźć można było kilkanaście sklepików z pamiątkami i budki z zakładami bukmacherskimi. Nas jednak to nie interesowało i ruszyliśmy w stronę obiektu. Wejście na stadion to kolejne kontrole. Pierwsza przy barierkach prowadzących pod kołowrotki. Następnie przejście przez kołowrotki i po pokonaniu kilkunastu stopni, przejście przez wykrywacz metalu i bardzo dokładne przeszukanie. Gdy już wydawało się, że to koniec, przy wyjściu z tunelu na trybuny, czekała nas kolejna bardzo szczegółowa kontrola i przeszukanie. Policja słysząc pogłoski o popisie pirotechnicznym, jaki planowali Ultrasi Spartaka na tym mecz, postanowili za wszelką cenę im w tym przeszkodzić, stąd też tyle kontroli.

Klub Spartaka za bardzo nie walczy z pirotechniką na stadionie. W Rosji kar za używanie rac na stadionie nie ma, jedynie klub dogaduje się z kibicami, by na meczach pucharów europejskich nie palić fajerwerków. Inną sprawą są policjanci, którzy podobnie jak w Polsce próbują przyczepić się do wszystkiego. Wielki stadion, jakim są Łużniki zrobił na nas duże wrażenie. Nie zrobiła za to wrażenia publiczność, która tego dnia w słabej liczbie stawiła się na meczu. W sumie spotkanie obejrzało około 8500 ludzi, z czego około 7000 zgromadzonych było na sektorach za bramką, czyli w młynie. Doping kibiców Spartaka prowadzony był przez cały czas trwania meczu. Raz lepiej, raz słabiej im to wychodziło, jednak patrząc na to, że nie posiadali żadnego nagłośnienia, uznać trzeba, że wychodziło im to bardzo równo. Kilkakrotnie również odpalali pirotechnikę, czyli coś podobnego do rac oraz stroboskopy. Machali także kilkoma wielkimi flagami. Kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy postanowiliśmy zawinąć się z meczu i pojechać do sklepiku z pamiątkami Spartaka. Znajdował się on kilka minut drogi od stadionu. W sklepie od kibiców Spartaka dostaliśmy w prezencie po 2 szaliki oraz każdy kupił coś dla siebie. Po zakupach pożegnaliśmy się z miejscowymi kibicami i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Jeszcze przed wyjazdem ze stolicy Rosji zatrzymaliśmy się na jednej stacji, kilkadziesiąt kilometrów dalej w jakiejś przydrożnej restauracji na obiad. Trochę pobawiliśmy się na scenie udając grupę muzyczną oraz przy akwarium z rybkami. Po posiłku ruszyliśmy dalej. Podróż podobnie jak poprzednio nie sprzyjała spaniu ze względu na nierówną drogę i koleiny. W miarę szybko zajechaliśmy na przejście graniczne z Łotwą. Cała odprawa minęła dużo szybciej niż w pierwszą stronę i po dokładnym przetrzepaniu i sprawdzeniu nas, mogliśmy jechać dalej. W sumie całość trwała około 3 godzin. Podróż przez Łotwę, podobnie jak przez Rosję, ciężka do przetrwania. Mimo to jakoś udało się przetrwać. Przez Litwę przejechaliśmy dość szybko i spokojnie, wobec czego przed 13:00 byliśmy już na terytorium Polski. Od razu po przekroczeniu granic zatrzymaliśmy się coś zjeść. Po dobrym obiadziku i piwku wyruszyliśmy przebyć ostatnie 130 kilometrów z naszej podróży. Około 15:30 zameldowaliśmy się w domu. Większość od razu rozjechała się pod domach, zaś kilku odprowadziło naszą koleżankę, która o 16:30 pojechała pociągiem do Katowic.

Podsumowując: wyjazd zajebisty!
Powiązane linki:

Źródło: SKJB Dzieci Białegostoku
 
 
 
 
Klub
M
PKT
BR
1
Lech Poznań
34
70
68-31
2
Raków Częstochowa
34
69
51-23
3
Jagiellonia Białystok
34
61
56-42
4
Pogoń Szczecin
34
58
59-40
5
Legia Warszawa
34
54
60-45
6
Cracovia
34
51
58-53
7
Motor Lublin
34
49
48-59
8
GKS Katowice
34
49
49-47
9
Górnik Zabrze
34
47
43-39
10
Piast Gliwice
34
45
37-36
11
Korona Kielce
34
45
37-45
12
Radomiak Radom
34
41
48-52
13
Widzew Łódź
34
40
38-49
14
Lechia Gdańsk
34
37
44-59
15
Zagłębie Lubin
34
36
33-51
16
Stal Mielec
34
31
39-56
17
Śląsk Wrocław
34
30
38-53
18
Puszcza Niepołomice
34
28
37-63
 
OSTATNI
24.05.2025, 17:30
 
 

1:1

 
 
 
 
Bramki
Zawodnik
16
Jesus Imaz
10
Afimico Pululu
5
Darko Churlinov
5
Jarosław Kubicki
3
Mohamed Lamine Diaby-Fadiga
3
Rui Filipe Da Cunha Correia Nene
3
Kristoffer Hansen
2
Taras Romanczuk
2
Miki Villar
2
Mateusz Skrzypczak
2
Norbert Wojtuszek
1
Oskar Pietuszewski
1
Tomas Silva
 
 
 
 
Partnerzy
 
 
Darmowy Program PIT dostarcza Instytut Wsparcia Organizacji Pozarządowych w ramach projektu PITax.pl dla OPP
Znajdź nas na:
Partnerzy
 
 
© 2004-2025 jagiellonia.net. Wszelkie prawa zastrzeżone


Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.