Redakcja | 1 Lutego 2015 g. 11:14
W kwestii Tomasza Frankowskiego na forum kibiców pojawił się bardzo konkretny komentarz, który umieszczam na www.jagiellonia.net gdyż jest warty uwagi i dalszego rozpropagowania
Oto on:
Czytając wywiady z Cezarym Kuleszą i Tomaszem Hajto zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” odnosi się wrażenie, że w Jagiellonii będziemy mieli do czynienia z kontynuacją polityki „wykopywania” z klubu piłkarzy, którzy zasłużyli się w jego historii. Po Skerli i Hermesie przyszedł czas na legendę Jagiellonii, piłkarza 90-lecia – Tomasza Frankowskiego. W przypadku tej pierwszej dwójki kibice zachowali się biernie, co być może ośmieliło działaczy, którzy na celownik wzięli Tomasza Frankowskiego. Tym razem jednak opór „społeczny” może być większy, co widać po zainteresowaniu tą sprawą białostockich mediów (szczególnie Gazety Wyborczej) i kibiców, którzy z niesmakiem i niepokojem przyglądają się całej sytuacji.
Tomasz Frankowski jak żaden inny piłkarz Jagiellonii zasłużył na to, aby przedłużono z nim kontrakt. W przeciwieństwie do wielu „wynalazków”, które przewinęły się przez Jagiellonię on przez cztery sezony trzymał wysoki poziom. Jego bramki pozwoliły nam na zdobycie Pucharu Polski, Superpucharu, ale także na spokojną grę w lidze, gdyż przy takim snajperze trudno byłoby o spadek.
Biorąc to wszystko pod uwagę aż dziw bierze, że nasi działacze nie starali się w odpowiednim czasie dogadać się z „Frankiem”. Zwykłemu kibicowi trudno jest zrozumieć, co kryje się za tym, że „łowca bramek” może w następnym sezonie nie zagrać w Jagiellonii. Przecież działacze wielokrotnie obiecywali, że Tomek Frankowski zakończy karierę w Jagiellonii na nowym stadionie. Dzisiaj natomiast, gdy dziennikarz zadaje pytanie prezesowi klubu, odnośnie dalszych losów „Franka” jest traktowany jak intruz. Wypadałoby może wytłumaczyć kibicom, co się nagle stało, że od blisko roku nie możemy uzyskać odpowiedzi na pytanie - co dalej z Tomkiem Frankowskim ? Postępowanie takie to ewidentne lekceważenie kibiców.
Tak jak już kilka osób wyżej pisało klub piłkarski to nie tylko – transfery. To również dbanie o jego wizerunek, historię i dobre imię. Niestety, ale w Jagiellonii te kwestie „leżą i płaczą”.Gdy w 2003 r. Jagiellonia pozyskała nowych udziałowców wydawało się, że wreszcie w Jagiellonii zacznie być normalnie. Początkowo faktycznie tak było – wzrost frekwencji, dialog z kibicami, który dawał świetne efekty, raczkujący, ale prężny marketing. Niestety, w pewnym momencie działacze Jagiellonii zawęzili swoją działalność do polityki transferowej, a resztę pozostawili samą sobie. Najwyraźniej zapomniano, że dla kibiców ważne są nie tylko kolejne nazwiska, ale również obecność w kadrze zespołu wychowanków oraz piłkarzy, których kibice szanują i cenią. Bez wątpienia takim piłkarzem jest Tomasz Frankowski, wizytówka żółto-czerwonych.
Wizytówka, której klub nie potrafił oficjalnie uhonorować za 100 występ w barwach Jagiellonii na najwyższym szczeblu rozgrywkowym ! Zapewne nie było potrzeby, bo przecież w naszym klubie takich piłkarzy mamy na pęczki... Kolejnym będzie Norambuena, ale kogo to obchodzi... A nawet jak nagle zacznie, to jak to teraz rozegrać, uhonorować Aleksisa, a Franka olać ? To jest przykład niekonsekwencji i braku ludzi, którzy są w stanie ogarnąć. Kiedyś takich prostych, ale jakże istotnych spraw pilnował Artur Kapelko. Niestety, jego następców nie widać.
Problem dotyczący polityki klubu do spraw pozasportowych jest o wiele szerszy, co szczególnie daje się odczuć, gdy rozmawia się z byłymi piłkarzami Jagiellonii, którzy czują się w swoim własnym klubie jak nieproszeni goście. Dziwne, zważywszy na to, że obecnie dwie najważniejsze funkcje w klubie sprawują byli piłkarze Jagiellonii, którzy powinni na takie sprawy być mocno wyczuleni.
Wiadomo, że nie wszyscy kibice Jagiellonii są orędownikami dalszej gry Franka w Jagiellonii. Wielu wierzy w to, że jego miejsce zajmie ktoś inny. Niestety, ale na tej klasy napastnika możemy czekać długo. Tomek w obecnej formie gwarantuje nam minimum 10 bramek w sezonie. Głupotą byłoby pozbyć się tak wartościowego gracza. Co innego gdyby „Franek” nie trzymał formy, raził nieskutecznością, ale tak przecież nie jest. Od momentu powrotu do macierzystego klubu rozegrał prawie sto ligowych spotkań i zdobył w nich ponad czterdzieści bramek. Jego statystyki są imponujące. W tej sytuacji nie wypada się dziwić temu, że zdecydowana większość kibiców zaczyna tracić cierpliwość.
Pisanie o tym, że Frankowski ma coś jeszcze udowadniać i się strać jest kiepskim żartem. Frankowski to nie Bury i na swój kontrakt uczciwie pracował przez kilka sezonów.
Z klasą to zarząd załatwił Skerlę i Heremesa... Media są od tego, aby zadawać pytania, które nurtują już od dłuższego czasu kibiców. Pół roku temu zarząd zapewniał, że niebawem usiądzie do rozmów z Frankowskim, miesiące mijają, a sprawa nadal stoi w miejscu. To, że Frankowski traci cierpliwość wcale mnie nie dziwi, to nie jest byle piłkarz, a jeden z najlepszych napastników w historii Polskiej piłki nożnej. Takie zagrywki można robić w stosunku do nastolatka, ale nie do piłkarza, którego nazwisko zna każdy kibic w naszym kraju.
W 1994 r. decydujący o losach Jagiellonii Waldemar Dąbrowski podjął decyzję o rozstaniu z najlepszym strzelcem Jagiellonii – Jackiem Bayerem, który w sezonie 1993/94 zdobył dla naszego klubu 12 goli (kolejny z graczy J. Szugzda zanotował 6 trafień). Menadżer Jagiellonii tak oto motywował swoją decyzję: ,,To ja zadecydowałem o tym, że Jacek Bayer odszedł. Moim zdaniem zawodnik ten nie był przydatny drużynie ze względu na swój styl gry. Daliśmy Jackowi Bayerowi wolną rękę w wyborze nowego klubu i zauważamy, że żaden team II ligowy nie zainteresował się nim. Nie kwestionuję zasług Bayera dla białostockiej piłki nożnej, ale muszę myśleć przede wszystkim o przyszłości. Chcę aby Jagiellonia preferowała futbol szybki i ofensywny, a nie grę na jednego napastnika.”. Ówczesny trener Kazimierz Michalczuk dodawał: ,,Jacek Bayer karierę ma już raczej poza, a w klubie jest dużo młodzieży. Są to piłkarze nie gorsi, a bardziej perspektywiczni”. Dwa lata później „ofensywny” styl preferowany przez Jagiellonię doprowadził ją do III ligi... Kto chodził wówczas na mecze pamięta zapewne niezliczoną ilość sytuacji bramkowych jakie tworzyli sobie nasi piłkarze. Cóż z tego kiedy nie było komu ich wykańczać. Kibice w listach prosili, aby ponownie zatrudnić Jacka Bayera, niestety Dąbrowski wolał tkwić w swoim uporze, a „Duży” strzelał jak na zawołanie bramki w barwach Wasilkowa, Hetmana Białystok (m.in. w debrach z Jagiellonią) i Adidasa Suwałki. Zapewne wolałby to robić w swoim macierzystym klubie, ale ktoś postanowił inaczej. Historia zaczyna się powtarzać. Mam tylko nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, w której kibice zaczną Frankowskiego bluzgać, tak jak Jacka Bayera, gdy ten grał w barwach innego klubu przeciwko Jagiellonii...
Autorem wypowiedzi jest Zygmunt