Po spotkaniu w Baku wydawało się, że trzecia runda jest jak najbardziej w zasięgu podopiecznych Ireneusza Mamrota. Wczorajsze spotkanie pokazało, że do europejskiego poziomu jeszcze nam trochę brakuje. Przed wielkimi imprezami, kiedy kibice pompują balony swoją nadzieją zazwyczaj podchodzę do tego sceptycznie, ale tym raz sam dałem się wciągnąć i uwierzyłem, że się uda.
Pierwsze spotkanie naładowało nas, kibiców, pozytywnymi emocjami. Niezła gra na wyjeździe, potwierdzona bramkowym remisem, spowodowała, że zaczęliśmy na poważnie myśleć o awansie. Losowanie trzeciej rundy jeszcze bardziej pobudziło nasze apetyty. Kibice już zastanawiali się jak dostać bilety na mecz. Do Białegostoku miał przecież przyjechać Panathinaikos! W tym całym zamieszaniu spowodowanym naszą ekscytacją zapomnieliśmy, że, aby spełnić plany potrzebujemy korzystnego wyniku w rewanżowym spotkaniu z Gabalą - o czym chyba trochę zapomnieliśmy.
Zasiadając na trybunach każdy chciał obejrzeć awans Jagiellończyków, ale już pierwsze minuty pokazały, że łatwo nie będzie. Żółto-Czerwoni wyszli przestraszeniu lub nie skoncentrowani - trudno ocenić. Pierwsza połowa była w ich wykonaniu poniżej krytyki. Dali się stłamsić, oddając inicjatywę gościom z Azerbejdżanu, a składne akcje było można policzyć na palcach jednej ręki. Zapłacili za to już po kwadransie gry...
W szatni musiały paść mocne słowa, bo drugie czterdzieści pięć minut było w wykonaniu Białostoczan znacznie lepsze, ale zabrakło bramki. Można mieć pretensje do poszczególnych zawodników, bo z pewnością zawiodły jednostki, ale przegraliśmy ten mecz jako Jagiellonia, zawodnicy, działacze i my kibice - wszyscy mieliśmy już ten mecz "odfajkowany".
Patrząc teraz na przebieg całego dwumeczu kluczową sytuacją była zmarnowana sytuacja Novikovasa w pierwszym meczu. Była to osiemdziesiątka minuta spotkania, więc Azerowie nie mieliby dużo czasu na odpowiedź. Zmieniłoby to postrzeganie na rewanżowy mecz, gdzie nawet potknięcie Żółto-Czerwonych mogłoby ujść płazem. Tak się jednak nie stało.
Zostaje ekstraklasa i pytanie, jak będzie wyglądał skład Jagiellonii za tydzień, czy dwa? Chętnych na kupno zawodników ze stolicy Podlasia nie brakuje. Zarządu klubu też nie stać na rezygnowanie z dużych sum, jakie są w stanie wyłożyć zainteresowane zespoły.
Mateusz Łukaszewicz