Raz na wozie, raz pod wozem...
Matthev | 21 Września 2017 g. 19:19 | Aktualizacja: 24 Września 2017 g. 21:40
Po niespodziewanie dobrym starcie rozgrywek, zawodnicy Jagiellonii złapali zadyszkę. Mechanizmy przestały działać jak należy i pojawił się problem - jak zdobywać kolejne punkty. Najlepsi strzelcy poprzedniego sezonu wciąż poszukują strzeleckiej formy, a mur jaki stanowiła linia defensywna Jagiellonii lekko się posypał.
Rozochoceni sukcesami ubiegłego sezonu białostoccy kibice oczekiwali od swoich zawodników Bóg wie jakiej gry w nowych rozgrywkach... ku zdziwieniu wielu ekspertów Jagiellonia otworzyła sezon trzema zwycięstwami, zasiadając na fotelu lidera LOTTO ekstraklasy. Im dalej w las tym sytuacja Żółto-Czerwonych zaczęła się nieco komplikować. Zwycięstwa przestały przychodzić tak łatwo jak było to w Lipcu.
W okresie pomiędzy czwartą, a dziewiątą - ostatnią kolejką białostoczanie zanotowali: 1 zwycięstwo, 2 porażki i aż 3 remisy. Rezultaty, które na pewno nie zadowalają ambicji kibiców z Podlasia, czemu z resztą dali upust po jednym ze spotkań na Słonecznej. Szukając powodów kryzysu wicemistrzów Polski od razu nasuwa się nam na usta słowo: skuteczność. Niewykorzystane sytuacje są prawdziwą zmorą Żółto-Czerwonych. Tylko ze spotkań ligowych w tym sezonie można złożyć trwającą kilka minut kompilację nieporadności Jagiellończyków w "szesnastce" przeciwnika. Pudłowali wszyscy, więc nie ma większego sensu wymienianie nazwisk.
Jednak ktoś mądry kiedyś powiedział, że drużynę buduje się od tyłu, a tam sytuacja w Białymstoku również nie wygląda ciekawie. Duet Runje-Guti w zeszłym sezonie należał do najlepszych w lidze, o czym świadczą statystyki - 31 straconych bramek w rundzie zasadniczej. W tym spisywał się równie dobrze, do momentu, w którym kontuzji nabawił się Chorwat. Wtedy tak naprawdę rozpoczęły się największe problemy Żółto-Czerwonych. Trener Ireneusz Mamrot próbował różnych rozwiązań, ale żaden inny defensor nie zapewniał tej samej stabilności jaką dawał Runje. Poskutkowało to 12 straconymi bramkami w 9 spotkaniach, co na pewno nie podoba się kibicom.
Lekarstwem na problemy defensywne miało być ściągnięcie Nemanji Mitrovicia, ale na chwilę obecną Słoweniec nie spełnia pokładanych w nim nadziei.
Niektórzy mogą się zgodzić z teorią wysuniętą kiedyś przez Michała Probierza, że puchary są pocałunkiem śmierci i trudno się będzie z nimi nie zgodzić. W polskiej piłce było już tyle przypadków zjazdów drużyn po występach w Europie, że jakiekolwiek argumenty nie mają większego sensu. Pozytywem jest natomiast to, że lepsze kluby potrafią się z tymi problemami uporać i w relatywnie krótkim czasie wyjść na prostą.
Obecnie Jagiellonia znajduję się w tym gorszym okresie i najbliższe tygodnie dadzą nam odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań, które na chwilę obecną pozostają zagadką.
Kibice na Podlasiu narzekają i marudzą, ale muszą pamiętać, że ich ulubieńcy wciąż zajmują wysoką - 6 pozycję w ligowej tabeli. Nie zmieni się to nawet po najbliższej kolejce, w której do Białegostoku zawita Legia Warszawa. Zwycięstwo Żółto-Czerwonych w niedzielnym spotkaniu, przy korzystnych wynikach na innych stadionach może zagwarantować wicemistrzom nawet miejsce na podium, dlatego na Podlasiu mogą się martwić, ale nikt nie powinien siać paniki.
Mateusz Łukaszewicz