Matthev | 29 Października 2017 g. 19:31 | Aktualizacja: 4 Listopada 2017 g. 13:00
Od spotkania Jagiellonii z Zagłębiem oczekiwaliśmy wielu emocji - w końcu spotykają się ze sobą dwie drużyny z góry tabeli. Nasze nadzieję nie poszły na marne. W mroźne niedzielne popołudnie dostaliśmy wysokiej klasy piłkarskie widowisko, z wieloma bramkami. Białostoczanie za wszelką cenę chcieli się odkuć po zeszłotygodniowym niepowodzeniu... i chyba lepiej nie mogli tego zrobić. Miedziowi wyjeżdżają ze stolicy Podlasia ciężsi o trzy bramki.
Kibice nie zdążyli jeszcze zając swoich miejsc na trybunach, a już mogli świętować zdobytą przez ich ulubieńców bramkę. Powodów ku temu dostarczył Fiodor Cernych. Litewski napastnik udał się w samotny rajd i przy odrobinie szczęścia - piłka odbiła się od jednego z defensorów Zagłębia- umieścił futbolówkę w bramce Polacka. Białostoccy fani nie mogli sobie wymarzyć lepszego otwarcia. Żółto-Czerwoni od pierwszych minut dawali upust negatywnym emocjom po zeszłotygodniowym blamażu w Gdyni.
Jak na rasowego boksera przystało Jagiellonia poszła za ciosem. Podopieczni Ireneusza Mamrota nie mieli zamiaru czekać, aż Miedziowi otrząsną się po straconej bramce i zadali kolejne uderzenie. Po raz kolejny ogromy udział przy trafieniu miał Cernych. Reprezentant Litwy wygrał pojedynek jeden na jeden z defensorem gości i wyłożył futbolówkę Swiderskiemu. Temu nie pozostało nic innego jak tylko umieścić piłkę w bramce - innego wyjścia nie miał. Stadion przy Słonecznej mimo panującego mrozu w tym momencie był najgorętszym miejscem w Polsce. Takiego rozpoczęcia spotkanie w tym sezonie Białystok jeszcze nie widział.
Zmiany w zespole wicemistrza Polski dały pozytywny impuls. Pierwsze czterdzieści pięć minut przypominało wyścig Pendolino z towarowym. Ofensywni zawodnicy Jagiellonii byli nieosiągalni dla pasywnych defensorów Miedziowych. Być może trener Mamrot właśnie znalazł antidotum na nieskuteczność swoich podopiecznych. Eksperymentalne ustawienie po pierwszej połowie należało uznać za sukces. Jednym niezadowolonym w tym całym zamieszaniu był siedzący na ławce Sheridan - krytycy dostali kolejne argumenty. Nie był to jednak koniec.
Kwadrans po rozpoczęciu drugiej połowy Miedziowi zdobyli bramkę kontaktową. Prostopadłe podanie przeszło między dwoma stoperami Żółto-Czerwonych i trafiło do Woźniaka, a całą akcję do pustej bramki wykończył niezawodny w tym sezonie Świerczok. Wynik meczu wciąż pozostawał sprawą otwrtą. Mogliśmy odnieść wrażenie, że Jagiellonia myślami była jeszcze w szatni.
Stan ten utrzymywał się przez większą część drugiej połowy. Z tą tylko różnicą, że im dalej w las tym mniej robili również Miedziowi, którzy chyba z upływem czasu godzili się z porażką.
Wszystko zmieniło się na dziesięć minut przed końcem, gdy Białostoczanie podwyższyli wynik meczu i tym samym chyba definitywnie przypieczętowali trzy punkty. Składną akcję gospodarzy odbiorem w środku pola zapoczątkował Frankowski. Ten sam zawodnik chwilę później cieszył się już ze zdobytej bramki. Młodzieżowy reprezentant Polski skorzystał z usług Novikovasa i z zimną krwią pokonał Polacka - w Białymstoku rozpoczęto świętowanie.
Przełamanie Jagiellonii przed własną publicznością na pewno podbuduje drużynę Ireneusza Mamrota. Czy będzie to punkt zwrotny? Z odpowiedzią na to pytanie musimy jeszcze poczekać. Pierwsza weryfikacja będzie miała miejsce w Płocku, już w najbliższą sobotę.
Mateusz Łukaszewicz
Powiązane linki: