Zwycięstwem Jagiellonia uczciła Święto Ultry! Podopieczni Ireneusza Mamrota nie pozwolili odskoczyć Legii i bezbłędnie wywiązali się ze swojego obowiązku, utrzymując pozycję w czubie tabeli. Michał Probierz raczej nie będzie najlepiej wspominał powrotu na "stare śmieci", bowiem Żółto-Czerwoni wyeliminowali wszystkie atuty jego drużyny, która z przebiegu całego meczu stanowiła jedynie tło dla gospodarzy.
Jedynym fragmentem spotkanie, w którym względna przewaga należała do Cracovii był pierwszy kwadrans, w którym to goście rzeczywiście próbowali ataków pozycyjnych. Mozolne budowanie akcji nie przyniosło drużynie Probierza oczekiwanych efektów, a z każdą minutą coraz lepiej wyglądała gra Białostoczan. Żółto-Czerwoni od 25-30 minuty zaczęli przejmować kontrolę na boiskowymi wydarzeniami. Efekty przyszły jednak dopiero po zmianie stron.
W szatni trener Mamrot musiał pobudzić swoich zawodników, ponieważ w drugiej połowie zobaczyliśmy inną Jagiellonię - zmotywowaną, wybieganą i przede wszystkim głodną zwycięstwa. Takie podejście przełożyło się oczywiście na ilość sytuacji bramkowych, w których do pełni szczęścia zawsze czegoś brakowało..., aż do 60 minuty.
Taras Romańczuk dośrodkował w pole karne, gdzie uderzeniem z woleja Peskovicia próbował zaskoczyć Pospisil, w "szesnastce" wybuchło zamieszanie, w którym ponownie najprzytomniej zachował się czeski pomocnik i za drugim podejściem nie dał już szans bramkarzowi rywali. Kibice mogli poczuć namiastkę hiszpańskiej piłki na stadionie przy Słonecznej. Martin z łatwością położył "na zamach" dwóch obrońców i spokojnie umieścił słabszą nogą piłkę w siatce.
Na pochwałę zasługuje na pewno cała linia defensywna Białostoczan. Już 180 minut bez straty bramki robi wrażenie, a wczoraj pozwolili Cracovii na oddanie tylko 1! celnego strzału na bramkę Mariusza Pawełka. Obecnie wydaje się, że to właśnie w formacji obronnej tkwi siła zespołu trenera Mamrota, jeżeli dodamy jeszcze odrobinę lepszą postawę w ataku, to Jagiellonia jest w stanie ograć wszystkich. Duże nadzieje kibice pokładają w Romanie Bezjaku, który pokazał, że zaangażowanie i siłę bez wątpienia ma, więc pozostaje tylko czekać na pierwsze trafienie.
Już w piątek kolejne istotne starcie z Lechią Gdańsk, które będzie ważne jak już każdy kolejny mecz do końca sezonu. Żółto-Czerwoni nie mają jeszcze zagwarantowanego miejsca w pierwszej ósemce, ale bądźmy szczerzy, chyba nikt nie wątpi, że się w niej znajdą. Pytanie tylko, jaką pozycję wyjściową wypracują sobie na start rundy finałowej.
Mateusz Łukaszewicz