Matthev | 27 Lutego 2018 g. 23:26 | Aktualizacja: 5 Marca 2018 g. 6:24
Jagiellonia wrzuciła piąty bieg, a wydaje się się mają w zanadrzu jeszcze "szóstkę". Żółto-Czerwoni zdominowali w stolicy Legię, nie dając rywalowi żadnych argumentów, choćby do podjęcia wyrównanej walki. Kompletna dominacja Wicemistrza Polski nad Mistrzem!
Spotkania Jagiellonii z Legią zawsze wywołują u kibiców dodatkowe emocję. Nie inaczej było też tym razem, a smaczku całemu wydarzeniu dodawała bezpośrednia rywalizacja obu drużyn o fotel lidera po 25. kolejce.
Żółto-Czerwoni od samego początku potwierdzili swoją bardzo dobrą dyspozycję z ostatnich tygodni. Zawodnicy Jagiellonii byli stroną dominującą, której najprościej mówiąc bardziej zależało. Legia swoją bezradność starała się naprawić agresywnością, co nie skończyło się najlepiej. Już w 15 minucie po brutalnym faulu na Frankowskim ( całe szczęście, że skrzydłowy Jagiellonii wyszedł bez szwanku) boisko musiał opuścić Antolić. Od tego momentu oglądaliśmy już grę w jedną stronę, a jedyną nadzieją Legii był Malarz. Goalkeeper gospodarzy aż do 44. minuty trzymał drużynę przy życiu. Jednak na chwilę przed zejściem do szatni sam sprokurował rzut karny, po którym na listę strzelców wpisał się Novikovas. Z pierwszej połowy zapamiętamy również nieuznaną bramkę Frankowskiego, do czego również przydatny okazał się system VAR.
Gra Jagiellonii sprawiała przyjemność dla widzów ( na pewno tych z Podlasia), widać było, że zespół ma pomysł na grę i świetnie go realizuje. Tak stłamszonej Legii dawno nie widzieliśmy. Ostatni raz było to prawdopodobnie, gdy do Warszawy przyjechała Borussia i bez większego problemu zmiażdżyła zespół wówczas Jacka Magiery.
Druga połowa to kontynuacja genialnego występu Wicemistrzów Polski. Całej orkiestrze ponownie dyrygował Taras Romańczuk, który daje wyraźny sygnał selekcjonerowi. Nikt jednak nie ustępował kapitanowi, a wypada powiedzieć, że cały zespół zagrał na tym samym poziomie. Każdy zawodnik dołożył po równo do sukcesu, którym przez najbliższy czas będzie żył cały Białystok. Dowodem tego było bramka Karola Świderskiego, który ponownie po wejściu z ławki ustala wynik spotkania. Pokazuje to tylko jak wyrównaną ekipą dysponuje trener Mamrot.
Jeżeli ktoś jeszcze nie traktował Jagiellonii jako kandydata do mistrzostwa chyba musi zmienić zdanie. Od początku roku Żółto-Czerwoni wyglądają wyśmienicie. Po meczu z Lechią pisaliśmy, że były to najlepsze zawody w wykonaniu Jagi, ale tą informację musimy sprostować. W Warszawie było jeszcze lepiej i mamy nadzieję, że takie sprostowania będziemy mogli pisać po każdym kolejnym meczu.