Jedziemy do Poznania jako liderzy polskiej Ekstraklasy oraz najlepiej grająca drużyna na wyjazdach. Wnioski nasuwają się same, ale Lech to z kolei jedyna obecnie drużyna w polskiej Bundeslidze, która ani razu nie schodziła pokonana z murawy przy Bułgarskiej. Trafiła kosa na kamień?
Lech Poznań to uznana marka, która jednak zgubiła gdzieś swoją tożsamość i trener Nenad Bjelica też tożsamości poszukuje drugi sezon. Obecnie jednak efekty jego pracy są bardzo mizerne. Co Lech stanie do meczu o dużą stawkę, to zaraz przegrywa z presją. Przegrany finał Pucharu Polski z Arką, przeciętny finisz ligowej batalii, a teraz porażka w Warszawie w kluczowym momencie sezonu. Nenad Bjelica stoi nad przepaścią i każde potknięcie może spowodować, że prezesi klubu z Wielkopolski go do niej wrzucą. Czyli jak sami widzicie były szkoleniowiec Spezii ma nóż na gardle. Musi grać o 3 punkty!
Z kolei Irek Mamrot jedzie do Poznania z ogromnym komfortem. Jagiellonia pokonała 5 ostatnich rywali, pobiła klubowy rekord zwycięstw z rzędu, a w tabeli ma 3 punkty przewagi nad Legią oraz 8 nad Lechem. Chyba nigdy nie mieliśmy takiego spokoju przed meczem w Poznaniu. Czy to może uśpić "Żółto-Czerwonych"? Może, ale nie musi. Paradoksalnie lepiej nam idzie na wyjazdach z drużynami grającymi atrakcyjny futbol. Polegliśmy w Gdyni, Zabrzu oraz Wrocławiu. W 2 pierwszych przypadkach pogrążyły nas stałe fragmenty gry oraz...Piotr Wlazło. Teraz wszystko wskazuje na to, że duet Runje-Mitrović wsparty Tarasem Romanczukiem czuje się we własnym polu karnym tak jak nigdy dotąd. Warto też wspomnieć, że Piotrek Wlazło wygląda o wiele lepiej niż jesienią i oby ta forma go nie opuściła.
Czym może zaskoczyć nas Lech? Ciężko stwierdzić, bo popularny "Kolejorz" często jest zmuszony do improwizacji, stawiania na stałe fragmenty. Tak się dzieje kiedy na boisku nie ma Darko Jevticia. Tak się składa, że były zawodnik FC Bazylei wraca do gry w ten weekend. Zapewne nie będzie gotowy na 90 minut, ale Szwajcar pokazał w tym sezonie, że jest groźny za każdym razem kiedy dostanie piłkę na tercji rywala. Zresztą wszyscy powinni pamiętać o jego bramce, jesienią przy Słonecznej, po zupełnie niegroźnym strzale z rzutu wolnego.
Na co liczymy? Na walkę przez 90 minut, tutaj oczywiście standard. Na pewno też mamy nadzieję, że obecny skład nawiąże do ostatnich 3 spotkań na Inea Stadionie, bo wtedy trzykrotnie wracaliśmy do Białegostoku z pełną pulą, a jedyną bramkę w tych meczach straciliśmy po 2-metrowym spalonym Kownackiego. Najważniejsze to nie stracić głowy, trzymać się twardo i grać swoje! Do boju!