Matthev | 8 Kwietnia 2018 g. 20:02
Wiślacy boleśnie sprowadzili Jagiellonię na ziemię. Żółto-Czerwoni ostatni mecz rundy zasadniczej zagrali w sposób tragiczny - bez żadnego pomysłu. Najprostsze zagrania czy przyjęcia piłki sprawiały im trudność.
Od pierwszych minut raziła gra defensywna zawodników Ireneusza Mamrota. Brakowało doskoku do rywala, agresywności i... być może ambicji. Wiślacy nie zawahali się nawet, gdy wykorzystywali nieporadność Białostoczan. Dwie bramki stracone po stałych fragmentach gry bolą, tym bardziej, że w łatwy sposób dało się ich uniknąć. Arkadiusz Reca problemów ze zdecydowaniem już nie miał i dwukrotnie umieścił piłkę w siatce Pawełka, który z pewnością ponosi odpowiedzialność za stratę pierwszej bramki.
Nie tylko gra w obronie szwankowała w wykonaniu Żółto-Czerwonych. Fatalny występ zaliczył Wlazło, który nie sprostał oczekiwaniom postawionym przez trenera. Nie wykonywał zaleceń, przez co w ustawieniu drużyny pojawiały się dziury, które skrzętnie wykorzystywali goście. Całą sprawę próbował naprawiać Pospisil, ale na niewiele się to zdało. Właśnie Czech strzałem z 25-30 metra podał tlen drużynie. Gdy na tablicy wyników pojawił się wynik 1:2 na stadionie zapanowała nadzieja na odwrócenie losów spotkania... nie trwała ona jednak długo. Całą nadzieję kibicom na trybunach odebrał Semir Stilić ustalając wynik spotkania.
Kartki wykluczają z nastęnego spotkania Guilherme i Łukasza Burligę, co dodatkowo skomplikuje sytuację drużyny. Po początkowym szale i eksplozji formy przyszedł moment załamania, z którego drużyna musi się jak najszybciej podnieść.