18 czerwca 1997 roku. Absolutny klasyk naszej piłki. Widzew w pięć minut odrabia straty, a upokorzona Legia musi patrzeć jak piłkarze podrzucają do nieba Franciszka Smudę. Tego samego, który jeszcze w okolicach przerwy miał mówić do ławki, że podrzucający go sprzedali...
2 lipca 2000... finał Mistrzostw Europy. Na stadionie w Rotterdamie spotykają się mistrzowie świata Francuzi i ekipa Włoch. W 93 minucie w całych Włoszech strzelają już pewnie szampany. Tymczasem w ostatniej akcji wyrównuje Wiltord. W 104 minucie poprawia Trezeguet i to Francuzi zdobywają drugi w ciągu dwóch lat skalp.
Wracamy na krajowe podwórko. Jest koniec sezonu 2009-2010. Korespondencyjny pojedynek o tytuł toczą ze sobą Lech i Wisła Kraków. Do 29 kolejki wydaje się, że Wisła ma wszystko pod kontrolą. W derbach gra z plączącą się w ogonie ligi Cracovią. Co ciekawe jest to chyba jedyny okres w historii kiedy oba krakowskie kluby są gospodarzami na jednym stadionie. Żeby było ciekawiej jest to stadion.... Hutnika.
Lech gra w Chorzowie, gdzie od 46 minuty przegrywa z Ruchem. W Krakowie do przerwy 0-0. W 69 minucie przy Cichej trafia Lewandowski. W Krakowie zaczynają się nerwy... 79 minuta i do siatki trafia Boguski. Sytuacja jest następująca. Lech gubi dwa punkty, Wisła zgarnia pełną pulę. Lech 60 punktów, Wisła 63... i ostatni mecz u siebie z walczącą o utrzymanie Odrą Wodzisław. W tym momencie stało się niemożliwe. Mniej więcej w tym samym czasie piłkę do swojej bramki pakuje Jop, a w Chorzowie strzela Kriwiec. Lech 62 punkty, Wisła 61... W ostatniej kolejce Lech ograł Zagłębie, Wisła zremisowała z Odrą po wyrównującej bramce straconej w 90 minucie.
To może
Kto nie pamięta o tamtym meczu? Ja pamiętam tylko Rynek Kościuszki tuż po spotkaniu i uderzającą .... ciszę. Nie jest to budowanie mitologii. Po twarzach ludzi siedzących w ogródkach było widać ogromny zawód. Legia, Gil, nie zagwizdany karny, odgwizdany karny. Dzień później okazało się, że liniowy Sadczuk (zapamiętajcie to nazwisko) jeszcze pół roku wcześniej nie był w stanie przejść badań sprawnościowych.... Rok czy dwa później wyleci z Kolegium Sędziów z powodu nieumiejętności wysłania e-maila. Zamiast do kolegi, z którym ustawiał swoje – i jego – oceny wyśle go do.... Przesmyckiego. Ale to było potem. Wróćmy do samego meczu.
Rok później już nie jest tak różowo. Jagiellonia praktycznie do ostatniej kolejki walczy o utrzymanie. Kluczowy jest mecz z Podbeskidziem. Jak przez cały sezon dzieje się źle. Górale prowadzą 2-1...
... i wtedy do piłki podchodzi Kosta Vassiljew. Uderzenie z dwudziestu paru metrów, Zubas puszcza je w kuriozalny sposób i mamy 2-2. Potem dupy nam wszystkim i przede wszystkim parodyście z numerem 12 – obejrzyjcie jeszcze raz akcje brakową i to jak zachował się Grzelczak – ratuje Taras Romanczuk. 3-2. Podbeskidzie zleciało z ligi i do dziś liże rany, a my rok później...
... byliśmy 23
Dlaczego wspominam te wszystkie spotkania. Zwróćcie uwagę, że jeśli zsumujemy wszystkie wrzucone skróty, filmiki, to zobaczymy ciekawą zależność. Wiele pięknych historii działo się na przestrzeni kilkunastu sekund, może kilku minut. W meczu z Podbeskidziem nie miało znaczenia, że rok wcześniej Jagiellonia odbierała brązowe medale. Nie miało też znaczenia, że Podbeskidzie po zakończeniu sezonu zasadniczego przez kilkanaście godzin było w górnej ósemce. Liczyło się tu i teraz sprowadzające się do umiejętności wykorzystania chwili przez Tarasa, Kostę i Grzelczaka. Co by było gdyby Grzelczak zachował się jak przystało na napastnika i poszedł na piłkę? Dziś moglibyśmy być w miejscu Podbeskidzia. Bo on by tej bramki nie strzelił. Co by było gdyby Grzyb trafił do bramki, a wyrzucony później za oszustwo Sadczuk nie podniósł chorągiewki? Wymieniać dalej?
Czytam teraz fora, ćwierkacze i wiele innych. Wszyscy szukają punktów, które dziś uzależniałby Jagiellonię tylko od siebie a nie Lecha. Tak się nie da. Sami widzicie, że w piłce wszystko zmienia się w ciągu sekund, a to co wydarzyło się pół minuty wcześniej jest taką samą prehistorią jak dinozaury. Jest jak jest i walczymy dalej. Nie oglądając się za siebie...
Sobie i wam wszystkim życzę szampańskiej niedzieli. Nawet po samobójczym trafieniu Pazdana w 90 minucie i kolejnym Mamrot Time. Liczy się to co w gablocie. O detalach z czasem się zapomina.
0:0
-:-