Wczoraj zostałem wezwany do tablicy przez Krzysztofa, który przypomniał mi, że pewnego czasu obiecałem, że podczas kanikuły piłkarskiej zabiorę się na dalsze pisanie swoich wspomnień. Cezary za bardzo się nie kwapi do wspomnień, więc dziś chwyciłem za pióro i próbuję coś napisać.
Wspomnienie dotyczy wyjazdu do Suwałk na mecz Wigry - Jagiellonia. Na ten mecz o mistrzostwo III ligi wybraliśmy się porannym pociągiem w sobotę 18 września 1982 roku. Zebrało się nas 11 osób, ale na meczu przy ulicy Zarzecze było znacznie nas więcej, którzy dotarli tam PKS-em lub w inny sposób. Nasza "jedenastka" wybrała jednak kolej. W tej grupie był między innymi Czarodziej (Cezary), jego brat Wojtek (Szyna). Mam nadzieję, że Czarek uzupełni ten skład, bo pamięć jego mniej zawodzi.
Zajęliśmy jeden z przedziałów pustego niemal wagonu pociągu, który przyjechał z Warszawy. Jako że jak wspomniałem w pociągu nie było żywej duszy, to nasze zachowanie było nieco za głośne. Oczywiście nie spodobało się to konduktorowi, który zwracał nam uwagę. My nie robiliśmy nic z tego bawiąc się nadal. Dotarliśmy do Sokółki i po krótkim postoju ruszyliśmy w dalszą drogę. I tu mieliśmy szczęście. Powiadomiona przez obsługę pociągu milicja szykowała na nas zasadzkę. Jednak się spóźnili i tylko widzieliśmy jak zza budynku dworca wytaczali się z pałkami. Pociąg jechał dalej na północ. Nadal było wesoło. Część z nas opuszczała przedział (pierwszy w wagonie) i sobie spacerowało. Czarodziej zainteresował się mapą Polski, na której zaznaczone były szlaki kolejowe a ja z jeszcze jednym gostkiem (Czarodziej wie kto to) sobie dyskutowaliśmy. I tu muszę się przyznać, że wówczas miałem głupi zwyczaj takiego triku, który polegał na tym, że stojąc przed osobą wyprowadzałem cios prawą ręką ale w ten sposób, że dłoń zatrzymywała się tuż przed nosem. Niestety wówczas się pomyliłem i trafiłem w konola. Oczywiście zrobiło mi się głupio i zacząłem przepraszać. Kumpel (mieszkał przy Gruntowej) jako że polała się krew poszedł do ubikacji w celu zatamowania krwi w drugim końcu wagonu a ja z nim. Ciągle przepraszając nawet nie zauważyłem, że pociąg zatrzymał się na jakiejś stacji. W chwilę potem do wagonu wkroczyli goście w niebieskich mundurkach. Czarodziej dołączył do nas, a pozostali zostali wyprowadzeni z pociągu. My, czając się, obserwowaliśmy co się dzieje. Jako, że zaraz pociąg miał ruszyć w dalszą podróż, musieliśmy szybko zdecydować, że również wysiadamy. Okazało się, że była to Dąbrowa Białostocka, a do centrum miasta było trochę drogi. W znacznej odległości kroczyliśmy za konwojowanymi kibicami. Wprowadzono ich do budynku posterunku milicji i co się z nimi tam działo to powinien opisać Wojtek, brat Czarodzieja. My cierpliwie czekaliśmy na dalsze wydarzenia licząc, że zostaną wypuszczeni, bo chcieliśmy być w Suwałkach na meczu. Trwało to sporo czasu, a gdy zobaczyliśmy ich opuszczających "więzienie" bardzo się ucieszyliśmy. Tyle, że jednak co raz mniej było czasu do meczu, a podróż pociągiem nie wchodziła już w grę, bo następny pociąg przyjechałby po czasie. Wybraliśmy inną drogę (tę asfaltową).
Najprościej było dotrzeć do centrum Europy. Tam w Suchowoli łatwiej było o transport, bo wszak ta miejscowość leżała przy trasie Białystok - Suwałki. Na mecz dotarliśmy na czas, choć mniej było czasu dla siebie. Jagiellonia odwdzięczyła się za nasze utrudnienia wygraną skądinąd na trudnym terenie 1:0 (0:0).
Krzycho-60