Za nami pierwsze starcie z Rio Ave. Byłem do niego nastawiony pozytywnie. Zresztą ten kto czytał moje poprzednie artykuły doskonale wie jak podchodziłem do starcia z portugalskim klubem. Z drugiej strony było mnóstwo sceptycznie nastawionych kibiców, dziennikarzy, hejterów i cholera wie kto tam jeszcze starał się z Jagiellonii, wicemistrza Polski, zrobić jakiś farmerów z pierwszej łapanki.
Zdaje się, że w Polsce mamy topową parę stoperów, Ivan Runje zdobył tytuł najlepszego piłkarza sezonu 2017/18. Znaczna grupa kibiców nie mogła przestać chwalić wyczynów Chorwata i Słoweńca. Momentami potrafili tworzyć zaporę nie do przejścia, a z pomocą Guilherme i Łukasza Burligi nasz cały blok obronny wyglądał bardzo solidnie. Z drugiej strony rozumiem już dlaczego niektórzy dziennikarze mediów centralnych tak dyskredytowali naszą Jagę. Nic dziwnego, bo te same orły dziennikarstwa stwierdziły, że Bartosz Rymaniak, Michał Helik byli lepszymi zawodnikami od obrońców z Białegostoku. Szanujemy każdego z nich, pewnie są bardzo sympatycznymi osobami i nigdy nam nie podpadli, ale zachowajmy jakieś resztki godności. Zresztą rok wcześniej sytucja była identyczna. Wystarczyło, żeby Maciej Dąbrowski zagrał 10 dobrych meczów i już mógł się cieszyć z tytułu obrońcy sezonu 2016/17. Bo co tam komu potrzebny Chorwat, który jeśli jest zdrowy gra od dechy do dechy non stop na najwyższym poziomie?
Przyjechało Rio Ave. Miało tutaj pokazać czym różni się piłka portugalsko-brazylijska od tej biednej polskiej kopaniny. Mieli przyjechać wielce wyszkoleni piłkarze, którzy sprawią nielada kłopoty naszym piłkarzom. Mieli klepać od prawej do lewej, dryblować, po prostu ośmieszać nas. A jak było w rzeczywistości? Klepanie było, szło to całkiem sprawnie i wygodnie, aż do momentu kiedy przed oczami Rioavistas pojawiali się obrońcy Jagiellonii. Wtedy już tak fajnie nie było. Miejsca brak, kreatywności też i cyk myk Mitrović zabiera piłkę i cyk myk Runje blokuje podanie. I co biedni Portugalczycy zrobili potem? Potem były próby uzycia lewego skrzydła, gdzie witał co akcję Matheus Reis. No i podawali do niego te piłki, a ten z głębi pola starał się je wrzucać w pole karne. Miejsca brak, wzrostu brak i cyk myk Mitrović wybija głową i cyk myk Runje wygrywa główkę i cyk myk Kelemen wybija piłkę z pola karnego.
Czy obyło sie bez błędów? Oczywiście że nie. Przecież nie mamy w składzie Cannavaro i Maldiniego. Runje, Mitrović, Romanczuk i Kwiecień to też ludzie, też zdarzy im się błąd, niepotrzebna strata, pechowy rykoszet. I tutaj Portugalczycy już byli znacznie lepsi. Zdecydowanie najlepiej radzili sobie ze stwarzaniem zagrożenia kiedy przypadkowo nabijali Mitrovicia albo złapali Romanczuka na wykroku przed polem karnym. Wtedy już Kelemen mógł się trochę wysilić, bo przypomnę z tego całego czarowania techniką Rio Ave stworzyło sobie imponującą liczbę 0 klarownych sytuacji.
Może przez te kilkanaście lat oglądania piłki zgłupiałem i straciłem kontakt z rzeczywistością, bo nie trudno o to kiedy co chwila trzeba przeskoczyć z Premier League, Bundesligi na starcia w polu kukurydzy i znowu na pojedynki na stadionach na 50 tys. Ludzi, ale jak dobrze pamiętam gra defensywna też jest częścią sztuki piłkarskiej. Wiem, że publiczność w Białymstoku najchętniej oglądałaby mecze zakończone wynikami 5-3 z efektownymi bramkami, ale 1-0 to też wygrana i dostajemy za nią tyle samo punktów do rankingu UEFA, który musimy budować, bo reszta polskich ekip delikatnie mówiąc zawodzi. Tak jak zachwycamy się bramkami z dystansu, pięknymi dryblingami i efektownymi podaniami, tak samo nalezy zachwycać się kiedy cała drużyna przez 90 minut trzyma zwarty szyk obronny i wybija praktycznie wszystko.
Bardzo szkoda jest mi pewnych osób kibicujących pewnej drużynie, w której każdy obcokrajowiec się kocha do momentu, aż ma propozycję transferu do poważnego klubu piłkarskiego. Biedne wyniki tej drużyny wpływają negatywnie na nastrój owych dziennikarzy. Bidulki tak byli naładowani złymi fluidami po wtopie ze Spartakiem Trnava, że nawet po jedynym zwycięstwie polskiego klubu w tygodniu potrafili na ten klub przelać swoją agresję. No dzbany. Jak Legia przegra, to mimo tego, że chuja gra od 6 miesięcy (tak od 6 miesięcy, Klafurić w każdym meczu się ślizga, a jak przyjechał do Białegostoku to ta Legia nawet nie pierdnęła), to po kompromitującej porażce zaczyna się szukanie pozytywów jak tu jednak odwrócić losy tego dwumeczu. To nic, że w 1. meczu nie funkcjonowało nic. Atak, obrona, pomoc, intensywność – to wszystko było beznadziejne. Z kolei Jagiellonia podchodzi do meczu jako drużyna niefaworyzowana, gra uważnie, strzela szybką bramkę, automatycznie przestawia się na kontry, świetnie gra w obronie i co? No w Portugalii to te cieniasy przegrają z kretesem. To ja się pytam na jakiej podstawie do takich wniosków dochodzą eksperci z centrum wszechświata? Co im tak zaimponowało? Dryblingi? Gra na aferę? Niecelne uderzenia? Czytam kolejne artykuły i wydźwięk jest mniej więcej taki, że Marian Kelemen zagrał mecz życia, Rio Ave miał z 10 stuprocentowych okazji, a Jagiellonia swoją bramkę strzeliła, bo miała przygotowaną w szatni tratwę i wrzuciła ją na jeziorko na boisku. Nie wiem jak pojmują futbol ci dziennikarze, ale życzę im wszystkiego najlepszego w powrocie do dobrej kondycji psychicznej. Też bym był zdołowany jakby klub z topowym budżetem grał jak wypierdek z pipidówki. Ale na szczęście mój klub ma skromny, ale godny budżet i gra na miarę swoich możliwości i czasem wspina się ponad ten poziom. Jaga, dziękujemy! W Portugalii gramy na maksa i godnie reprezentujemy Polskę!
Ps. Pozdrawiam całą ekipę Polsatu, która ewidentnie była w pewnych częściach legijną kastą. Co jak co, ale łażenie z klapkami Legii na telefonie (a potem krzyczenie na wizji do mikrofonu, że Rio Ave dominuje mimo braku klarownych sytuacji) czy celowe zaklejanie herbu Jagiellonii na kamizelkach umożliwiających pracę na murawie ujawnia wasze kompleksy, które tak chętnie nam wmawiacie.
0:0
-:-