Rozczarowanie.
Matthev | 28 Sierpnia 2018 g. 10:53
Corocznej tradycji stało się zadość. Jagiellonia na własnym boisku poległa w starciu z beniaminkiem, dokładnie jak rok temu. Z tą różnicą, że teraz pogromcą okazała się Miedź Legnica, a nie drużyna z Nowego Sączą. Ważne trzy punkty przeszły przed nosem…
Od początku sezonu zespół z Legnicy jest chwalony za styl jaki prezentuje na ekstraklasowych boiskach. Nie przynosiło to do tej pory satysfakcjonującej ilości punktów. Jedyne zwycięstwo drużyna Dominka Nowaka odniosła na stracie rozgrywek, pokonali wtedy Pogoń 1:0. Wyjazd do Białegostoku miał być ciężki, a Miedzianka z góry była spisywana na straty. Boisko wszystko zweryfikowało. Goście bez zbytniego respektu do Wicemistrza Polski starali się kontrolować przebieg meczu. Grali piłką, co w polskich warunkach nie jest widokiem częstym, tym bardziej biorąc pod uwagę, że jest to beniaminek. Pisałem w zapowiedzi przedmeczowej, że w Legnicy grają zawodnicy doświadczeni w ekstraklasie i to się sprawdziło.
Wszystko, co najciekawsze zaczęło się dziać w drugiej połowie. Wtedy byliśmy świadkami aż pięciu bramek i bokserskiej wymiany ciosów. Pierwszy atak wyprowadzili Żółto-Czerwoni, a w rolę egzekutora wcielił się Roman Bezjak. Wydawało się, że od tego momentu Jagiellonia przejmie kontrolę, było to tylko złudzenie. Na odpowiedź Miedzi nie musieliśmy długo czekać. Po upływie kilku minut na tablicy wyników widniał już remis, a fenomenalnym uderzeniem popisał się Forsell. Bramka stadiony świata. Zawodnicy Ireneusza Mamrota nie odpuścili. Szukali swoich okazji… i znaleźli. Kolejny już raz w tym sezonie piłkę do siatki posłał Taras Romanczuk. Zawodnik w Jagiellonii nie do zastąpienia. Mózg i serce drużyny. Po raz kolejnym złudne było uczucie, że Wicemistrz Polski kontroluje mecz. Kibice nie zdążyli ochłonąć po świętowaniu, a futbolówka znalazła się już w siatce Mariana Kelemena. Ponownie tym, który uciszył białostocką publiczność był Forsell. Żółto-Czerwoni nie zdołali się już podnieść. Rafał Augustyniak, niedawno jeszcze zawodnik Jagiellonii, teraz dobił swój były zespół. Nie było żadnych sentymentów, z zimną krwią, mocnym strzałem pokonał Kelemena.
Szkoda, bo kolejny rok z rzędu rozdajemy punkty beniaminkowi na swoim stadionie. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w sytuacji, gdy zespół gra o najwyższe cele. W końcowym rozrachunku może to się odbić czkawką.