Matthev | 5 Listopada 2018 g. 21:54
Misja wykonana! Piłkarze z poczuciem spełnionego obowiązku mogą wracać do Białegostoku. Nie zawiedli. Stanęli na wysokości zadania, a styl w jakim je wykonali powoduje uśmiech na twarzach kibiców.
Niby wszyscy przed spotkaniem wiedzieli, że Jagiellonia jedzie do Sosnowaca w roli murowanego faworyta, ale niepewność jednak była. Myśłę, że towarzyszyła ona większości kibiców. Chyba nie muszę wspominać zeszłorocznego blamażu przy Słonecznej z Sandecja, która szybko skończyła swoją przygodę z Ekstraklasą. Kto wie, czy to właśnie mecz z drużyną z Nowego Sącza nie miał kluczowego wpływu na końcowe miejsce Białostoczan w tabeli. Nauczeni przeszłością czuliśĶy obawy przed rywalizacją z Zagłębiem.
Jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnie. Żółto-Czerwoni nie zawiedli i w stylu godnym Wicemistrzów Polski rozprawili się z gospodarzami. Poza drobnymi przestojami gra podopiecznych Ireneusza Mamrota wyglądała wręcz imponująco. Dominowali na każdej płaszczyźnie, nie dając rywalom nadziei na pozystywne dla nich rozstrzygnięcie.
Strzelanie rozpoczął jeszcze w pierwszej połowie Karol Świderski, który precyzyjnym strzałem z dystansu pokonał dobrze dysponowanego tego wieczoru Kudłę. Oj, gdyby nie ona wynik wyglądałby jeszcze lepiej, ale nie mamy na co narzekać.
Zagłębie po zmianie stron ruszyło na Jagiellonię wysokim pressingiem... zapominając o obronie, co skończyło się dla nich tragicznie. Białostoczanie wykorzystali niefrasobliwość gospodarzy w zaledwie 20 sekund po rozpoczęciu drugiej połowy. Ksiąkowo wyprowadzony atak, podanie do "pustaka" Poletanovicia, a Novikovas dopełnił tylko formalności trafiając do siatki. Gospodarze widocznie się tą bramką podłamali, bo przestali swtawiać jakikolwiek opór, złożyli broń, a my korzystaliśĶy z tego. Swoją drugą bramkę w meczu strzelił Świderski, co mu się wcale często nie zdarza. Ostatni tak dobry występ Karola miał miejsce w wakacje, konkretnie, w Gdyni. Niemniej cieszy fakt, że "Świder" po wywalczonej "jedenastce" w Katowicach, teraz potwierdził niezłą dyspozycję.
Jeżeli możemy mieć jakieś pretensje do Żółto-Czerwonych to za zbytnie rozluźnienie przystanie 3:0, co poskutkowało stratą bramki. Chociaż za to trafienie osobistą odpowiedzialność powinien wziąć Bartek Kwiecień, który mógł, a nawet powinien zachować się lepeij. Marian Kelemen był całkowicie bez szans.
Formalności w doliczonym czasie gry dopełnił Łukasz Burliga. Tutaj, za fenomenalną akcję należy wyróznić Martina Pospisila, który z łatowścią ograł rywala prostym balansem ciała, a podanie "fałszem" w pole karne - palce lizać. Łukasz musiał to skończyć, nie miał wyjścia.
Wygrywamy, spełniamy swój piłkarski obowiązek i zapomianmy. Kolejny mecz już w niedzielę z Lechem Poznań, więc chyba nikogo nie trzeba specjalnie zapraszać na mecz. Z Legią były prawie pełne trybuny, a pogoda nie zachwyciła, więc nie szukamy wymówek, a całymi rodzinami przychodzimy na Słoneczną!