Michał Probierz, zdobywając z Jagiellonią srebrny medal w 2017 roku, stworzył drużynę mocną zarówno sportowo jak i mentalnie. W ekipie wicemistrzów Polski można było bez problemu znaleźć pewność siebie, determinację, motywację do walki o coś wielkiego. To głównie za sprawą dobrej atmosfery w szatni mogliśmy cieszyć się z pierwszego srebra w historii naszego klubu. Kolejny sezon Żółto-czerwoni grali już pod dowództwem „Fergusona z Głogowa”. W drużynie nadal były obecne mocne charaktery – Runje, Romańczuk, Grzyb, Kelemen, Pawełek reprezentowali grupę zawodników, którzy zawsze i wszędzie będą dawali 100% na boisku pod kątem sportowym oraz wolicjonalnym. Kiedy machina się rozkręciła. to podążyli za nimi pozostali gracze tworząc paczkę, która w dobrej dyspozycji jest w stanie pokonać każdego w Polsce. Wygrana 2:0 na Łazienkowskiej, comeback z Arką oraz wiele innych spotkań wygranych w końcowych minutach spotkań pokazywały wolę walki tej drużyny. Teraz, na początku 2019 roku wygląda to tak, jakby coś się zmieniło
Żadna topowa drużyna w swojej lidze nie może sobie pozwolić na lanie na własnym stadionie. Jestem w stanie zrozumieć gorszy dzień, gorsze zdrowie, problemy z kontuzjami, z przemęczeniem, ale żaden poważny zespół liczący się w grze o coś więcej niż spokojne utrzymanie nie moze dopuścić do wyniku 0:4 na swoim boisku. 0:4! DWUKROTNIE! I nie, to nie porażki z Wisłą Kraków z Żurawskim, Kalu Uche, Kosowskim i Kuźbą w składzie. To nie porażki z potentatem z topowej europejskiej ligi. To nie porażki z najbogatszymi w kraju. To porażki z Zagłębiem Lubin i Śląskiem Wrocław! Z całym szacunkiem do tych drużyn, ale one są dalekie od kandydowania do miana zespołu walczącego o czołowe lokaty w Ekstraklasie. Śląsk Wrocław ostatni raz był naprawdę groźny z Sebastianem Milą i Przemysławem Kaźmierczakiem w składzie, a Zagłębie do meczu z nami, pod wodzą Holendra (nawet nie pamiętam jego nazwiska), nie wygrało z nikim poważnym (jedyna wygrana miała miejsce w Sosnowcu). W tych meczach drużyna Jagiellonii wyglądała bardzo słabo, wręcz beznadziejnie. Kiedyś, w dobie kryzysu, braku funduszy na dobrych zawodników, każdy wymagał od piłkarzy tylko jednej, najprostrzej rzeczy – zaangażowania. Dzisiaj dysponujemy piłkarzami z jakością. Owszem, czasem jakość jest bardzo widoczna, ale zaangażowanie i determinacja zanika.
Bardzo popularne stały się w obecnych czasach raporty pomeczowe. Raporty fitness, którymi często zasłaniają się sztaby szkoleniowe. „Panie, przecież nasz zespół wybiegał pierdyliard kilometrów, jak to tak można nam zarzucać brak zaangażowania?!!!!”. Otóż wybiegane kilometry często nic nie znaczą. Tak jak moc silnika w samochodzie, kiedy i tak nie możesz jechać szybciej niż 140 km/h. Wiecie co jest najbardziej zakłamujące w statystykach fitness? Szybkie biegi. Czy one coś znaczą, kiedy zawodnik będzie szybko wracał do obrony, ale w decydującym momencie odstawi nogę, będzie bał się zaryzykować interwencji, odpuści i z tego padnie gol? Statystyki fitness będą wyglądały elegancko, wynik niekoniecznie. I tego mi brakuje w tej drużynie. Jakość jest, doświadczenie też, ale wydaje mi się, że jest zdecydowanie za mało zawodników, którzy poszliby za siebie w ogień. Wystarczy, żeby wypadł Ivan Runje i defensywa jest totalnie rozsypana. Można ustawiać formację obronną na różne sposoby, ale bez Ivana nie ma grania. Nie ma tam piłkarza, który byłby odpowiedzialny za dyrygowanie grą defensywną, brakuje charyzmy, brakuje zaufania i współpracy.
Kiedyś Franciszek Smuda powiedział o Arkadiuszu Głowackim, że to piłkarz który jak rzuci się cegłówkę, wyskoczy i zagłówkuje. Przekładając na język kibica Arek Głowacki był zawodnikiem, który nie kalkulował i zawsze przekładał wynik drużyny ponad swoje zdrowie. Zresztą tak samo można powiedzieć o Marcinie Wasilewskim. Gość wygrał w swoim życiu bardzo dużo. Wygrywał mistrzostwo Belgii z Anderlechtem, pokonał bardzo ciężką kontuzję. Wprowadził Leicester do Premier League, a potem był częścią mistrzowskiej drużyny lisów. Jednakże poza trofeami wygrał coś ważniejszego – szacunek kibiców! Teraz reprezentuje pogrążoną w długach Wisłę Kraków. I potwierdza, że szacunek został zdobyty nieprzypadkowo, bo wciąż kładzie na szali swoje zdrowie, a równie dobrze mógłby teraz spokojnie wypoczywać na zasłużonej piłkarskiej emeryturze. Ilu jest obecnie takich zawodników w Jagiellonii? Zdecydowanie za mało.
Ireneusz Mamrot praktycznie nie odrywa się od telewizora. Ogląda po 8 meczów dziennie, dodatkowo bardzo często rozmawia z agentami piłkarzy. On sam nie ukrywa, że Jagiellonii trzeba kilku takich typowych skurczybyków, którzy nie odpuszczą, stworzą piekło przeciwnikowi, sprawią że rywali będą męczyły koszmary z piłkarzami Jagi. Nie będzie zaskoczeniem stwierdzenie, że trener ma racje. Liczę, iż obserwacje zostaną zakończone sukcesem i uda nam się takiego piłkarza pozyskać. Poza tym wydaje mi się, że brakuje też innego, konkretniejszego skurczybyka. Skurczybyka w postaci Ireneusza Mamrota, który jasno określi swoim piłkarzom czego od nich oczekuje i będzie eliminował słabych, farfoclowatych emocjonalnie grajków, którym nie zależy walce, wojnie przez 90 minut.
Klasyk mawia o tym, że trofea wygrywa się przeciwko tym teoretycznie słabszym drużynom. Ja dodałbym do tego zdanie, że trofea wygrywają głównie mocne charaktery i ludzie twardzi, a nie „miętcy”. Takich ludzi potrzebujemy w Białymstoku. Twardych i skupionych na jednym celu, a nie na narzekaniu w mediach czy snużeniu się po boisku i poniżaniu marki klubu.
0:0
-:-