Na początku sezonu 2018/19 marzyło mi się, że tym razem wreszcie Jaga wywalczy mistrzostwo Polski. Zapowiadało się dobrze. Zespół był zgrany, podbudowany wicemistrzostwem i niezłymi występami w eliminacjach do Ligi Europy. Ale później nastąpiła seria blamaży. Zaczęło się od Miedzi Legnica 2:3, a dalej było jeszcze gorzej: 0:4 z Zagłębiem Lubin, 0:4 ze Śląskiem Wrocław.
Te mecze zdruzgotały moje nadzieje i na wiele tygodni odebrały mi ochotę do oglądania piłki nożnej. Taki wrażliwy jestem. Owszem wcześniej też zdarzały się podobne porażki, ale z jakimi przeciwnikami: z Legią, Lechią. Lecz z Lubinem? Ze Śląskiem? U siebie? To mi się nie mogło zmieścić w głowie.
Sprawę wyjaśnił dopiero PF21 (czytaj: Pi-Ef-Tuenti-Uan) w wywiadzie dla Weszło, gdy już przeszedł do Chicago Fire. „Za długo odczuwałem potrzebę zmian, by znów zostawać” – wyznał między innymi. – „Nie byłem w ostatniej rundzie mocnym punktem Jagiellonii, doskonale o tym wiem. Nie muszę czytać gazet czy portali, żeby mieć tę świadomość. Można dywagować, czy się dusiłem czy nie, ale uważam, że odejście z Jagi powinno nastąpić trochę wcześniej. Na pewno czegoś brakowało. Trudno mi stwierdzić, czy chodziło o motywację. Do każdego meczu starałem się podchodzić jak do najważniejszego. Czasami nie wychodziło, ale serducho zawsze oddawałem. To nie było tak, że przestało mi zależeć. Nic z tych rzeczy. Jakaś frustracja się jednak pojawiała i rosła, skoro od tylu okienek czuło się chęć odejścia, pojawiały się oferty, a nic z tego nie wychodziło.”
Mogę się założyć, że nie tylko PF21 dusił się, odczuwał potrzebę zmian, brak motywacji i rosnącą frustrację. Paru innych również. I ta właśnie grupa piłkarzy przestała się przykładać do gry tak, jak by należało, zaczęła się snuć po boisku w oczekiwaniu na lepsze czasy, a na efekty takiej postawy długo nie trzeba było czekać: Miedź, Zagłębie, Śląsk. I w ten sposób moje marzenia o tegorocznym mistrzostwie Polski trafił szlag.
Za to zimą spełniły się marzenia frustratów. Kilku z nich klub się wreszcie pozbył, kilku korzystnie sprzedał, i w ten sposób ponad miesiąc temu przestał istnieć zespół, który dwukrotnie zdobył wicemistrzostwo Polski. Tymczasem nowy zespół jeszcze się nie narodził. Wieża Babel (zawodnicy z 9 krajów!) dopiero się dociera. Jeżeli się dotrze, to walka o najwyższe cele odbędzie się dopiero w następnym sezonie. A jeśli się nie dotrze, to z Wieży Babel pozostanie tylko Wieża Bajzel.
Na chwilę obecną wygląda to słabo. Jeżeli bowiem taki Šćepović na dzień dobry marnuje w beznadziejny sposób rzut karny, to niczego dobrego to nie wróży. Ktoś powie, że zdarza się najlepszym. No zdarza się, ale żeby choć był to strzał w światło bramki, obroniony przez bramkarza, a tu: gała wypierdzielona idiotycznie Panu Bogu w okno, całkiem bez sensu. No i Kraksa wygrała 1:0, choć strzelony przez Jagę karny mógł całkowicie odmienić obraz meczu. Tu spytam trenera Mamrota: a czemu do wapna nie podszedł Guilherme, któremu tak dobrze poszło z Miedzią?
Nowy zaciąg jakoś jeszcze się nie spisuje. Z Wisłą Płock (1:0) wynik uratowała w ostatniej chwili stara kadra (Novikovas, Wójcicki), a pierwszy w tym roku mecz – z Miedzią Legnica (3:0) wygrała też ekipa z dotychczasowego składu (Mitrović, Guilherme, Novikovas).
Zimą odeszli zawodnicy, dzięki którym Jaga ma tak świetny dorobek bramkowy, ale nie pojawili się ich następcy. Przynajmniej na razie. Może się docierają. A w tym czasie punkty przepadają. Z tego wszystkiego można wyciągnąć wniosek, że w bieżącym sezonie nie ma co marzyć nie tylko o mistrzostwie, ale i nawet o zajęciu miejsca premiowanego grą w eliminacjach Ligi Europy. Dobrze będzie, jeśli drużyna utrzyma się w pierwszej ósemce. Może jeszcze tylko szczęście dopisze w Pucharze Polski? Ale szczęściu trzeba pomagać. Samo z siebie nie przyjdzie.
Czop
Foto: cracovia.pl
0:0
-:-