Matthev | 9 Kwietnia 2019 g. 22:07
Mamy to! Jagiellonia wygrywa 2:1 z Miedzią Legnica i zapewnia sobie udział w finale Pucharu Polski na stadionie Narodowym! Bohaterem został niezawodny Taras Romanczuk, strzelec dwóch bramek!
Historia pisze się na naszych oczach! Po 9 latach ponownie wystąpimy w finale Pucharu Polski, miejmy nadzieję, z takim samym skutkiem. Wówczas rywalem była Pogoń Szczecin, teraz zmierzymy się z kimś z pary Lechia Gdańsk - Raków Częstochowa. Piękne chwile wróciły do naszej pamięci, a apetyty urosły do niespotykanych dotąd rozmiarów. Cel, do którego dążymy cały sezon, wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Przed nami ostatni, najważniejszy i najtrudniejszy krok. Zwycięstwo na Narodowym.
Spotkanie z Miedzią wcale nie należało do tych z gatunku "łatwe i przyjemne". Była to długa i kręta droga, z wieloma przeszkodami po drodze. Tak naprawdę, wszystko w tym meczu zaczęło się w drugiej połowie. Pierwsze czterdzieści pięć minut możemy porzucić w niepamięć. Możemy to porównać do partii szachów, w której nikt nie chce się odsłonić. Obie drużyny czekała za podwójną gardą, nie chcą przypadkiem narazić się na cios ze strony rywala.
Wraz ze zmianą stron zmienił się obraz gry. Zespoły zaczęły myśleć o działaniach ofensywnych, czego efektem były kolejne sytuacje bramkowe. Jako pierwsi ruszyli Białostoczanie. Nie powinno to dziwić. W końcu drużyna Ireneusza Mamrota traktowała to spotkanie jako mecz sezonu. Pomogli w tym kibice, którzy licznie stawili się na stadionie przy Słonecznej. Efektem poczynań Żółto-Czerwonych było trafienie Tarasa Romanczuka. Wtedy trybuny eksplodowały po raz pierwszy. Taras najlepiej odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu i umieścić futbolówkę w siatce.
Od momentu bramki inicjatywę przejął zespół Miedzi. Jagiellonia oddała pole gry rywalowi, licząc na swoje okazję przy wyprowadzaniu kontrataków. Niestety nie przyniosło to oczekiwanych skutków. Forsell skarcił Białostoczan uderzeniem z rzutu wolnego. Strzał był pierwszej klasy, ale mimo wszystko, wydaje się, że Marian Kelemen mógł zrobić w tej sytuacji więcej. Piłka była ustawiona w okolicach 35 metra, co dawało czas na reakcję. Z drugiej strony rotacja futbolówki na pewno nie sprzyjała skutecznej interwencji.
Z biegiem czasu zaczęło robić się coraz bardziej nerwowo. Minuty uciekały, a widmo dogrywki przybliżało się nieubłagalnie. Całe szczęście, mamy w zespole Tarasa. Jak na kapitana przystało, wziął sprawy w swoje ręce, a właściwie nogi i przypieczętował awans. Na stadionowym zegarze była już 91 miunta, gdy stadion utonął w euforii kibiców. Zenek Martyniuk zabrzmiał drugi raz tego wieczora, co oznaczało sukces. Sukces, na który wszyscy w Białymstoku czekali.
Sen o Narodowym spełnił się! Teraz czas postawić kolejny i zarazem ostatni krok. Pora przypieczętować wykonaną pracę! Udało się niemal 10 lat temu, więc teraz też musi się udać. Miejmy nadzieję, że 2 maj, będzie następnym ważnym dniem w historii Żółto-Czerwonych. 99 lat istnienia klubu powinno zostać we właściwy sposób uhonorowane!