Wczoraj rano ogłoszono, że trener Ireneusz Mamrot pozostanie głównym szkoleniowcem Jagiellonii na kolejny sezon. Decyzja wydaje się zrozumiała i trafna- dobrych polskich kontrkandydatów brak, pojawiające się w plotkach nazwiska Nawałki, Urbana, Wdowczyka, czy Latala raczej nie skłaniały do optowania za zmianą. Natomiast powołanie trenera zagranicznego to ryzyko. A przed sezonem stulecia ryzykować nie wypada.
Zatem trener Mamrot zostaje i na starcie przygotowań do kolejnego sezonu ma pełne wsparcie zarządu Klubu. Nie znaczy to jednak, że można być w pełni zadowolonym z zakończonej właśnie kampanii. Na pewno nie wszystko poszło optymalnie i wnioski muszą zostać wyciągnięte. Ewaluacja to podstawa rozwoju każdej firmy, a przecież wszyscy mamy nadzieję, ba, oczekiwanie!, że sezon stulecia zostanie długo i pozytywnie zapamiętany. Co więc było, oczywiście naszym subiektywnym zdaniem, głównym błędem trenera Mamrota? Jakie wnioski powinny zostać wyciągnięte? Co można zmienić? Zapraszamy do lektury! Tekst jest obszerny, dlatego zarezerwujcie sobie dłuższą chwilę na jego przeczytanie.
Przewidywalność
Pierwszą rzeczą, na którą chcemy zwrócić uwagę, jest wielka niezmienność naszego trenera. Jak już raz wykrystalizuje się jedenastka, to nie ma zmiłuj, będzie grać i grać, i grać, nawet pomimo obiektywnych przesłanek do dokonania zmian. Nie ważne, że gracz zalicza zjazd formy, nie ważne, że jest zmęczony i podpiera się nosem, będąc cieniem samego siebie sprzed kilku kolejek. Grają wciąż ci sami, zmiany są bardzo rzadkie, rotacja właściwie nie istnieje. Oczywiście, być może trener słusznie ocenia, że X nawet zmęczony, czy też bez formy jest lepszy niż Y, jednak takie podejście do sprawy nie służy zdrowej rywalizacji w drużynie, na pewno również nie służy utrzymywaniu całej kadry w rytmie meczowym. Rotacja została wprowadzona w klubach na Zachodzie nie dlatego, że jest modna, tylko dlatego, że jest koniecznością przy intensywnym sezonie. Może w I lidze się tego nie odczuwa, ale przy tak intensywnym, jak na polskie warunki, sezonie jak miała Jagiellonia w tym roku (47 spotkań!) praktycznie żaden zawodnik nie da rady grać wszystkiego. Za najlepszą ilustrację niech posłuży mecz w Lubinie z kwietnia tego roku (2:0)- trzy dni po wyczerpującym meczu w Krakowie i sześć po bardzo intensywnym meczu z Lechem na Słonecznej wyszła niemalże identyczna „11” jak w tych dwóch poprzednich meczach. Piłkarze wyglądali jakby grali za karę i gładko przegrali, a styl wołał po prostu o pomstę do nieba.
Osobną sprawą są konkretne personalia. Dziwi sytuacja Justasa Lasickasa, który przyszedł do Jagi z łatką dużego talentu, a sezon kończy bez dostania prawdziwej szansy (żadnej szansy?). Być może gracz ten po prostu jest bardzo słaby, natomiast zaskakuje, że w składzie na ostatni mecz sezonu trener wolał zostawić puste miejsce, niż wpisać tam młodego Litwina. Bodvar Bodvarsson również musiał bardzo długo czekać na swoją szansę, a Martin Adamec po powrocie z wypożyczenia również dostawał dość skromny czas na grę. Sytuację młodzieżowców komentujemy w osobnym punkcie.
Podobnie nasz trener zachowuje się względem taktyki panującej w meczu- formację zmieniamy rzadko, właściwie przeciwnicy nie mają problemu z rozszyfrowaniem nas już długo przed meczem. Serwis transfermakt.de naliczył nam użycie czterech formacji przez dwa sezony: dwa warianty 4-3-3, 4-2-3-1 oraz 4-4-2 „double six”. Niby brzmi nieźle, ale niektóre z nich (4-4-2) były stosowane tak rzadko, że właściwie ograniczaliśmy się do dwóch formacji przez cały omawiany okres. Oczywiście, formacja to tylko zgrubne ułożenie zawodników na boisku, można je daleko modyfikować poprzez żonglowanie zawodnikami na pozycjach, niemniej jednak to również zdarzało się niezmiernie rzadko. Jak Martin Pospisil został przykuty do pozycji ofensywnego pomocnika, tak na niej spędził jakieś 80% czasu gry, pomimo tego, że dawał jasne oznaki, że dużo lepiej radzi sobie bliżej środka boiska. Takich przykładów jest jeszcze kilka, wszystkie prowadzą do tego, że kibice i analitycy rywali ziewają z nudów- wiadomo co zagramy.
Sporą przewidywalnością cechują się również zmiany dokonywane przez trenera. Śmiało można obstawiać kto, kiedy i za kogo wejdzie. Jak już się powiedziało, jest to przewidywalne, nikogo tym się nie da zaskoczyć, bo skoro w strategii zmian łapią się kibice, to tym bardziej sztab rywala.
Zachowawczość
Trener Mamrot nie sprawia wrażenia konesera mocnych wrażeń i generalnie bardzo dobrze. Stabilność emocjonalna i zrównoważenie szkoleniowca jest z pewnością cechą pożądaną.
Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że pozytywnego szaleństwa w grze Jagiellonii jest za mało. Zespół sprawia wrażenie ustawionego dość asekurancko- rzadko wychodzimy wysokim pressingiem, jak po swoje, niewiele również zostało z zapowiedzi trenera, że Jaga ma grać piłką i dominować rywala. Nasza gra jest wolna i dość, patrz punkt wyżej, przewidywalna. Wydaje się też, że dominuje nastawienie minimalistyczne- jak strzelimy, to się cofamy, bardzo rzadko dążymy do rozstrzygnięcia meczu zdecydowanym pchnięciem. Cóż, być może jest to konsekwencja charakteru trenera, być może także jego oceny potencjału zespołu na ten moment, jednak rzuca się w oczy, że ryzyko i Jagiellonia nie idą w parze. Ciekawym zestawieniem jest porównanie ile razy w sezonie Jaga zwyciężyła różnicą bramek większą niż jeden:
18/19- 7 razy dwoma bramkami, 2 razy trzema (9 wyraźnych zwycięstw)
17/18- 8 razy dwoma bramkami, 3 razy trzema i więcej (11)
16/17- 5 razy dwoma bramkami, 6 razy trzema i więcej (11)
15/16- 5 razy dwoma bramkami, 1 raz trzema i więcej (6)
14/15- 8 razy dwoma bramkami, 2 razy trzema i więcej (10)
Wniosek? Jest to pierwszy sezon od dawna, gdzie z nikim nie wygraliśmy więcej niż różnicą trzech bramek, co zdarzyło nam się nawet w beznadziejnym sezonie 15/16, jak również tylko dwa razy ograliśmy kogoś wspomnianą różnicą trzech bramek (oba mecze na wyjeździe z późniejszymi spadkowiczami). Przyczyn upatruję głównie w słabej grze z kontry naszego zespołu- gdy już prowadzimy, nie potrafimy dobić rywala błyskawiczną kontrą, co jak na dłoni było widać m.in. w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec u siebie- okazji było bez liku, ale dostaliśmy tylko gola kontaktowego dla rywali, a zalążki kontr były popisowo marnowane przeciwko najgorszej defensywie ligi. Wydaje się, że są merytoryczne przyczyny takiego stanu rzeczy, a jedną ze składowych może być brak „instynktu killera” w naszej drużynie.
Warto tutaj również zwrócić uwagę na zmiany dokonywane przez naszego trenera- są nie tylko dość przewidywalne, ale także zachowawcze, nie pamiętam w zasadzie sytuacji, żeby zmiany oznaczały zmianę formacji i nastawienia zespołu. Są one robione również nieśpiesznie, raczej bliżej końca spotkania, niż początku. Za przykład niech posłużą dwa mecze- ten z Lechią Gdańsk z lipca 2019 (0:1) i z Legią Warszawa z maja 2018 (0:0). W tym pierwszym spotkaniu przegrywaliśmy od 10 minuty, pierwsza zmiana nastąpiła w minucie 60. (Machaj za Wlazłę), druga w 78. (Kwiecień za Pospisila), a trzecia w minucie 82. i to już była zmiana stricte ofensywna (Bezjak za Wójcickiego). Na usprawiedliwienie trenera można dodać jednak, że od 68. minuty graliśmy w „10” po czerwonej kartce dla Guilherme. Nie wiem czym jednak wytłumaczyć zmiany w meczu z Legią, przypomnijmy- musieliśmy ten mecz wygrać, by realnie dalej marzyć o mistrzostwie. Zmiany? Sheridan za Świderskiego w 67. minucie, Kwiecień za Novikovasa w 80. i Lazarević za Frankowskiego w 90. Oceńcie sami, Legia grała od 46. minuty trzema defensywnymi pomocnikami i czterema obrońcami.
Wszystko to zbiega się w jedną ważną rzecz- naprawdę w niewielu przypadkach jesteśmy w stanie odwrócić niekorzystny przebieg meczu. Na 14 razy, kiedy przegrywaliśmy do przerwy daliśmy radę zwyciężyć w lidze tylko raz (!), a cztery takie mecze zostały zremisowane, pozostałe oczywiście przegraliśmy. Podsumowanie dla pięciu ostatnich sezonów poniżej:
18/19- 14, 1, 4, 9 (7%; 35%)
17/18- 6, 1, 2, 3 (17%; 50%)
16/17- 9, 2, 2, 5 (22%; 44%)
15/16- 12, 0, 2, 10 (0%; 17%)
14/15- 7, 3, 0, 4 (43%; 43%)
(kolejno- sezon, liczba meczów, w których przegrywaliśmy do przerwy, liczba takich meczów wygranych, zremisowanych, przegranych, % wygranych, % nieprzegranych).
Wniosek? W tym sezonie wyjątkowo często przegrywaliśmy do przerwy i mieliśmy słabą zdolność odwracania losów spotkań. Jedyne spotkanie gdzie przegrywaliśmy po pierwszych 45 minutach i dowieźliśmy wygraną to wrześniowe starcie w Zabrzu wygrane 1:3. Dlaczego tak często przegrywaliśmy do przerwy i tak rzadko potrafiliśmy odwrócić losy meczu? To już praca domowa dla trenera, ale warto zwrócić uwagę na zachowawczość w zmianach.
Konserwatyzm
Kolejnym zarzutem wobec trenera Mamrota jest jego konserwatyzm, który tutaj definiujemy jako niechęć do stawiania na młodzież (patrz niechęć do ryzyka w ogóle). W rundzie jesiennej zawodnicy o statusie młodzieżowca zaliczyli łącznie 137 minut, które padły „łupem” jednego tylko zawodnika- Patryka Klimali. Wiosną ten zawodnik grał znacznie więcej (do tego jeszcze przejdziemy), do tego grał właściwie wszystko w Pucharze Polski, gdzie mieliśmy obowiązek wystawiania młodzieżowca. No i właśnie, wiedząc o tym zapisie, a także o przyszłym zapisie o obowiązkowej obecności gracza U-21 w wyjściowej „11” w lidze, trener Mamrot nie zbudował żadnego innego gracza niż Patryk Klimala. Co by zrobił, gdyby Patryk nie mógł grać w spotkaniu Pucharu Polski, także tym finałowym? Nie mieliśmy absolutnie żadnego pola manewru, bo za takie trudno uznać kilka minut, które jesienią otrzymał 18-letni Maciej Twarowski. Gdyby Klimala nie mógł grać w finale, wyszlibyśmy na to spotkanie z kompletnie nieogranym zawodnikiem. Jak pokazały szanse dane Ozdze i Twarowskiemu na samym finiszu sezonu, być może nasi młodzi nie są tacy źli i zasługiwali jednak na szansę wcześniej. A tak wchodzimy w sezon z „wymogiem” młodzieżowca w „11” z nieotrzaskaną w ekstraklasowych bojach młodzieżą, której prawdziwe umiejętności na tym poziomie pozostają wielką tajemnicą. Dodatkowo należy podnieść kwestię finału Pucharu Polski, do którego przystąpiliśmy z młodzieżowcem na newralgicznej pozycji i w zasadzie bez pola manewru w przypadku jego niedyspozycji lub kontuzji już w trakcie spotkania.
Zarzut ten rozciąga się oczywiście na ogólną strategię Klubu- docelowo sprzedaż utalentowanej młodzieży po jej sukcesach w Ekstraklasie jest jedyną szansą na podciągnięcie finansów Jagiellonii na wyższy poziom, który umożliwi zdystansowanie krajowej konkurencji i skuteczniejszą grę w Europie. Warto zwrócić uwagę sztabu szkoleniowego także na ten aspekt.
Zarządzanie kadrami
Zarzut najczęściej do trenera Mamrota kierowany, a jednocześnie najmniej udokumentowany i w sumie niemożliwy do rozstrzygnięcia z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora. Możemy tutaj jedynie ocenić pewne niewielkie fakty, które przebiły się na światło dzienne.
Chronologicznie najświeższym jest sprawa związana z Mitroviciem, którą można już nazwać „Mitrovićgate”. Zawodnik ten podobno odmówił wyjazdu na finał Pucharu Polski, jakoby z powodu niezadowolenia z racji przewidzianej roli rezerwowego. Pojawiają się również słuchy, że gracz jest skonfliktowany z niektórymi graczami Jagiellonii. Zawodnik z kolei kontrował plotki w oficjalnych kanałach historią o chorobie. Do tej pory w sumie nie jest jasne, co się stało, niemniej jednak gracz został od składu odstawiony i nie wiadomo, czy kiedykolwiek do niego powróci.
Spore zastanowienie budzą również prawdziwe facecje związane z rzutami karnymi. Po pierwsze, w lidze trafiliśmy tylko 2/3 strzelanych karnych (8/13; 62% skuteczności- skandalicznie słabo!), natomiast większe zastanowienie budzi styl tych pudeł. Kilka z nich to prawdziwy „cirkus i skandaloza”, na czele z karczemną awanturą o karnego w Płocku między Bezjakiem i Novikovasem, zakończoną beznadziejnym pudłem tego drugiego. Ostatni karny Imaza został nawet skomentowany przez prezesa Klubu (wywiad dla „Kuriera Porannego”), który stwierdził, znamienne słowa, „nie wszystko jest winą trenera”.
Niemniej jednak liczba różnych kłopotów z dyscypliną i koncentracją naszych zawodników w tym sezonie woła o pomstę do nieba. Trudno dociekać ich przyczyn, ale w wielu meczach zawodnicy wyglądali na rozkojarzonych, albo sfrustrowanych, w wielu nie trzymali nerwów na wodzy, vide Imaz, który dał się sprowokować w Gliwicach i wypadł z meczu z Legią, a w ostatnim meczu sezonu sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego (np. kopnięcie w słupek po jednej z nieudanych akcji, cyrk z karnym, etc.). Tutaj ponownie warto zwrócić uwagę na dość szybkie tracenie przez nas bramek- aż sześć z nich straciliśmy w pierwszym kwadransie meczu, co jest kiepskim wynikiem, zwłaszcza, że aż trzy razy stało się to w meczu domowym. Oznacza to, że co szósty mecz domowy rozpoczęliśmy od straty bramki na samym początku spotkania.
Część kibiców obwinia trenera o zbytnią pobłażliwość, ale trudno wysnuwać tutaj taki wniosek, gdyż Damian Szymański został przez trenera usunięty z Klubu, a np. Roman Bezjak czy Cillian Sheridan odczuli jego niezadowolenie i zostali odsunięci od wyjazdu na niektóre spotkania. Z drugiej jednak strony niektórzy gracze wydają się mieć u trenera taryfę ulgową, co być może łączy się z jego niechęcią do zmian w składzie- „gwiazdy” maja pewny plac, pomimo różnych figli. Czy tak jest, trudno orzec, niemniej jednak wydaje się, że trener nie ma całkowitego posłuchu w szatni. Być może wpływ na to ma jego postawa- traktowanie graczy jak partnerów, jak ludzi poważnych, niechęć do karania graczy. Jak jest, wiedzą tylko insiderzy, ale „coś” z szatnią w Jadze jest ewidentnie nie tak jak powinno być. Być może jedną z przyczyn jest małe doświadczenie trenera w pracy z obcokrajowcami- wszak w Chrobrym tacy gracze zdarzali się tylko sporadycznie. Trener Mamrot od początku przygody z Jagiellonią intensywnie uczy się języka angielskiego, ale być może niedostateczne umiejętności językowe dokładają się do problemów z Wieżą Babel w naszym Klubie.
Transfery
Wiadomo, że żaden trener w polskiej lidze nie ponosi wyłącznej odpowiedzialności za transfery do i z klubu. Niemniej jednak trener Mamrot ma głos w przypadku ruchów transferowych w Jagiellonii i należy uwzględnić tę kwestię także w tym zestawieniu. Główny zarzut dotyczy oczywiście transferów napastników w przerwie zimowej. Do błędów przyznał się już prezes Kulesza, mówiąc we wspomnianym wywiadzie dla „Porannego”, że pośpieszono się z transferem Sheridana, który już na samym początku okna transferowego rozwiązał z nami kontrakt. Nie zaczekano na rozwój sytuacji z Karolem Świderskim i Romanem Bezjakiem, wiedząc, że obaj pracują nad odejściem z Jagi. Wydaje się, że pożegnanie z każdym z tej trójki było na swój sposób uzasadnione i zrozumiałe, można jednak mieć wątpliwości co do uzupełnienia ubytków. W miejsce trzech otrzaskanych w bojach napastników sprowadzono tylko jednego, którego sprowadzenie wiązało się na dodatek z pewnym ryzykiem. Zawodnik miał za sobą półroczny pobyt na trybunach, co katastrofalnie wpłynęło na jego formę. Zanim zawodnik mógł dojść do jakiejkolwiek formy to zerwał więzadła krzyżowe i zakończył przygodę z naszym Klubem. Obecnie trwają prace nad rozwiązaniem z nim kontraktu.
Zatem, jeśli można postawić trenerowi jakiś zarzut, to taki, że dopuścił do sytuacji, że rozpoczęliśmy rundę wiosenną tylko z dwoma nominalnymi napastnikami, z czego jeden był nieogranym juniorem (tylko 137 minut Klimali w lidze na jesień), a drugi graczem wracającym do grania po półrocznym rozbracie z futbolem. Z nieznanych przyczyn nie zabezpieczono tej pozycji trzecim zawodnikiem, podejmując duże ryzyko. Odrobina pecha sprawiła, że ryzyko zmaterializowało się bardzo szybko. Rozpoczęliśmy wiosnę z wąską kadrą ofensywną (jedno nazwisko mniej niż jesienią), a wkrótce sytuacja zrobiła się tragiczna, gdyż ciężkich kontuzji doznali Savković i Scepović. Sytuację próbowano łatać doraźnie, ale pod koniec lutego nie zdołano już przeprowadzić żadnego transferu. Odpowiednia głębokość i jakość kadry na nadchodzącą batalię 2019/20 jest z pewnością czymś, czemu szczególną uwagę powinni poświęcić prezes klubu i trener Mamrot w najbliższych tygodniach.
Wykorzystanie przerw w rozgrywkach
W trakcie zimowych przygotowań przed rundą wiosenną trener Mamrot opowiadał o autorskim planie sztabu szkoleniowego na przygotowanie zawodników do decydującej części sezonu. Kibice, pamiętając atomowy początek wiosny 2018, tylko zacierali ręce, czekając na świetną dyspozycję drużyny. Niestety, nie wszystko wyszło chyba jak należy- drużyna miała uzyskać największą szybkość i świeżość w rundzie finałowej, ale trudno powiedzieć, czy udało się to uzyskać. Należałoby raczej stwierdzić, że przez całą rundę drużyna sprawiała wrażenie nieco ociężałej, pozbawionej dynamiki i mocy. Wydaje się, że sztab szkoleniowy tym razem przesadził z intensywnością treningów na zimowym zgrupowaniu, co doprowadziło do sytuacji, że zawodnicy nie uzyskali zakładanych parametrów szybkościowych.
W porównaniu do wiosny 2018 nie widać było również wypracowania nowych schematów ofensywnych, w tej fazie gry do końca rundy drużyna prezentowała się nieco nieporadnie i ciężko. Wpływ na to na pewno miały jednak znaczące zmiany w tej formacji oraz kontuzje kluczowych graczy. Nie można więc formułować tutaj poważnych zarzutów, warto jednak wezwać sztab szkoleniowy do refleksji, czy na pewno wszystko było OK z naszymi przygotowaniami do wiosny 2019.
Wśród kibiców żyje również przekonanie, że „więcej” dało się zrobić w trakcie przerwy reprezentacyjnej w maju 2018 roku. Wszyscy liczyli, że trener zdoła podnieść słabnącą drużynę, z której co raz szybciej uciekała rewelacyjna forma z początku rundy. Niestety, okazało się to już niemożliwe (?) i mistrzostwo wymknęło się nam z rąk na finiszu ligi.
Abstrahując od rzeczywistych powodów niemocy w pewnych okresach, pozostaje tylko mieć nadzieję, że sztab szkoleniowy nabrał więcej doświadczenia i że wyciągnie wnioski, które pozwolą jeszcze skuteczniej przygotowywać drużynę do kolejnych sezonów.
Podsumowanie
Sztab szkoleniowy nie uniknął błędów w dwóch ostatnich sezonach. Przed gronem trenerów leżą poważne problemy do rozwiązania, za główne należy uznać:
- poprawę atmosfery w zespole
- pracę nad mentalnością graczy (koncentracja, trzymanie nerwów na wodzy)
- rozszerzenie wachlarza wariantów taktycznych, które stosujemy w meczu
- poprawę gry z kontry zespołu
- zastanowienie się nad tym, jak odwrócić losy przegrywanych spotkań
- wdrożenie efektywnego systemu rotacji
- wypracowanie metody na wprowadzanie młodzieży
Dotychczasowa praca trenera Mamrota pozwala być optymistą przed nadchodzącym sezonem. Widać, że sztab szkoleniowy uczy się na błędach i oby ten trend się utrzymał. Widać np., że formacja obronna wygląda już całkiem nieźle, podobnie jak wyjście z obrony do środka pola, w tym przy pressingu rywala. Jeśli dorzucimy argumenty z przodu, Jagiellonia znów będzie groźna dla każdego w Ekstraklasie. Wydaje się jednak, że nie uda się tego zrobić, bez zmian kadrowych w formacji ofensywnej.
Przed trenerem i Jagiellonią trudny sezon, który może być przełomowy i dla Klubu, i dla trenera. Obyśmy wspominali sezon 2019/2020 lepiej, niż będziemy wspominać ten właśnie miniony.
Opracował i spisał: SIERPOWY