- Tomek nie płacz…
- Nigdy tu nie wrócę! Mamo … (dalej, przez płacz, niestety nie zrozumiałem).
Nie jest to rozmowa po wizycie u dentysty. Nie jest to fragment dialogu z pierwszego, nieudanego, dnia w szkole. Nie.
Jest ciepłe, słoneczne przedpołudnie pechowego, jak się okazało, trzynastego lipca roku Pańskiego 2019. Wyszedłem wcześniej z pracy, żeby zdążyć na ostatni przedsezonowy sprawdzian ukochanej drużyny. Kwadrans przed jedenastą dzwoni Maciek z informacją, że trzyma mi miejsce, rewelacja, zawsze przyjemniej ogląda się spotkanie wśród „swoich”. Zajeżdżam, na parkingu tłumy. Setki ludzi, wszyscy w barwach spiesznym krokiem podążają do jedynej otwartej bramy. Serce się raduje. Widać, że kibice nie przechodzą obojętnie obok 100-lecia klubu. Pokazało to spotkanie z Trenerem Mamrotem, pokazuje dzisiejszy sparing.
Mija 11, zbliżam się do korony stadionu. Ale co to? Na oko stoi przed wejściem około tysiąca ludzi.
Wtedy usłyszałem dialog z początku. Słyszę awanturę na bramie, gdzie ojciec z synem na ręku próbuje dowiedzieć się dlaczego jechał 50 kilometrów i nie może wejść. Ochroniarz rzuca lakoniczny komunikat, że to nie impreza masowa, mają komplet i nikt więcej nie wejdzie. Ludzi przybywa, dzieciaki płaczą, wkurwienie narasta. Nie chciałem na to patrzeć, zawinąłem się na pięcie i poszedłem. Zrobiło mi się przykro. Nie chodzi o mnie, ja miałem w sumie po drodze, byłem już na dwóch sparingach w tym okresie przygotowawczym, przeżyję. Ale kurwa! Na spotkaniu z trenerem było ze 150 osób. Na zimowym sparingu z Wigrami (boczne boisko) w temperaturze -10 stopni przewinęło się 300 osób. Naprawdę nikt w klubie nie pomyślał, że na ogłoszony stosunkowo wcześniej sparing, połączony z prezentacją drużyny przyjdą tłumy? Spragnieni piłki?
Ludzie! Na takich wydarzeniach buduje się nowe pokolenie. Właśnie na taki mecz zabiera się 2 letniego syna po raz pierwszy. Sam chciałem to zrobić, niestety (a może i stety) musiałem tego dnia pracować i nie miałem takiej możliwości. Swoją oszczędnością wkurwiliście z 2 tysiące ludzi. Lakoniczne oświadczenie tylko podniosło ciśnienie. Do sezonu tydzień, a od kilku godzin czytam tylko o bojkocie pierwszego meczu, o „szanowaniu” kibica, o płaczu dzieci, przestrzeleniu sobie obu kolan i o ogólnej żenadzie którą nasz klub, w kwestiach marketingowych, prezentuje. Jasne, że jest to przesadzone, choć zastanawiam się czy nie jest tu trochę jak z Legią w pucharach. To już nie żenada, to standard. Odkąd gramy w najwyższej klasie rozgrywkowej, większej wpadki marketingowej nie widziałem. Śmiało można to postawić w jednym szeregu z pamiętną reklamą Tigera. Obudźcie się! Marketing pobudka! Czas wstać! Pani Agnieszko, czas się zastanowić czy pracownicy klubu wykonują odpowiednio swoją pracę. Czy na pewno robione jest wszystko, aby godnie uczcić 100-lecie Jagiellonii. Aby zapełnić stadion. Szybko czkawką odbiły się ostatnie wyróżnienia.
Widziałem plany kibiców dotyczące uczczenia najważniejszego sezonu w naszej historii. Powiedzieć, że są imponujące to nie powiedzieć nic. Jeśli uda się realizacja choć połowy z nich to każdy dział marketingu w Polskiej piłce będzie mógł jedynie uklęknąć przed naszymi Kibicami i … wyczyścić im buty.
Wróćmy do Tomka. Zastanawiam się, jak klub chciałby wynagrodzić kilkuletniemu chłopcu zawód, który przeżył. Jak chce wymazać z jego pamięci ten początek wakacji? Zniżką na bilet? Kartą z autografem? Jego skojarzenie z Jagiellonią zostanie. Następnym razem jak mama zaproponuje mu wyjście na mecz, on spyta czy nie lepiej kino. I ma do tego prawo, nie można go za to szykanować. Zawiedliście dziś kibiców. I tych młodych i tych doświadczonych życiem. I tych ze stażem meczowym i tych, którzy byli tu po raz pierwszy. Dla tych ostatnich Słoneczna nie stała się nowym domem. Stała się miejscem, gdzie pan ochroniarz nie pozwala wejść na mecz bez powodu. Usprawiedliwianie się tym, że była informacja (której notabene nie było) o ograniczonej ilości miejsc jest słabsze niż wywiady Arviego. A to jest wysoko zawieszona poprzeczka.
Cóż… Dziś zamiast święta wyszła stypa. Zaczynamy sezon od liczby -2000 na trybunach.
Dzięki!
Rudy