Okazało się, że Ireneusz Mamrot nie sprostał wymaganiom ekstraklasowym. Jego potencjał wystarczył co prawda na poziom III, II i I – ligowy, z Chrobrym Głogów, ale na najwyższą klasę rozgrywkową już nie za bardzo. Wprawdzie z Jagiellonią zdobył wicemistrzostwo Polski, lecz – jak się niestety okazało – był to tylko rozpęd, nadany drużynie jeszcze przez Michała Probierza. Potem działo się już tylko gorzej. W zeszłym sezonie miejsce piąte, a teraz – dziewiąte po osiemnastu kolejkach. I odpadnięcie z Pucharu Polski od razu w pierwszym podejściu. Nie tak kibice wyobrażali sobie uczczenie 100-lecia klubu.
Najbardziej przykro było obserwować stopniową degradację Żółto-Czerwonych w sferze wolicjonalnej, że użyję ulubionego terminu trenera. Atmosfera w szatni siadła, pojawiły się pretensje do dziennikarzy, że po przegranych meczach piszą o zawodnikach źle. Ale co dawali w zamian? Z Rakowem Częstochowa dupa 0:1, z Pogonią Szczecin 2:3, z Wisłą Płock 1:3, z Piastem Gliwice 1:3, z Rakowem Częstochowa 1:2, a teraz z Zagłębiem Lubin 0:1. I pięć nędznych remisików.
Cierpliwość kibiców stadionowych też już się wyczerpała i po beznadziejnym domowym sobotnim występie z Zagłębiem Lubin nasze gwiazdy były żegnane gwizdami zarówno po pierwszej połowie, jak i po całości. I nie da się o tym nie napisać, nie da się tego ukryć, ponieważ świadkami tego pożegnania było cztery i pół tysiąca widzów miejscowych oraz ileś tam tysięcy w telewizji.
Czym charakteryzowała się gra zespołu Jagiellonii w poprzednim sezonie i w obecnym? Po pierwsze tym, że właśnie nie było zespołu, tylko zbiór indywidualności. Trenerowi nie udało się tych pojedynczych podmiotów piłkarskich zespolić w drużynę. Po drugie, ich gra charakteryzowała się brakiem gry. Panował natomiast chaos. Po trzecie, brak rozeznania przeciwników, brak koncepcji i brak strategii.
Czyli, moim zdaniem, paradoksalnie – Mamrot był za dobry dla piłkarzy. Szkody po nim trudno będzie nadrobić.
Wasz Czop
Foto: Grzegorz Chuczun, Jagiellonia.net
0:0
-:-