Tęgie lanie dostała białostocka Jagiellonia w stolicy.
Czarne chmury nad Warszawą zafundowali nam wczoraj nasi kopacze.
Przepraszam, że post nie ukazał się wczoraj, jednak wolałem ochłonąć i napisać to wszystko na spokojnie. Na początku chciałem powiedzieć, że jest mi przykro z powodu gry Jagiellonii, która w ostatnich czterech meczach straciła 10 bramek, a nie strzeliła żadnego gola.
Po drugie, jest mi bardzo przykro z powodu postawy trenera Peteva, który nie za bardzo potrafi przyjąć krytykę ze strony kibiców. Nie po to jeździmy za Jagiellonią przez całą Polskę, żeby oglądać takie spotkania jak to w Warszawie. My się poświęcamy przez 90 minut i tego samego wymagamy od naszych kopaczy. Wszystko rozumiemy, że czasem może być ten gorszy dzień, ale nie przez tyle meczów z rzędu.
Co do samego wyniku jest mi również bardzo przykro, ponieważ dla każdego kibica Jagiellonii mecze z Legią są najważniejsze, a taka porażka boli dwa razy mocniej. Jeżeli postawa naszych piłkarzy nie zmieni się, to w setną rocznicę powstania Klubu będziemy bili się o utrzymanie, a nie o mistrza.
Dlatego apeluję do wszystkich grajków: W każdym meczu dawajcie z siebie 100 procent, a my będziemy z wami na dobre i na złe.
Autor: Mateusz
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 4:0 (2:0)
Marco Vesovic 7, Jose Kante 30, 56, Tomas Pekhart 90
Legia: Majecki - Vesovic, Wieteska, Lewczuk (76. Remy), Karbownik - Antolic, Gwilia - Novikovas, Wszołek (89. Praszelik), Luquinhas - Kante (72. Pekhart)
Jagiellonia: Iliev - Kadlec, Runje, Tiru, Bodvarsson - Romanczuk (K)- Prikryl (46. Borysiuk), Pospisil, Imaz, Wdowik (M) (64. Mystkowski (M)) - Puljic (46. Camara)
Sędziował: Mariusz Złotek (Stalowa Wola)
Widzów: 17000.
Relację live z meczu można przeczytać
tutaj.