Tomek_1982 | 25 Października 2020 g. 9:05
Po słabym występie Jagiellonia przegrywa na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław 0:1.
W 8. kolejce PKO BP Ekstraklasy białostocki zespół udał się w delegację do stolicy Dolnego Śląska. Mecz z wrocławską drużyną był pierwszą grą Żółto-Czerwonych po przerwie reprezentacyjnej. Trener Bogdan Zając znów dostał mnóstwo czasu na dalsze szlifowanie diamentu zwanego Jagiellonią.
W pierwszej części spotkania oba zespołu toczyły grę w środku pola, raz po raz próbując przedostać się pod bramkę przeciwnika. Gospodarze sprawiali wrażenie konkretniejszych w staraniach o zdobycie bramki. Co prawda statystyki mówiły o tym, że i Śląsk, i Jagiellonia oddały po dwa celne strzały na bramkę, ale to zespół w zielonych strojach prowadził grę. Dwukrotnie, a licząc sytuację sam na sam ze spalonego nawe trzykrotnie, dobrymi interwencjami ratował nasz zespół Damian Węglarz, który stanął między słupkami na skutek kontuzji Pavelsa Steinborsa oraz niepełnej dyspozycji Xawiera Dziekońskiego. Był to chyba najjaśniejszy punkt w naszym zespole w pierwszej części gry. Nasi piłkarze, jak wcześniej wpomniałem, mieli dwa celne strzały na bramkę strzeżoną przez Matusa Putnocky'ego. Najpierw główkował Jesus Imaz, a następnie w środek bramki uderzał Bartosz Bida.
Młodzieżowiec Jagiellonii nie będzie miło wspominał początku drugiej połowy, gdyż to on był odpowiedzialny za jedyną jak się później okazało bramkę w tym meczu. Ale po kolei... W 47 minucie Jagiellonia wykonywała rzut rożny. Dośrodkowanie pomimo bytności w pobliżu piłki trzech Jagiellończyków wybił daleko jeden z obrońców z Wrocławia. Piłka trafiła pod nogi zabezpieczającego dostęp do pola karnego Bartosza Bidy. Ten zamiast na spokoju odegrać piłkę do Damiana Węglarza lub chociażby wybić piłkę na aut, próbował się odwrócić przez środek boiska z rywalem na plecach. Próba ta skończyła się przejęciem futbolówki przez Mateusza Praszelika, który wraz z Erikiem Exposito wyszli we dwójkę przeciwko cofającemu się do bramki naszemu golkiperowi. Gracz Śląska nie podawał do kolegi i sam sfinalizował tą akcje strzałem obok bezradnie próbującego interweniować Damiana Węglarza. Gospodarze wyszli na prowadzenie, a nasz zespół jakby czekał na to co się wydarzy zamiast atakować próbując odwrócić losy spotkania. W moim mniemaniu nie pomógł zmianami trener Bogdan Zając, który nic nie zaryzykował wprowadzając zawodników w skali jeden do jednego, jeśli chodzi o pozycje na boisku. Wprowadzenie Przemysława Mystkowskiego, Fernana Lopeza za kolejno Macieja Makuszewskiego i Bartosza Bidę, a następnie pojawienie się na boisku Błażeja Augustyna i Mateusza Wyjadłowskiego za Bogdana Tiru oraz Krisa Twardka nic nie dały. Na boisku nie pojawił się chociażby Fedor Cernych czy Szymon Sobczak lub Krzysztof Toporkiewicz. Nie było czego bronić, trzeba było atakować, a tego nasz zespół nie czynił. Śląskowi to odpowiadało, a Żółto-Czerwoni nie byli w stanie nic groźnego stworzyć pod bramką Matusa Putnocky'ego i mecz zakończył się skromnym zwycięstwem gospodarzy. Nie musieliśmy tego meczu przegrać, ale w kolejnym meczu rzuca się w oczy niski poziom zaangażowania naszych piłkarzy, brak ambicji czy woli walki. Do tego brak dobrych zmian i fatalny błąd Bartosza Bidy. Nie mogło dać nam to punktów we Wrocławiu.
Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 1:0 (0:0)
Praszelik 48
Śląsk: Putnocky - Musonda (73. Pawłowski), Celeban, Puerto, Golla, Stiglec, Pich, Mączyński, Zylla (41. Praszelik), Pałaszewski (90. Makowski), Exposito (73. Piasecki)
Jagiellonia: Węglarz - Olszewski, Tiru (84. Augustyn), Runje, Bodvarsson - Makuszewski (66. Mystkowski), Romanczuk, Pospisil, Twardek (84. Wyjadłowski) - Imaz - Bida (66. Lopez)
Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)
Widzów: 0.