W sobotnie popołudnie Jagiellonia rozegrała wyjazdowe spotkanie z Cracovią. Jak dobrze wiemy trenerem „Pasów” jest nasz stary znajomy Michał Probierz. Te mecze zawsze powodują dodatkową motywację wśród piłkarzy Żółto-Czerwonych i tym razem było tak samo. Jednakże pierwsze negatywne emocje wywołał dzisiaj trener Jagiellonii – Pan Bogdan Zając. Nie. Tym razem nie chodzi nam o selekcję. O dziwo trener przyznał się do błędu wystawiając piłkarzy mniej więcej na swoich pozycjach (Olszewski wrócił do obrony, Tiru na stopera, choć sytuacja ze skrzydłowymi się wcale nie poprawiła). Chociaż on sam uważa, że robił to zawsze. Nawet w meczu z Pogonią. Negatywne emocje wzięły się z tandetnej próby wybielania swojego warsztatu po meczu w Szczecinie. Było o pechu, o sędziach, o braku szczęścia, znowu o sędziach, padł też zarzut braku analizy decyzji sędziowskich w programach C+. Nic o taktyce, nic o merytoryce. Tylko to złe, tamto złe, a ja jestem spoko, bo zrobiłem analizę i wiedziałem co mamy grać.
Ciężko się tego słuchało, ale przeboleliśmy, wreszcie sędzia Paweł Gil rozpoczął spotkanie. Spotkanie, które też rozpoczęliśmy w wybrakowanym składzie. W kadrze zabrakło Bidy, Dziekońskiego, Cernycha, Romanczuka, Prikryla i Wyjadłowskiego. Zanim jednak ktoś pomyśli, że jest to jakimś wytłumaczeniem dla potencjalnej słabej postawy Jagi, to kontrujemy, że w Cracovii zabrakło Marcosa Alvareza, Hanci, Dytiatieva, Pestki i Lusiusza. Początek spotkania wyglądał jak wcześniej zapowiadane przez Tarasa Romanczuka derby. Piłkarze Jagiellonii byli wyraźnie przemotywowani i wycinali jednego piłkarza Craxy za drugim. Skończyło się to kartkami dla Borysiuka i Pospisila. Na szczęście tylko żółtymi. Cracovia prezentowała chęć prowadzenia meczu i w efekcie Vestenicky w 25. minucie otworzył wynik. Nic nie wskazywało na poprawę gry gości. Byliśmy znowu bezradni w ataku. W 39. minucie sprawy w swoje ręce (a właściwie nogi) wziął Jesus Imaz. Hiszpan popisał się jedną z najlepszych akcji indywidualnych w historii Jagiellonii i wyrównał stan meczu.
Druga połowa to wyraźne obniżenie poziomu spotkania z obu stron. Było kilka rwanych momentów, strzały z dystansu, ale nie były one na tyle wyraźne, aby pokonać golkiperów. W 86. minucie na boisku pojawił się Loshaj i pierwszym kontaktem z piłką pokonał Węglarza. Tym samym wynik stał się ponownie dla Jagi beznadziejny i taki też pozostał do końca. Spytacie się pewnie czy nasz trener reagował na to co się dzieje na boisku. Czy widząc mecz na styku, gdzie obie drużyny szukają swojego rytmu, postanowił wprowadzić kilku świeżych piłkarzy, aby zyskać przewagę fizyczną? Jedyną zmianą było wprowadzenie Krisa Twardka w 80. minucie. Potem padła bramka dla Cracovii, a kiedy trzeba było już gonić wynik to...za Ariela Borysiuka wszedł Błażej Augustyn i Cracovia dobiła nas 10 sekund później na 3:1. Kurtyna.
Trener znowu pewnie nie będzie widział żadnych negatywów. Wszystko było cacy. Panowaliśmy nad sytuacją. To była kontrolowana porażka, gdzie przez 99% czasu nic nie zrobiliśmy. Ten 1% to przebłysk geniuszu Jesusa Imaza. Brzmi to jak Deja Vu, bo podobnie geniusz indywidualny pomagał nam w meczach z Wisłą Kraków, Legią Warszawa, Piastem Gliwice. Przyznamy, że z Lechem udały nam się 2 kontry, jedna została zakończona golem, a pozostałe 85 minut elegancko broniliśmy Częstochowy. Jednakże to był jedyny mecz, który zagraliśmy jako drużyna i wygraliśmy jako drużyna. Pozostałe mecze to dzieło indywidualne. Dzieło zawodnika, który nie jest w stanie przestać grać nawet przy antytaktyce.
Dla nas to jest koniec. Koniec Kicania. Panie Bogdanie, to już nie ruszy. Kibice nie chcą być dalej ośmieszani. Kibice chcą oglądać swój zespół, chłopaków i trenerów, którzy traktują Jagiellonię poważnie, a nie jak eksperyment. Dziękujemy. To były piękne dni.
Vestenicky 25', Loshaj 87', Thiago 90' - Jesus Imaz 39'
Jagiellonia:
Węglarz - Bodvarsson, Runje, Tiru, Olszewski - Borysiuk (90. Augustyn), Pospisil - Mystkowski (81. Twardek), Imaz, Makuszewski - Puljić
0:0
-:-