Po 6-ciu dniach kolejny raz „w cymbał”. Tym razem od „przepotężnego” Górnika Łęczna. Tyle, że na swoim stadionie, przed swoimi Kibicami. Wstyd jak cholera i wq…nie, które łatwo nie mija.
Choć trzeba też przyznać, że w grze naszego zespołu dał się dostrzec pewien progres. Może nie taki o który Kibicom chodziło, ale zawsze! Ktoś na forum Jagiellonii napisać, że dobrze by było aby „Jaga” straciła gola jak najszybciej, tak aby starczyło czasu na odrobienie strat. I życzenie Kibica jest dla naszych „kopaczy” rozkazem. Bach i mamy bramkę dla przeciwnika po minucie gry. I to jaką?! Strzeloną za przeproszeniem „zadem”! Od poprzeczki! Niech to Messi, czy jakiś tam inny „Lewy” spróbuje powtórzyć! W meczu w Warszawie musieliśmy starać się odrobić stratę jednobramkową. Więc co robi nasz „bramkostrzelny” bramkarz XD przeciw Górnikowi? Postanawia uczynić pogoń „Jagi” za wynikiem jeszcze bardziej emocjonującą i tym razem tylko asystuje przy golu Gąski. Trzeba przyznać, że 0:2 do przerwy prezentuje się znacznie bardziej okazale niż skromne 0:1…
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, iż jeśli nasi dzielni „kopejros” dalej pójdą wytyczonym szlakiem, to w najbliższą sobotę 11-go grudnia w Gdańsku możemy spodziewać się trzech „sztuk” w naszej sieci po pierwszych 45-ciu minutach gry. A mamy przecież bogatą tradycję zbierania w Wolnym Mieście „po ryju”. Aby nie być gołosłownym przytoczę choćby 5:1 w marcu 2016 roku, czy 4:0 rok później. Bynajmniej nie dla „Jagi”… Także pierwszy historyczny „wpierdziel” na boiskach ówczesnej I ligi Jaga zanotowała już w 2-gim meczu na tym poziomie rozgrywek, właśnie z Lechią w Białymstoku 1:2.
Oczywiście przytrafiały nam się też na trudnym gdańskim terenie swoiste „diamenciki”, czy może lepiej napisać „bursztynki” w postaci korzystnych rozstrzygnięć. Pierwsze zwycięstwo naszej Drużyny w Gdańsku dokładnie dziesięć lat temu 11-go grudnia 2011 po bramce Grzesia „Pinokio” Rasiaka, czy choćby wygrana 2:0 ze stycznia br. po golach Imaza i Puljica. Piękne to karty w dziejach Klubu. Szkoda tyko, że tak niewielkie mamy szanse aby dopisać do nich w sobotę kolejny chwalebny rozdział. Lechia znajduje się aktualnie w „gazie”, zajmując III miejsce w tabeli „ekstraklapy” z 33-ma punktami na rozkładzie. Bilans bramkowy to 32:20. Dla porównania nasza „Jagusia” przycupnęła sobie skromniutko na XII pozycji w tejże samej tabeli z 21-ma punktami i bilansem bramkowym 22:25.
Ogólnie na 2-ch najwyższych poziomach rozgrywek piłkarskich nad Wisłą i w krajowym pucharze Jagiellonia rozegrała z Lechią 56 spotkań z czego wygraliśmy 16 razy, aby 26 razy zejść z boiska pokonanym i 14 razy zremisować. Bramki 85:55. Wiadomo dla kogo…
Ostatni mecz w wykonaniu „żółto-czerwonej armady” już wspomniałem. To czas napomknąć też coś na temat dokonań naszych rywali w ostatniej kolejce. Otóż odprawili oni z kwitkiem Raków Częstochowa, wygrywając w Gdańsku 3:1. Tak, ten sam zespół z „Medalikowa”, który do niedawna prał wszystko co się w naszej lidze ruszało i na drzewo nie uciekało. Bilans Lechii w ostatnich 5-ciu meczach to 3 zwycięstwa oraz po jednym remisie i przegranej. „Jaga” odpowiednio to 1-dna wygrana (z grającą niemal całe spotkanie w 10-tkę beznadziejną Wisłą Kraków), oraz po dwa remisy i przegrane.
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem aby zauważyć, iż pod nieobecność Jesusa Imaza Jagiellonia ma potworne problemy ze zdobywaniem bramek. Z „przepotężną” Łęczną „miacz pa warotam zabił” środkowy obrońca Puerto. Prawie udało mu się to też w stolnycy, ale odgwizdano w tej akcji spalonego. A co robi stado naszych „attacante”? Zamieniam się w słuch i czekam na Wasze pomysły! Bo na pewno nie jest to strzelanie bramek… Kartki z pomysłami proszę słać na adres ul. Jurowiecka 21… Niestety nie można tego powiedzieć o napastnikach Lechii, która ma z przodu kłopot bogactwa.
Nasz stary znajomy kat Flávio Paixão został ostatnio zastąpiony w tej roli przez Łukasza Zwolińskiego. Ich „uzupełnieniem” są Marco Terrazzino, który chyba pozazdrościł sławy swemu bratu Stefano (to ten co wywija jakieś wygibasy w „Gwiezdnych Wojnach” czy inszym „Tańcu z Gwiazdami”) i Conrado. Za ich plecami operują zazwyczaj niedoszły Jagiellończyk Jarosław Kubicki, były Jagiellończyk Maciej Gajos, Jan Biegański i rewelacyjny w meczu z Rakowem turecki Nimiec Ilkay Durmus. Obrona Lechistów to Bartosz Kopacz, Michał Nalepa (wyleciał z Rakowem za 2 żółte kartki), Mario Maloca i Rafał Pietrzak. W bramce drużyny z Gdańska rządzi i dzieli doświadczony Dusan Kuciak. A nad tym wszystkim czuwa ich trener IIIIRRREEE…., a nie! Bo Tomasz Kaczmarek, już kreowany na kolejne cudowne dziecko polskiej myśli szkoleniowej. No, może nie do końca takiej polskiej, bo nie dość że gość pracował głównie za Odrą, to potem praktykował po skrzydłami Kosty Runjaicia w Pogoni. No i ten jego polski…
Po ostatnich 2-ch chwalebnych „wp…ch” z obozu „Jagi” nie dobiegają jednak żadne alarmistyczne sygnały. Ba, nie dobiegają sygnały jakiekolwiek! Budynki klubowe zostały solidnie uszczelnione słomą, gliną, mchem i wszystkim co tam jeszcze pod ręką było. Czyli zrobiono to co przydałoby się naszej linii obrony. Tak więc nie wiemy nic. Czy ludzie sterujący Klubem zrozumieli beznadzieję naszego aktualnego położenia, czy „trenejro” dostał jakieś ultimatum, czy „piłkarzyki” zaczęły przykładać się do swojej pracy? Nie wiem nic! Absolutnie nic! Ciemno(ść) to widzę w tym Gdańsku. No chyba, że przytrafi nam się na boisku jakaś „pomroczność jasna”.
FOX
1:1
-:-