1. Wycofać Trubehę, Cernycha i Bidę z pierwszego składu – gdyż nie wykazują wymaganej w ekstraklasie formy.
2. Skończyć z grą trzema obrońcami – gdyż Jagiellonia nie umie grać tym systemem. Nie ma sprawnych wahadłowych. Prikryl to nie wahadłowy, a Nastić to nie środkowy obrońca.
Pełnym potwierdzeniem zasadności tych postulatów był mecz w Częstochowie. Dziwny skład wyjściowy zarządzony przez trenera Stolarczyka oraz zaskakujące ustawienie zawodników (zaskakujące głównie dla nich samych), spowodowało, że w pierwszej połowie drużyna miotała się po polu bez ładu i składu, nie mając pojęcia, co się wokół nich dzieje, czego skutkiem były dwa gongi w pierwszych 10 minutach z błędów obrony. Jagiellończycy ganiali od jednej do drugiej linii boiskowej, jak owce pilnowane przez częstochowskie owczarki.
A po przerwie, w Jagiellonii wydarzył się cud pod Jasną Górą. Nie był on spowodowany jedynie wprowadzeniem Nene. Cudowi pomógł brak wykartkowanego Trubehy oraz zdjęcie z boiska bezproduktywnych napastników Bidy a następnie Cernycha. I proste. Wystarczyło tylko tyle. I nagle wszystko zartybiło. Nagle wszyscy znaleźli się tam, gdzie powinni. I nagle Raków ugrzązł, a owczarki straciły jaja. Raptem Raków stanął jak wryty, i dostał od Jagi też dwie banie, i to niesamowite.
Kilku ostatnich trenerów Żółto-Czerwonych próbowało gry trzema obrońcami i nigdy to na dobre nam nie wyszło. Nigdy. Tak samo źle kończyły się „miłości” trenerów do niektórych zawodników, wstawiających ich z uporem maniaka do składu wyjściowego, mimo nieudolności i braku pożytku z tych pupilków (że już nazwisk nie wspomnę, ale kibice pamiętają).
Dłuższy odpoczynek dla Trubehy, Cernycha i Bidy oraz defensywa z czterema obrońcami.
Im szybciej te proste prawdy dotrą do świadomości Macieja Stolarczyka, tym lepiej dla Jagiellonii.
Dreptak
0:0
-:-