W Niemczech fani Bayernu Monachium mają "swoją" Borussię Dortmund, w Hiszpanii "kochają się" Real z Barceloną, w Serbii płonie Belgrad gdy walczy Zvezda z Partizanem, a Anglicy śledzą z zapartym tchem zmagania FC Liverpool z Manchesterem (choć w tej chwili to trudno powiedzieć z którym).
Dla Kibiców Jagiellonii takimi meczami są zawsze spotkania z... no właśnie... z "leee... wiadomo czym" Warszawa. Ja wiem, że "stolniczni" fani i piłkarze traktują te pojedynki z urzędowym przymróżeniem oka, bo przecież dla nich jedynymi godnymi przeciwnikami w tej lidze są Lech, od niedawna Raków i Widzew, a do niedawna Wisła Kraków. Ale "jakaś tam" Jagiellonia? Oczywiście, że spotkania "Jagi" z "koleżanką zza Buga" nie wstrzymują oddechu u kibiców piłki kopanej w całej Polsce. Ale co z tego? Mnie najbardziej interesuje tu i teraz. A tu i teraz (czyli w najbliższą sobotę 29.10 o godzinie 17.30) przyjeżdża do Białegostoku nasz wróg największy i odwieczny!
Zresztą czasami sam mam wątpliwości, czy spotkania Jagiellonii z "leee... wiadomo czym" są w Warszawie tak obojętne. Bo przecież ich historia obfituje w wiele zdarzeń, co by tu nie mówić pamiętnych. Z całą pewnością jest nim znakomity Finał Pucharu Polski w Olsztynie w 1989 roku, wygrany przez "koleżanki" 5:2. Nawet w najgorszym chyba sezonie "Żółto-Czerwonych" na najwyższym poziomie rozgrywek 1992/93, gdy odnieśliśmy tylko 2 zwycięstwa, jednym z nich była wygrana 3:1 z zespołem, którego nazwy nie wolno wymawiać! ;-) Wszyscy pamiętamy też mecz w Warszawie w sezonie 2013/14, kiedy to Kibice Jagiellonii zostali zaatakowani na swoim sektorze i wynik zawodów zweryfikowano jako walkower dla "Jagi". A pojedynki Jacka Góralskiego z Vadisem "Odzidzią" w spotkaniu rundy finałowej rozgrywek 2016/17? A "dawać mi tego z długimi włosami" wykrzykiwane pod adresem Tarasovsa przez tego, którego ojciec z długich włosów był właściwie znany (bo krzykacz nie był znany z niczego). A zimowy wieczór 2018 roku, kiedy to Jagiellonia Mamrota zwyciężyła przy "Kiblowej" 2:0, a gospodarze nie oddali praktycznie celnego strzału na naszą bramkę? A Bartek Drągowski "fuckujący" miejscowych po przekręconym przez sędziego 0:1 meczu. I "pierdolnięcie whisky" przez Michała Probierza? A "Barubar" prowokujący nas po niesławnej "wtopie" 0:1 przerywającej passę przegranych meczów "farszafiaków"? Zresztą myślę, że każdy Kibic z Białegostoku ma jakieś własne wspomnienia, bardziej lub mniej pozytywne, związane z meczami ze "stolnicznymi". Ja w każdym razie mam ich wiele, ale nie chcę tu nikogo straszyć wspominkami "leśnego dziadka" ;-)
Celowo nie wspominam o nazwijmy to "kontaktach" kibicowskich, bo tu po naszej stronie rany są mocno, nazwijmy to "rozbebrane". Ale miejmy nadzieję, że role się wcześniej czy później odwrócą...
Teraz tradycyjnie garść statystyki. Dotychczas Jagiellonia potykała się z "leee... wiadomo czym" 50 razy! Zawody miały miejsce w "ekstraszkapie" (kiedyś I liga), Pucharze Polski i Pucharze Ekstraklasy. Bilans wyraźnie przemawia za "koleżankami", które wygrały dotychczas 21 razy, podczas gdy "Jaga" triumfowała zaledwie 11-krotnie. Remis padł 18 razy. Bramki 65:40 dla sami wiecie kogo. Ostatni mecz obu drużyn miał miejsce w Białymstoku 13 maja br. kiedy to Jagiellonia po golach Israela Puerto i Jesusa Imaza zremisowała niestety tylko 2:2, bo "leee... wiadomo co" odpowiedziało trafieniami Pekharta i samobójem Michała Pazdana.
Aktualnie "koleżanki" są na 4 miejscu w tabeli najlepszej ligi piłkarskiej świata - 25 pkt (tracąc 7 pkt do liderującego Rakowa). Bilans bramkowy +1. Jagiellonia jest na miejscu 10 - 18 pkt z bilansem bramkowym +4.
Ostatni sezon był dla "koleżanek" wybitnie nieudany i w tym miało nastąpić efektowne "odbicie". Mocarstwowe plany chyba jednak trzeba będzie odłożyć. I to pomimo, że podebrano przed sezonem ze Szczecina trenera Kostę Runjaicia, a kadrę srogo wzmocniono. Na "Kiblowej" zameldowali się m.in. odpalony onegdaj w Białymstoku Rafał Augustyniak, powracający z germańskich wojaży Paweł Wszołek, wiecznie młody Robert Pich, ex-warciarz Makana Baku, czy napastnicy Blaz Kramer (ten z "Vabank"?) i syn marnotrawny Carlitos. Brzmi nieźle. Ale tak sobie "trybi". I oby tak zostało jak najdłużej. Nie tylko do nadchodzącej soboty, ale najlepiej do końca sezonu. Zapytacie którego? Otóż ostatniego ich sezonu w "ekstraszkapie"!
Jagiellonia też oczywiście ma swoje problemy. Kadrowe, te związane z systemem gry, zmianami organizacyjnymi w Klubie i wiele innych o których nie powinienem tu pisać. Dlaczego? A to dlatego, że w sobotę nawet gdybyśmy mieli zagrać rezerwami to trzeba ten mecz wygrać! Zawodnicy mają dać z siebie 1920%, a Kibice muszą rozwalcować dopingiem "koleżanki" na boisku i te na trybunach! W sobotę przy ul. Słonecznej w Białymstoku będzie piłkarskie święto. A tym ze "stolnycy" proszę Cię Jagiellonio zrób prawdziwy "dzień zmarłych"!!!
Fox
0:0
-:-