Osiągnięta przez Stolarczyka dotychczasowa żałosna średnia liczby punktów na mecz, czyli 1,15 nie zapewni utrzymania. Oby to zwycięstwo z Pogonią nie było tylko odstępstwem od reguły.
Władza, władza, władza stołek zamiatała. I Ma, i Ma i Macieja zawołała.
Oj Ma, oj Ma, oj Macieju co robicie!? Bo nam, bo nam, bo nam Jagę udusicie!
Przez prawie całą jesienną rundę prosiliśmy Macieja Stolarczyka, żeby przestał się wygłupiać przez ustawianie drużyny Jagiellonii pod grę trzema obrońcami. Początkowo jakoś mu się to udawało, ale wkrótce okazało się, iż jakość potencjału drużyny nie pozwala na dalszą kontynuację tego ustawienia, które w sumie okazało się zabójcze.
Nie wypaliło przy tym ustawianie Bojana Nastića na środku obrony. Też prosiliśmy o zmianę, ponieważ Nastić to nie jest stoper. Również nie funkcjonowali we właściwy sposób zawodnicy skazywani na wahadła. Prosiliśmy o zakończenie niewydarzonych eksperymentów, prosiliśmy o racjonalne ustawienie zespołu. Prosiliśmy też (pomimo całej sympatii dla tych piłkarzy) o odstawienie od gry w pierwszym składzie Andrzeja Trubehy, Fiedzi Černycha i Bartka Bidy.
Ja wam, ja wam, ja wam Jagi nie uduszę. A com, a com, a com zaczął, skończyć muszę.
Efektem tępego uporu Stolarczyka była czarna seria bez zwycięstwa Jagiellonii w ośmiu meczach ligowych i w jednym pucharowym, rozegranych w kompromitującym stylu. Impotencja ta trwała aż cztery miesiące! Od początku października! „Opiekun” drużyny doprowadził Żółto-Czerwonych na skraj przepaści, pojawiło się widmo spadku do I ligi, co byłoby dla klubu dramatem finansowym, a dla kibiców powód do frustracji.
Uda, uda, udała nam się bestyja. Jak to, jak to, jak to zgrabnie mi się uwija.
Coraz bardziej realne zagrożenie spadkiem do I ligi, musiało spowodować wyłom w myśleniu i działaniu Stolarczyka oraz w sposobie podejścia do tego tematu zarządu klubu. Już w pierwszych meczach rundy wiosennej, dało się zauważyć pewne zmiany rokujące jakąś poprawę sytuacji.
Na początek, doprowadzono do kilku transferów na newralgiczne pozycje. Czy są trafione, to się niebawem okaże. W zamian, Trubeha poszedł do Bruk-Betu Niecieczy, na wszelki wypadek będzie przecierać nam pierwszoligowy szlak. Černych przeniósł się do AEL Limassol FC. Z „naszej” trójki pozostał Bartosz Bida, ale wyraźnie widać, że wziął się w karby, nabrał ochoty do gry i wzmógł swoją aktywność na boisku.
Przede wszystkim jednak, całkowicie przekonstruowana została linia obrony, z przewagą ustawienia czterema defensorami, z możliwością płynnej modyfikacji konfiguracji w zależności od przebiegu spotkania. Co prawda, w meczu z Piastem wyglądało to bardzo kulawo. Z Widzewem trochę lepiej.
Zrobię, zrobię, zrobię jakieś ruchy. A do, a do, a dokończą moje zuchy.
Ale ale wreszcie, wszystko to zaczęło przynosić efekty podczas meczu z Pogonią, na który zresztą przyszło zaledwie pięć i pół tysiąca widzów. Reszta olała, zniechęcona dotychczasowymi „sukcesami”, a raczej „ekscesami”, czyli tym dramatem, jaki się rozgrywał podczas rundy jesiennej.
Pierwsza połowa konfrontacji z Paprykarzami nie zwiastowała szczęśliwego finału dla Jagi. Ale ale, aby pokonać faworyta, nasi wznieśli się na szczyt swoich możliwości. Na pewno dużą rolę odegrał ogromny pech, jaki przez cały mecz prześladował Pogoń. Trzeba jednak przyznać, że tym razem szczęście zaczęło sprzyjać nam, a nie przeciwnikowi, co już od dawna się nie zdarzało.
Szczęście szczęściem, ale ale, chciałoby się, żeby to była oznaka powstawania Jagiellonii z kolan, poprawy organizacji i stylu gry, a przede wszystkim skuteczności. Chciałoby się, żeby ten wznoszący trend utrzymał się i nie zaniknął.
Jaga, Jaga, Jaga odzyskała ducha. I już, i już, i już nikt jej więcej nie wydmucha.
Jak potrzebny był naszym piłkarzom jakikolwiek sukces, po tak długiej przerwie, pokazała ich reakcja po zdobyciu pierwszego gola z Pogonią. Wszyscy, razem z Alomerovićiem, popędzili pod Ultrę, dzieląc się swoją radością. Od tego gola, widzowie zobaczyli zupełnie inną Jagiellonię, jakiej dawno nie było. Grającą z polotem, z fantazją, z zaciekłością i z nieustępliwością, czego efektem było zdobycie drugiej bramki już w dziesięć minut później. I skuteczna obrona wyniku na zero z tyłu.
Tak że w sobotę byliśmy świadkami, jak wrócił duch drużyny. Niemal namacalnie widać było, jakby pękł jakiś okropny, nabrzmiały wrzód, i jak Żółto-Czerwoni poczuli niesamowitą ulgę z tego powodu. Naszym wyrosły skrzydła, powróciła radość z gry w piłkę, na końcówkę tego meczu aż przyjemnie było patrzeć. Panie Stolarczyk, warto było!?
Bo w tym, bo w tym, cały jest ambaras. Żeby, żeby, żeby dwoje chciało naraz.
Z początkiem rundy wiosennej, z Jagiellonią niewątpliwie zaczęło się dziać coś dobrego. Mogłoby się to zacząć dziać wcześniej, gdyby Stolarczyk w odpowiednim czasie zastosował środki zaradcze, które my już dawno uważaliśmy za konieczne. My, to znaczy ludzie związani z serwisem Jagiellonia.net: kibice, komentatorzy i nasi eksperci.
Mówimy i piszemy o zauważonych błędach taktycznych i szkoleniowych, dokonujemy analiz meczów, zachęcamy piłkarzy i sztab szkoleniowy Jagi do korzystania z naszych materiałów. Prosimy nas słuchać, czytać, wyciągać wnioski. Przecież nam wszystkim zależy na dobrych wynikach drużyny.
Samymi remisikami zespół w ekstraklasie się nie utrzyma, potrzebne są sukcesy. Osiągnięta przez Stolarczyka dotychczasowa żałosna średnia liczby punktów na mecz, czyli 1,15 tym bardziej nie zapewni utrzymania. Oby więc to zwycięstwo z Pogonią, dzięki któremu morale piłkarzy znacznie się poprawiło, oby nie było tylko odstępstwem od reguły. Oby. Oby.
Dreptak
Foto: autor