W najbliższy piątkowy wieczór (24.02 godz. 18.00) do Białegostoku przyjedzie najbardziej „rozmodlona” ekipa całej naszej „ekstraklapy”, czyli Raków Częstochowa. Bardzo, ale to naprawdę bardzo ciężko jest napisać jakiś pozytywny tekst o zbliżającym się spotkaniu.
Chodzi mi oczywiście o „dokonania” naszej Jagiellonii w czterech pierwszych kolejkach rundy wiosennej. A tak właściwie to o ich brak…
Optymista powie oczywiście, że się czepiam, bo styl nie jest ważny. Ważne są punkty! Tyle tylko, że w absolutnie wszystkich meczach rozegranych w tym roku i to niezależnie czy w delegacji, czy przed własną publicznością, „Jaga” nie zaprezentował żadnego stylu! Co nam to tych 6-ciu zdobytych punktach, kiedy inne zespoły z dna tabeli punktują nader regularnie i jej dolna, za przeproszeniem połówka, robi się płaska jak biust radzieckiej lekkoatletki? Powiem więcej, podczas gdy nasz zespół przechodzi jakiś przyśpieszony kurs algebry i zadowala się głównie remisami, inni leją swoich przeciwników nie oglądając się na punkty czy miejsce w tabeli. Jak choćby w ostatniej kolejce Zagłębie Lubin w Poznaniu.
Celowo nie rozwodzę się o naszej ostatniej potyczce w grodzie „chytrej baby”, bo o ile Szarlejowi udało się po jego obejrzeniu „utrzymać”, to ja musiałem … „przełknąć”. Oczywiście chodzi o „gluta”, którego zaserwowali nam nasi ulubieni Ulubieńcy. Dla odmiany nasz jutrzejszy przeciwnik, czyli popularni „Medalieros” po raczej takim „bezpłciowym” początku aktualnej rundy w ostatnim meczu z Górnikiem Zabrze doznali jakiegoś nagłego natchnienia (w sumie pod Jasną Górą grali) i lekko, łatwo i przyjemnie rozprawili się z gośćmi 2:0.
Gdzie szukać nadziei? Gdzie wypatrywać pocieszenia? Jagiellonia pod światłym przewodnictwem Wielkiego Maga Futbolu „Stolariusa” prezentuje się h…o, ale stabilnie. Zauważyłem jednakże pewną prawidłowość, która dotyczy wszystkich wiosennych meczów „Jagi”, może z wyjątkiem domowego z Pogonią. Otóż naszej Drużynie udaje się zaszczepić przeciwnikom wirusa bylejakości, niechlujstwa i partactwa. Praktycznie ktokolwiek staje naprzeciw Jagiellonii w rundzie wiosennej (choć i po prawdzie już jesienią mogliśmy dostrzec pierwsze symptomy tej zarazy) z miejsca zapomina jak się gra w piłkę kopaną! Magia! Może i w piątek uda się zainfekować organizm drużyny Rakowa?
Kibic jest jak topielec – chwyci się nawet brzytwy, jeśli ta da mu nadzieję na zwycięstwo jego zespołu. Taką „brzytwą” jest w tej rundzie nasz bohaterski golkiper Zlatan, bez którego o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej mogli byśmy na wiosnę zapomnieć. Gdzieś wyczytałem, iż Jagiellonia jest w tej chwili drużyną, której przeciwnicy kreują najwięcej sytuacji mogących potencjalnie zakończyć się golem. A my straciliśmy na wiosnę jedynie DWIE bramki! Czyli mamy już drugi powód aby wierzyć, że w piątek „Jaga” nie stoi na całkowicie straconej pozycji.
Chyba ostatnim argumentem leciutko przemawiającym na korzyść „Jagiellonii” jest historia. Bilans Jagiellonii w meczach z "The Medalieros" jest niemal remisowy. Ogółem rozegraliśmy z nimi 13 meczów z czego "Jaga" wygrała 5 razy, sześciokrotnie zwycięsko z pojedynków wychodził Raków, a dwa padł remis. W bramkach 38:24 dla Rakowa. Z tym, że na poziomie „ekstraszkapy” graliśmy z nimi 7 meczów z których wygraliśmy tylko jeden (3:0 w Białymstoku w poprzednim sezonie) i 2-krotnie zremisowaliśmy. Reszta spotkań to zwycięstwa „Medalieros”, w tym spektakularne 5:0 w Częstochowie w ubiegłym sezonie. Należy jednak podkreślić, że zarówno w przypadku wspomnianego zwycięstwa 3:0 w Białymstoku, jak i ostatniego remisu 2:2 w „Medalikowie”, nikt nie postawił by na „Jagę” złamanego „tugrika”, a tu proszę! Udało się wywalczyć punkty! Czyli mamy kolejną „okoliczność łagodzącą” przed piątkowym wieczorem!
I to chyba tyle, bo „koronnego” argumentu o nieprzewidywalności naszej ukochanej ligi wytaczać na nasze szańce nie zamierzam.
Nawet nie mam zamiaru starać się odgadnąć w jakim składzie wybiegniemy na murawę w najbliższym spotkaniu, bo i tak okaże się, że jagielloński „szpital na peryferiach” wzbogacił się w ostatnim tygodniu o nowych pacjentów. Albo ktoś tam jest bez formy, a ktoś inny nie przyswoił sobie jeszcze „filozofii” Maga (czyli nie umie zarażać gównianą grą), albo sam się …, no jak Prikril przed meczem z Pogonią.
Wcale nie oznacza to jednak, iż możemy sobie odpuścić piątkową wizytę na Słonecznej! Przecież przyjeżdża aktualny lider tabeli, drużyna która bardzo fajnie zaprezentowała się w europejskich pucharach za którymi sami przecież tak tęsknimy. Może okaże się, że to „Medalieros” mają silniejszy układ immunologiczny i to oni zainfekują Jagiellonię lepszą grą? Albo najlepiej my ich bakterią „badziewia”, a oni nas w zamian wirusem umiejętności piłkarskich. Chyba pierwszy raz w życiu będę modlił się o taką „chorobę” naszej Drużyny!
Fox