Mecz z “Cracovią” nie był zachwycającym z różnych powodów. Walka o utrzymanie rzadko kiedy charakteryzuje się otwartą i ofensywną grą. Ostatni mecz przy Słonecznej w tym sezonie jeszcze raz pokazał kilka rzeczy, na które trzeba będzie zwrócić uwagę sztabowi szkoleniowemu Jagiellonii w czasie przerwy letniej, żeby kolejny sezon sprawił kibicom więcej pozytywnych wrażeń niż obecny.
1. Jagiellonia zaczęła mecz w formacji 5-3-2 z bardzo wysoko ustawionymi wahadłowymi. Bojan Nastić i Tomaš Prikril odpowiadali za ataki przestrzeni na flankach, choć ten drugi momentami schodził bardziej do środka w trakcie działań ofensywnych. I czasem nieźle to wychodziło.
Drużyna broniła się w tej samej formacji, chociaż Jesus Imaz czasem schodził niżej, co przetwarzało 5-3-2 w 5-4-1.
W 75 minucie boisko opuścił Nguiamba, którego zastąpił Tomas Kupisz. Już widzieliśmy takie manewry w wykonaniu Adriana Siemieńca – w wyniku tego Jaga ostatnie 15 minut meczu grała w formacji 3-4-3, w której Prikryl występował jako trzeci napastnik. Kupisz też jako wahadłowy grał wysoko, co skutkowało czwórką, albo piątką ofensywnych graczy gospodarzy w ostatniej linii ataku, celem czego było uzyskanie tam przewagi liczebnej.
Czasem wyglądało to nawet jako 4-2-4 – Pele na pewno by się ucieszył.
Ta zmiana formacji pozwoliła doprowadzić do stworzenia kilku naprawdę groźnych sytuacji, najlepszą z których nie zamienił w bramkę właśnie Kupisz w 90 minucie meczu.
2. Aktywne wykorzystanie prawej flanki w pierwszej połowie meczu – jeden z czynników, który pozwolił gospodarzom stworzyć kilka groźnych sytuacji dla bramki krakowiaków, niestety nie wykorzystanych. Do Prikryla na prawej stronie dołączali Nguiamba i Marc Gual, co wyglądało naprawdę mocno.
Gual to w ogóle czasem nawet zamieniał się miejscami z Czechem.
Albo schodził wgłąb boiska w poszukiwaniu piłki, wyciągając za sobą obrońców przeciwnika głębiej i otwierając strefy dla działań kolegom.
Niestety, to fajnie działało tylko do pewnego momentu, po którym już tak łatwo dla gospodarzy nie było.
3.
Rysunek gry się zmienił około 30 minuty meczu, gdy Cracovia się ogarnęła oraz zaczęła wyżej pressingować i stwarzać problemy dla trójki środkowych pomocników Białostoczan. Nawet gdy goście nie cisnęli na środkowych obrońców Jagiellonii, to starali się odciąć możliwości dla krótkiego rozegrania piłki przy pomocy pomocników defensywnych – nawet nie dawać im przejmować i tym bardziej dokładnie podawać piłkę bliżej do stref bocznych, co wymuszało do podań do tyłu albo strat piłki z powodu nieprzygotowanych długich podań. Kilka przykładów – niżej.
Pressing gospodarzy był sytuacyjny i skuteczny tylko częściowo. Tu jest znaczna praca do wykonania. Brak intensywności – tak opisał główną przyczynę tych negatywnych dla “Jagiellonii” zmian na boisku Adrian Siemieniec. W jego wypowiedzi po meczu “intensywność” była z pewnością najczęściej używanym słowem. Tutaj nie mogę się nie zgodzić. I ten problem pojawia się w tym sezonie w momentach, gdy Jaga spotyka się z wysokim pressingiem ze strony przeciwnika. Pod koniec drugiej rundy ta sytuacja się trochę poprawiła, ale nawet do akceptowalnego poziomu jeszcze jest kawał drogi.
4. Nie chce mi się mówić o błędach indywidualnych zawodników, zrzucając winę za każdą konkretną sytuację na kogoś. Raczej warto powiedzieć o systematycznych problemach z wyborem pozycji i pilnowaniem stref w fazie obrony przez całą drużynę. Częściowo wynikało to z tego samego “braku intensywności”, podkreślonego przez Adriana Siemieńca – czasami Białostoczanie banalnie nie nadążali za tempem gości. Ale z drugiej strony nadal widoczny brak koordynacji w obronie (o czym już kilka razy wcześniej pisałem) – i to jest problemem, z którym trzeba jak najszybciej sobie poradzić. Mi się wydaję, że przepisem na to jest zgranie formacji i spokój w głowach piłkarzy.
Niżej kilka sytuacji, które mogło się skończyć bramkami dla "Cracovii", gdyby jej piłkarze mieli trochę więcej dokładności.
A w tej sytuacji tylko cudem piłka wpadła do bramki Jagiellonii.
Apogeum – bramka, stracona przez "Jagiellonię" w 58 minucie meczu. Ironicznie, że piłkarze “Pasów” nawet nie musieli nic robić, by zagubienie się gospodarzy we własnym polu karnym skończyło się dla nich fatalnie.
Podsumowując, chciałbym powiedzieć, że chociaż problemy, opisane wyżej w tym tekście, wciąż pozostają, choć widać, że drużyna idzie do przodu i jest nadzieja, że jakość gry będzie rosła razem z poziomem samej intensywności, wspomnianej przez Adriana Siemieńca.
Autor analizy: Dima Mickiewicz