Po kolejnym sezonie, kolejny raz Jagiellonia Białystok zajmuje niższe miejsce w tabeli Ekstraklasy niż rok wcześniej. Ciężko jest usiąść i konstruktywnie napisać kilka zdań. Kilka zdań o tym co wydarzyło się w spotkaniu zamykającym rozgrywki. Zwłaszcza, że oglądanie wydarzeń w Poznaniu dawało wątpliwą przyjemność. Niczym mityczny Syzyf podejmę próbę wtoczenia tego głazu na szczyt, choć ze świadomością braku sensu podjętych działań.
Zanim padł pierwszy gwizdek przy Bługarskiej każdy z nas, kibiców zastanawiał się nad tym z jakim nastawieniem zawodnicy Żółto-Czerwonych wyjdą na boisko. Czy będzie to nastawienie z kategorii: “czas udowodnić sobie i wszystkim, że jesteśmy dobrym zespołem, który miał zwyczajnie gorszy sezon”, czy “po meczu trzeba zrobić check-in, bo bilety na Majorkę już dawno kupione”. Cóż… jak było, nigdy się nie dowiemy. Efekt jest taki, że kolejny raz dostajemy lanie w Poznaniu. Tak! Lanie! Choć wynik w żaden sposób tego nie odzwierciedla. Pierwsza czerwona lampka zapaliła się wielu kibicom, gdy półtorej godziny przed meczem ujrzeli skład. Nastić grający jako środkowy defensor? Skąd to znamy? Nene na ławce? Lewicki na wahadle obarczony zadaniami defensywnymi? Puerto jako kapitan statku o uroczej nazwie “linia obronna”? Pierwsze słowo jakie padło wśród redakcyjnych kolegów w trakcie dyskusji o tym co się wydarzy w Poznaniu? STOLARCZYK. I zasadniczo jak za czasów dżentelmena w kaszkiecie spod Szczecina gra Jagiellonii wyglądała. Wszechobecny chaos. W każdej strefie. Trener Adrian Siemieniec to człowiek inteligentny i mądry, jakieś założenia na to spotkanie z pewnością miał. Cóż… coś nie pykło.
Fakty są takie, że ciężko jest coś dobrego powiedzieć o tym spotkaniu jeśli chodzi o personalia Jagiellonii. Organizacja gry nie funkcjonowała w każdej formacji. Drużyna z Białegostoku przegrała walkę o środek pola, walkę o skrzydła. W swojej “karcie dań” obrona serwowała konsumentom spotkania kiksy, niecelność, brak pomysłu na wyprowadzenie piłki. Zrywy Imaza i Guala nie przynosiły efektu i nie były tak spektakularne jak w najlepszych momentach. Jedyną osobą, która zasługuje na pochwałę jest Sławek Abramowicz. Obroniony karny, obronionych wiele strzałów po sytuacjach bramkowych. To było jego najlepsze spotkanie w żółto-czerwonych barwach, po którym należą się brawa. Oby tak dalej chłopaku! Obyś zamykał usta krytykom jak najczęściej!
Przed nami 6-7 bardzo gorących tygodni. Wszyscy czekaliśmy na to okno transferowe jak na zbawienie, gdyż to czerwiec i lipiec 2023 roku miał przynieść rewolucję kadrową. Czas pożegnać się z Nguiambą, Puerto, Prikrylem, Gualem, Pazdanem i Bidą. Czy z kimś jeszcze? Tego nie wiemy, lecz najbliższy czas to pokaże. Pion sportowy czeka bardzo intensywny okres. Co ten czas przyniesie? Czy Jagiellonia będzie w przyszłym sezonie klubem, który budzi nie tylko negatywne emocje u kibiców? Podsumowanie kolejnego miernego sezonu pozostawiam bardziej kompetentnym kolegom z redakcji.
Dobrze, że pozostaliśmy w Ekstraklasie. Jeszcze lepiej, że ta katorga w sercu każdego kibica się zakończyła. Czas na oddech.
27 maja 2023, 17:30 - Poznań (Stadion Miejski)
Lech Poznań 2-0 Jagiellonia Białystok
Artur Sobiech 29, Ľubomír Šatka 56
Lech: 35. Filip Bednarek - 2. Joel Pereira, 25. Filip Dagerstål, 37. Ľubomír Šatka, 5. Pedro Rebocho (86, 3. Barry Douglas) - 21. Michał Skóraś (75, 50. Adriel Ba Loua), 22. Radosław Murawski, 6. Jesper Karlström (75, 44. Alan Czerwiński), 11. Filip Marchwiński (79, 24. João Amaral), 23. Kristoffer Velde - 90. Artur Sobiech (86, 54. Filip Wilak).
Jagiellonia: 50. Sławomir Abramowicz - 19. Paweł Olszewski (64, 18. Tomasz Kupisz), 3. Dušan Stojinović, 4. Israel Puerto, 5. Bojan Nastić, 36. Jakub Lewicki (72, 27. Bartłomiej Wdowik) - 16. Michal Sáček (64, 10. Camilo Mena), 39. Aurélien Nguiamba (63, 8. Nené), 6. Taras Romanczuk - 28. Marc Gual, 11. Jesús Imaz.
żółte kartki: Pereira, Murawski - Romanczuk, Nguiamba, Nastić, Puerto.
czerwona kartka: Israel Puerto (89. minuta, Jagiellonia, za drugą żółtą).
sędziował: Szymon Marciniak (Płock).
widzów: 39 123.