Oczywiście przede wszystkim przez wzgląd na „stare” lata ale także na kolejne fantastyczne widowisko kibicowskie, jakie zarówno nasza ekipa jak i ta z czerwonej części Łodzi zawsze w „naszych” meczach potrafi zebranym na trybunach widzom urządzić. Dziś nie mogło być inaczej, bo znów sektor gości przy Słonecznej szczelnie wypełniła Armia Widzewa. Było piro, było flagowisko i oprawa. Był też bardzo głośny doping przyjezdnych od 18. minuty meczu, kiedy na trybunach zebrali się już wszyscy przyjezdni. Ultra też „płonęła” od pierwszej do ostatniej minuty a końcówka z naszej strony to już absolutna miazga.
Przejdźmy jednak do samego meczu.
Adrian Siemieniec desygnował do gry identyczną jedenastkę jak w wygranym wysoko meczu z Puszczą 6 dni wcześniej. Ponoć zwycięskiego składu się nie zmienia i choć prosiło się o próbę dokonania kilku roszad to jednak nasz Trener postąpił w myśl powyższego powiedzenia. Skutek?
Zero celnych strzałów w pierwszej połowie, znów potwornie męczący się na „9” i będący zarazem zdecydowanie pod formą Imaz, któremu w poczynaniach ofensywnych pomagał … Kubicki i 0:1 do przerwy. Nie było, trzeba tu przyznać wobec gry Żółto-Czerwonych, żadnym zdziwieniem. Ba, mogło być jeszcze gorzej, gdyby nie dwie w ciągu dwóch sekund fantastyczne interwencje Zlatana. Tak naprawdę Widzew mógł i raczej powinien zamknąć ten mecz w pierwszej odsłonie, a że tego nie zrobił to jakaś iskierka nadziei w sercach białostockich kibiców jeszcze w przerwie się tliła, choć jak do tego czasu nie zaproponowaliśmy na boisku kompletnie nic ofensywnego.
Gasła jednak ona co raz bardziej aż do 61. minuty meczu, kiedy to nasz Sztab zdecydował o dokonaniu dwóch pierwszych zmian. Potwornie bez piłki nabiegał się przez pierwszą godzinę gry Kubicki, więc w jego miejsce desygnowany został Pululu a zupełnie dziś niewidocznego Łaskiego zmienił Naranjo. Z miejsca obraz gry Jagiellończyków zmienił się o 180 stopni. Z robiącej wiele hałasu na dwójce Syrenki nasza drużyna zmieniła się w pędzący niczym w Formule1 żółto-czerwony bolid.
Widzew został tak umiejętnie zepchnięty do głębokiej defensywy, że bramka wyrównująca zdawała się tylko kwestią czasu. Systemy ataku Jagi też były maksymalnie urozmaicone. Wrzutka z lewej nie poszła, zbieramy piłkę, przenosimy ją na drugą stronę. Wrzutka z prawej wybita, ok, próbujemy inaczej. Wyłożenie piłki i próba uderzenia z dystansu – też wybita ale znów zbieramy piłkę więc próbujemy dalej. Rzut rożny? Oczywiście wybity, ale znów „zbiórka”, więc teraz czas na małą tiki takę i poszukanie faulu przed polem karnym rywala. Tak, jest i on! Nasz zawodnik na 19. metrze faulowany. Przy ustawionej piłce dwóch – Naranjo i Wdowik. Uderza ten pierwszy. Silnie, precyzyjnie, ale uderzenie zatrzymane ręką przez zawodnika broniącego w murze Widzewa i Bartosz Frankowski bez wahania wskazuje na „wapno”. W Jadze ostatnio jednak bardzo często się potwierdzało, iż sam rzut karny to jeszcze nie gol. Próbowało naprawdę już wielu, niektórzy nawet parokrotnie i co? Jakoś to nam nie wychodziło a gdy piłkę trzymał w rękach Jesus wielu odwracało już głowy w drugą stronę. Niektórzy, jak za długo ją w tej pozycji przytrzymali, to nawet nie widzieli jak Imaz wcisnął ją w ręce Afimico, który chwilę później pewnym uderzeniem dał nam wyrównanie. Była 79.minuta meczu i wtedy trybuny naszego stadionu zamieniły się w istny kocioł a raczej wypełniony do ostatniego miejsca ul, przez robiące duży hałas pracowite pszczoły. To od tej minuty, aż do końca meczu nikt z będących tego wieczoru przy Słonecznej ludzi nie usiadł już ani na chwilę na krzesełku. Nawet z racji umiejscowienia trybuny prasowej, doping Widzewiaków przestał być dla mnie słyszalny, choć oni fantastycznie przez cały mecz bardzo donośnie wspierali swych piłkarzy. Od razu przypomniał się mecz z Radomiakiem, kiedy to niejaki Jakubik swymi poczynaniami zachęcił wszystkich zgromadzonych na trybunach naszego stadionu do wspólnego, rytmicznego i głośnego dopingu. Przypomniał się jednak tylko na chwilę, bowiem dziś to była MEGA KORBA!
Słysząc to co dzieje się na trybunach, nasi piłkarze wrzucili Widzew na jeszcze większą karuzelę. Dośrodkowanie z prawej, dośrodkowanie z lewej, jeden róg, drugi róg, strzał z dystansu i cyk… rzut wolny z tego samego niemalże miejsca. Minęło sześć minut od poprzedniego i znów tych samych dwóch debatowało kto uderza. Jeden swym uderzeniem „wywalczył” wcześniej rzut karny, więc uderzyć postanowił ten drugi. I co? Wdowik niczym Trent Alexander-Arnold odpalił pocisk ziemia-powietrze, do tego z siłą i precyzją godną największych aren piłkarskich na świecie. Wrzawa po tej eksplozji pocisku w siatce bramki strzeżonej przez Ravasa była niemalże taka, jak niegdyś w tym samym miejscu, pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego roku. Wtedy, mając przeciwko sobie tak skomasowany doping, mało która drużyna mogła wywieźć z Białegostoku choćby punkt.
Czyżby czekał nas powrót do starych, pięknych czasów białostockiego, tętniącego życiem ula? Oby, choć na pewno przed nami długa droga.
Do końca meczu wynik nie uległ zmianie i jak się okazało, na Widzew wystarczyło dokładnie 34.minuty dobrej, przemyślanej, nieustępliwej i ofensywnej gry. Przez godzinę zęby nas bolały przez patrzenie na grę Jagi tak jak przez ostatnie trzy sezony. Niby trochę zawodników już wymienionych a jednak znów ta bojaźliwość, bezzębność i sflaczałość cechowała grę Jagi. Można jednak było odważnie postawić na jakość z przodu na ostatnie pół godziny gry? Można! I od razu przeciwnik schowany do kieszeni.
Tak więc Panie Trenerze Adrianie! Tak jak napisałem na zakończenie relacji live – trochę więcej odwagi z Pana strony i może częściej zamieniać pragmatyzm i ostrożne podejście do meczu na bardziej radosne i po wskroś ofensywne? Jakby tak spojrzeć, czy kibic na trybuny nie przychodzi właśnie po emocje, po bycie świadkiem wydarzenia piłkarskiego przez duże W a nie do oglądania partii szachów? Przegramy po bardzo ofensywnym meczu i po wielu podrywających ludzi z krzesełek momentach? Trudno, raz się wygrywa, raz się przegrywa, ale kibic płacąc za bilet chce igrzysk a nie koncertu muzyki poważnej. Czyż nie warto zrobić tego, by częściej przeżywać takie chwile z ławki trenerskiej jak dziś? Czyż nie warto zrobić tego dla tych radosnych uniesień i świętowania z meczu z najbliższymi na murawie jak dziś?
Czyż nie warto zrobić tego w celu dalszego wypełniania trybun naszego stadionu? Może jednak warto mieć trochę więcej odwagi a nawet bezczelności?
12 Zawodnik, tak jak dziś pokaże wtedy swą ogromną moc!
Cóż rozpisałem się chyba zbyt mocno, ale wrobił mnie w to FYM i chyba nie wiedział w co się pakuje. Ja nie umiem jednak chyba pisać krótko…
4 sierpnia 2023, 18:00 - Białystok (Stadion Miejski)
Jagiellonia Białystok 2-1 Widzew Łódź
Afimico Pululu 79 (k), Bartłomiej Wdowik 86 - Ernest Terpiłowski 36
Jagiellonia: 1. Zlatan Alomerović - 19. Paweł Olszewski (82, 3. Dušan Stojinović), 32. Miłosz Matysik, 17. Adrián Diéguez, 27. Bartłomiej Wdowik - 7. Dominik Marczuk (71, 36. Jakub Lewicki), 6. Taras Romanczuk (71, 16. Michal Sáček), 8. Nené, 14. Jarosław Kubicki (61, 10. Afimico Pululu), 77. Wojciech Łaski (62, 28. José Naranjo) - 11. Jesús Imaz.
Widzew: 1. Henrich Ravas - 95. Patryk Stępiński, 5. Serafin Szota, 2. Luís Silva, 92. Fábio Nunes - 13. Ernest Terpiłowski (68, 23. Paweł Zieliński), 25. Marek Hanousek, 80. Filip Przybułek (68, 47. Antoni Klimek), 10. Fran Álvarez (61, 22. Dominik Kun), 19. Bartłomiej Pawłowski (87, 14. Andrejs Cigaņiks) - 9. Jordi Sánchez (61, 99. Imad Rondić).
żółte kartki: Olszewski - Terpiłowski, Sánchez, Luís Silva.
sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń).
widzów: 11 547
0:0
-:-