Zanim przejdę do tzw. "merituma" zajmę Drogim Czytelnikom chwilę pierdułami, czyli niezbyt różową historią tych potyczek. Nie chcę, ale muszę jak mawiał najsłynniejszy polski elektryk. Dotychczas Jagiellonia potykała się z "leee... wiadomo czym" aż 52 razy! Zawody miały miejsce w "ekstraszkapie" (kiedyś I liga), Pucharze Polski i Pucharze Ekstraklasy. Bilans jednoznacznie przemawia za "koleżankami zza Buga", które wygrały dotychczas 23 razy, podczas gdy "Jaga" tryumfowała zaledwie 11-krotnie. Remis padł 18 razy. Bramki 75:43 dla sami wiecie kogo.
O ostatnich spotkaniach z miłośnikami wódki "stolicznej" kibice Jagiellonii chcieliby jak najszybciej zapomnieć. I w sumie wcale Nam się nie dziewię, bo w ubiegłym sezonie "Żółto-Czerwoni" dwukrotnie zebrali na boisku srogi łomot. Nie wykażę się tu jednak miłosierdziem i niestety te spotkania przypomnę. W rundzie jesiennej "Jaga" otrzymała srogą lekcję futbolu przegrywając przy Słonecznej 2:5 (bramki dla naszego Zespołu zdobyli, ten którego imienia nie należy teraz wymawiać i Mateusz Kowalski). Jeszcze gorzej było na wiosnę gdy przy "Kiblowej" złomotano nas w stosunku 1:5. Bramkę dającą prowadzenie "Jadze" strzelił ponownie "bezimienny", aktualnie były piłkarz naszego Klubu.
Z tym indywiduum łączy się chyba jeszcze większa potwarz dla Jagiellonii. Wszyscy widzieli jego zachowanie w meczu przy "Kiblowej" gdy wciąż mając na sobie koszulkę w żółto-czerwone pasy łasił się do "toalety" (bo skoro Łazienkowska to "Kiblowa" to "żygleta" to toaleta) i niemal przepraszał za strzeloną bramkę. O wesołych dyskursach z zawodnikami "leee... wiadomo czego" nie wspomnę. Nie bądź Mareczku bezpieczny, "Ultra" pamięta! Że tak "pojadę" moim ulubionym Miłoszem...
Dlaczego przypominam te kompromitacje i upokorzenia z zeszłego sezonu? Nie, nie chcę pastwić się nad Nami. Zwyczajnie pragnę, aby uzasadniona nazwijmy to dyplomatycznie "niechęć" do "leee...wiadomo czego" nie przesłoniła nam klasy piłkarskiej przeciwnika! Będzie qrewsko ciężko! Możemy w tym meczu cierpieć na boisku i na trybunach, ale pamiętajcie że jesteśmy "ŻÓŁTO-CZERWONI" i nie złamie nas absolutnie NIC! A już napewno nie jakaś tam "leee... wiadomo co"! Musimy wspierać Naszą Drużynę od pierwszej do ostatniej sekundy tego meczu. Zwłaszcza, że z Jagiellonii powinniśmy być w tym sezonie zwyczajnie dumni. Trener Siemienic stworzył drużynę z własnym DNA, stylem, wolą zwyciężania, czyli taką z którą absolutnie KAŻDY Kibic Jagiellonii powinien sie identyfikować.
W ubiegłym sezonie byliśmy na tym etapie rozgrywek w... miejscu w którym nigdy już byśmy nie chcieli być. Teraz jesteśmy na 5 miejscu w tabeli. Wtedy odpadliśmy z Pucharu Polski po wpier***u od III-ligowca w Zielonej Górze, podczas gdy teraz do meczu z "leee...wiadomo czym" przystępujemy po wyeliminowaniu z tych rozgrywek jeszcze do środy lidera "ekstraszkapy". Trzeba być kretem z porządnym niedorozwojem wzroku aby nie zauważyć różnicy!
Oprócz jakże odmiennej sytuacji, nawzwijmy to strategicznej, Jagiellonia ma także czysto piłkarskie atuty aby na koniec nadchodzącego weekendu zepsuć "stolicznikom" najbliższy tydzień.
Gramy dobrze? Gramy.
Nasza Drużyna zagra u siebie przy wypełnionym po brzegi (co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości) stadionie? Zagra.
"Leee...wiadomo co" ma w nogach mega zacięty mecz z "Papricones" w Szczecinie w ostatnią środę, gdzie mimo gry przez 45 minut w 10-kę udziadowali 3 punkty? Ma.
Limit szczęścia wyczerpali w meczu w Szczecinie? No, może to akurat mało piłkarski argument... Ale mimo wszystko - wyczerpali!
Stracili w Szczecinie po czerwonej kartce rzeźnika i przebandytę Jędrzejczyka? Hehehe... stracili!
Grają w najbliższy czwartek na wyjeździe z AZ Alkmaar w Lidze Konferencji? Grają.
Można tak mnożyć i mnożyć. Tylko po co, skoro i tak o wszystkim zadecyduje gra i determinacja Naszych Piłkarzy na boisku i Nasza na trybunach? Nie napiszę, że Jagiellonia wyjdzie na plac i rozklepie "leee...wiadomo co", bo wiadomo, że przy ich potencjale piłkarskim tak nie będzie. Ale takie mecze wygrywa się nie tylko czysto piłkarskimi umiejętnościami i głębią składu. Gdyby tak było to już byśmy mogli wywiesić biały ręcznik. Zwycięstwo w takich spotkaniach trzeba wydrzeć, wybiegać, wyskakać, wyjeździć na przysłowiowych dupach, wybronić i "wyorać"! Tą część tekstu niechcący sponsorowała literka "W"...
Tak jak w 2017 roku kiedy to po męczarniach Fiedzia Cernych przypierdziaczył po "widłach" bramkę życia i było 1:0. Albo 2 lata później, gdy tylko dzięki nieustępliwości i determinacji "Jaga" zwyciężyła 1:0 po "swojaku" Wieteski. I wreszcie, jak mawiał Arnold Boczek z "Kiepskich", moje ulubiene. Bramka na 2:1 grającego z obandażowanym łbem Jareckiego poprzedzona golem piętą "z przewrotki" Franka. Nawet nie chce mi się szukać kiedy to było . Zwyciężyliśmy 2:1, przegrywając 0:1. Ależ piękny to był wieczór! Dziwię się, że go jeszcze pamiętam. My wszyscy, Piłkarze, Kibice, Trenerzy proszę sprawcie aby kolejne pokolenia Jagiellończyków miały też co po najbliższej niedzieli wspominać!
Fox
0:0
-:-