No właśnie, ciężkie nogi. Do startu rundy jeszcze prawie trzy tygodnie, więc Jagiellończycy prawdopodobnie są w trakcie najcięższych przygotowań, mających na celu zbudowanie bazy tlenowej. Mina Mateusza Skrzypczaka mówiła sama za siebie. Oglądając wywiad miałem ochotę podać mu szklankę wody. Miejmy nadzieję, że nie oglądała go jego mama, bo mogłoby ją kusić wezwać pomoc. Dodatkowo po zakończeniu meczu piłkarze dostali za zadanie przebiec kilka długości boiska, na wypadek jakby mecz ich niewystarczająco zmęczył.
Miła to odmiana, po okresie „panowania” Macieja Stolarczyka znanego z lekkich treningów. W lidze, w której agresja i wybieganie często wygrywa nad techniką, jeśli ta nie jest poparta intensywnością, przygotowanie fizyczne jest szczególnie ważne. Rzadko sprawdza się u nas powiedzenie, że lepiej mądrze stać niż głupio biegać. Adrian Siemieniec ewidentnie nie chce popełnić błędów poprzednika.
Jagiellonia zagrała gorzej niż w meczu z Motorem, chociaż nie można wykluczyć że to kwestia lepszego przeciwnika. Piłkarze byli wolni, zmęczeni i często spóźnieni, co umieli wykorzystać mistrzowie Kosowa lub regionu Serbii, w zależności kogo zapytać. W Belek jednak nie ma miejsca na politykę, ale jest na bukmacherkę, co raz po raz odbija nam się czkawką. Wystarczy wspomnieć kuriozalne decyzje sędziów w meczu Śląska Wrocław z Hajdukiem Split, gdzie ewidentnie wyglądało na to jakby chcieli by po przerwie padło jak najwięcej bramek. Dziwnym trafem w przerwie meczu wielu (jak widać wyśmienicie poinformowanych graczy) zaczęło obstawiać u azjatyckich bukmacherów, że po przerwie padną minimum trzy gole. Śląsk specjalnie przygotowuje się w Chorwacji, żeby uniknąć podglądania przez ligową konkurencję (niedługo zobaczymy czy miało to jakikolwiek sens), ale jak widać nie uciekł przed mackami azjatyckich bukmacherów. Ponad rok temu przed towarzyskim Polska – Chile, w internecie pojawiły się przecieki, jakoby Polska miała wygrać jednym golem. Jakie było zdziwienie kibiców, gdy Krzysztof Piątek w samej końcówce meczu strzelił na 1:0. Powiem delikatnie, że Chilijczycy nie ruszyli do odrabiania wyniku niczym wściekłe psy. Nie są to oczywiście jedyne przypadki. Wszystko to nasuwa pytanie o to, czy takie sparingi w ogóle powinny być dostępne do obstawiania u bukmachera. Zespoły nie grają absolutnie o nic, a więcej mogą wygrać sprzedając mecz. Nawet jeśli okażą się uczciwe, mogą to zrobić sędziowie, których nota bene warto przywozić ze sobą z Polski. W meczu Jagiellonii obyło się bez większych kontrowersji sędziowskich, może poza odgwizdaniem rzekomego faulu Marczuka, podczas gdy to nasz zawodnik był popychany. Miejmy nadzieję, że stoi za tym chwilowa niedyspozycja sędziego, a nie obstawione under 3,5 na kuponie. Wyolbrzymiam nieco, ale jest coś dziwnego w tym jak łagodnie polskie prawo traktuje niektóre gałęzie hazardu (bukmacherka, gry losowe), a jak surowo walczy z innymi (poker). Można sobie zadać pytanie o co w tym tak naprawdę chodzi.
Jak już wspominałem, nie ma sensu wyciągać wniosków po tym sparingu, może poza tym że nie jesteśmy w tym okresie przygotowań gotowi na grę z drużynami z poza Polski. Jest to całkowicie normalne. Adrian Dieguez dalej był daleki od swej optymalnej formy. Dobrze, że nie słyszał komentarza do meczu, gdyż, komentator JagaTV notorycznie źle wymawiał jego nazwisko. Kłuło w uszy. Większy spadek formy zaliczył Bartłomiej Wdowik, który może za bardzo zachłysnął się swoimi ofensywnym statystykami, gdyż zapomniał o defensywie. Po jednej sytuacji, w której nikt nie pokrył gracza FK Ballkani wywiązała się pomiędzy nimi sprzeczka, ale to akurat dobrze świadczy o zaangażowaniu obu zawodników. Nieco za dużo gorącej krwi wykazuje ostatnio Taras. Zawsze spokojny, zdaniem niektórych zbyt spokojny jak na kapitana, pomocnik, wdał się w długą przepychankę z jednym z rywali. Nie wiadomo czemu miało służyć tak długie spięcie podczas sparingu. Miejmy nadzieję, że podlaskie mrozy nieco schłodzą jego gorącą głowę i nie będzie już łapał czerwonych kartek.
Za zdobycie gola należałoby pochwalić Kaana Caliskanera, ale poza instynktem napastnika, niczym szczególnym się nie wyróżnił w tym meczu, był zbyt apatyczny i brakowało mu energii Pululu. Drugi z naszych nabytków – Jetmir Haliti zaliczył dyskretny występ. W wywiadzie dla JagaTV przyznał, że na co dzień jest domatorem, który po treningu woli obejrzeć telewizję zamiast wyjść na miasto. W takim razie miejmy nadzieję, że na boiskach ekstraklasy będzie bardziej widoczny niż na mieście. Wielu naszych piłkarzy było w przeszłości krytykowanych za to, że zbyt często wychodzą do klubów, jednak mam wrażenie że obecnie za bardzo ubóstwia się prowadzenie nudnego stylu życia przez piłkarzy. Na niektórych pozycjach niezbędny jest element boiskowego szaleństwa i ryzykanctwa, którego trudno wymagać od piłkarza o zupełnie innej osobowości. Najlepszym przykładem tego jak można łączyć grę na wysokim poziomie z melanżem jest Jack Grealish. Oczywiście we wszystkim trzeba zachować umiar, więc miejmy nadzieję że ten zdrowy balans odnajdzie i Jetmir Haliti.
Konrad Zalewski0:0
-:-