Czy zamierzam pisać o wyścigu żółwi w lidze? Czy zamierzam rozliczać kogoś z niewykorzystanej szansy, z tego że popełnił błędy lub zagrał po prostu słabo? Nie. Nie mam zamiaru. Moim celem, podobnie jak całego środowiska Jagiellonii, jest sezon. Wielokrotnie byliśmy świadkami mobilizacji na dany mecz, moment, chwilę. Celebrowaliśmy wspaniałe momenty jakim były: finał Pucharu Polski w Olsztynie, wielkie chwile w Bydgoszczy czy na Stadionie Narodowym. Cieszyliśmy się jak zespół wygrywał w Warszawie z trenerem Mamrotem na ławce, cieszyliśmy jak odprawiliśmy z kwitkiem Rio Ave czy z wyrwanym w ostatnich minutach zwycięstwie w meczu z Arką Gdynia.
To były chwile. Piękne, ale chwile. Rozpamiętywane owszem, ale ciągle chwile. Niemniej jednak były to, nazwijmy kolokwialnie, “wyskoki”. Większość naszego życia kibica Jagiellonii to trwanie od wydarzenia do wydarzenia.
Teraz mamy do czynienia z czymś innym. Z procesem. Z procesem, którego nie jesteśmy zbyt często świadkami. Ktoś powie: “za Probierza czy Mamrota też walczyliśmy o najwyższą ligową stawkę”. Tak, oczywiście. Jednak, w mojej ocenie, obecne okoliczności są zdecydowanie inne. Wcześniej to my, zawsze “goniliśmy króliczka”. Dzisiaj to my jesteśmy na szczycie i jakby tego nie ubrać w słowa, to nas gonią. Że pokracznie? No i co z tego. Fakt jest faktem.
Mamy na ławce trenerskiej młodego pracowitego trenera, którego nie da się nie lubić. Nie za to, że mówi o roślinach, whisky czy nie przypomina bojaźliwego Mamrota, który bał się marzyć – co go dzisiaj gubi. Mamy ambitnego trenera, ambitnego kapitana u którego “wyzwolona” została chęć osiągnięcia sukcesu (co nie było oczywistą sprawą) oraz zgrany zespół ludzi, skompletowany przez sztab i Dyrektora Masłowskiego. Wszystkim przyświeca wspólny długofalowy cel – marzenia. Nie ma miejsca na pajacowanie czy “snickersowanie”. Mamy DRUŻYNĘ, który wie czego chce. Nie ma gwiazdorzenia, wożenia się jak grupa bankietowa po mieście i opowiadania durnot. Zespół, trener popełniają błędy? Momentami się nie udaje? Życie. Cel się nie zmienia. A są nim MARZENIA. Nic i nikt nam tego nie odbierze. Cel pozostanie bez zmian. Tym właśnie obecna sytuacja różni się od tego z czym mierzyliśmy przez wiele lat.
W ostatnich dniach od wielu kibiców dało się słyszeć słowa gorzkie, momentami wstydem było ich słuchać. Rozczarowanie kibiców meczem można porównać do dziecka, któremu jeden lizak upadł w piach, pomimo, że mama kupiła mu jeszcze kilka.
Dzisiaj jesteśmy przed meczem z Koroną. Zespół się przygotowuje. My kibice też się przygotujmy. Uwierzmy w siebie, ale najbardziej uwierzmy w zespół. Ja nie pamiętam takiej drużyny Jagiellonii. Zaufajmy im, wspierajmy i bądźmy. Są tego warci. Nikt w nich nie wierzył jeszcze rok temu. Obronili się swoją ambitną postawą i swoją grą. Udowodnili, że warto w nich wierzyć. Pamiętajcie, że ważne rzeczy w życiu przychodzą z trudem, w cierpieniu i te rzeczy cenimy najbardziej. Więcej wiary!
Widzimy się w sobotę, widzimy się przy Słonecznej! Przy komplecie publiczności!
0:0
-:-