Stało się to (ku przypomnieniu) po zwycięstwie 2 - 0 w meczu z zespołem Wisły Tczew w barażach o awans do ówczesnej drugiej ligi. Tym samym, nasz zespół pokazał się po raz pierwszy "w świecie piłkarskim", o którym ówczesna prasa krajowa pisała na ostatniej stronie. Młodych czytelników informuję, że nie było to nic niegodnego czy uwłaczjącego – ot po prostu rubryki sportowe zawsze i w każdej gazecie na tej stronie były.
W zasadzie wtedy się zaczęło na poważnie. Chociaż trzeba oddać w tym miejscu ukłon Włokniarzowi Białystok (historii nie oszukasz), gdyż miał on w tym akurat sukcesie Jagi spory udział. Warto bowiem wiedzieć, że 12 zawodników Włókniarza zostało po jego tragicznym sezonie 1973/1974 odebranych mu zbójecko przez "towarzyszy wiecie, rozumiecie" i przekazanych administracyjnie do Jagiellonii. Ich wkład w historyczny awans trudno przecenić. Ale nic. Wracajmy do Jagi...
Różne były koleje losu Jagielloni Białystok od tego historycznego wydarzenia. Nasz zespół grał od ówczesnej ligi pierwszej po ówczesną czwartą. Raz były rekordy frekwencji na stadionie Gwardii, raz pies z kulawą nogą nie zagladał na jej mecze. No tu może trochę przesadziłem, ale pamiętam jak dziś derby Jagi z Hetmanem Białystok i tę garskę (ok. 100) kibiców Jagiellonii na stadionie przy Słonecznej.
Były czasy kiedy Jagiellonii było wszędzie pełno – i w prasie i telewizji, a były też i takie kiedy kierowano pod adresem naszego klubu pytania – czy na wyjazdy zabieracie ze sobą wojskowe mapy, żeby odnaleźć boisko przeciwnika? Tak. Bywało i tak.
Zabierali czy nie zabierali, tak czy inaczej przetrwali. Jaga wróciła na salony.
Już w pierwszym sezonie pobytu mogła być z nich z wielkim hukiem i wielkim łukiem wywalona, ale wtedy skończyło się szczęśliwie i baraże odwołano. To natomiast spowodowało ( tu drobna złośliwość ale i ciekawostka ) że dzięki temu jako jedyny klub ekstraklasy możemy powiedzieć, że mieliśmy takiego trenera, którego nikt nigdy nie pokonał.
Potem też różnie bywało. Raz lepiej raz gorzej. Jednak, nie bardzo wiem jak to ująć, z sezonu na sezon było co raz bardziej historycznie. A to brązowy historyczny medal, a to pierwszy srebrny, a to ewidentnie historyczny triumf w Pucharze Polski. Oczywiście pamiętam, że był i drugi srebrny i do tego wywalczony w lepszym stylu (na dwie kolejki przed końcem rozgrywek) ale z jego "historycznością" mam już problem. Drugi to drugi. Radość była, ale euforii przynajmniej mnie wtedy już zabrakło.
Potem parę sezonów było gorzej i gorzej (o poprzednim nawet mi się pamiętać nie chce), aż tu nagle... z oparów ligowej szarzyzny wyemancypowała się nasza Jagiellonia, co rozentuzjazmowany tłum jej kibiców przyjął z radością i był głęboko usatysfakcjonowany (to zdanie dedykuję kolegom z naszego radia w celu poprawy dykcji). Wyłoniła się nie ot tak z przypadku. Wyłoniła się jako ewidentnie najładniej i najskuteczniej grający zespół ligi. Wyłoniła się i ma ogromne szanse na... (tfu! nie zapeszyć!) W efekcie...
W sobotę 25 maja o godzinie 17.30 nasz zespół zagra kolejny historyczny mecz. Historyczny bez względu na jego końcowy rezultat. Będzie to bowiem bez wątpienia, na wieki wieków albo dzień żałoby, albo wielkiej radości. Będzie to historyczny sukces, albo historyczna wtopa.
Oceny szans odniesienia zwycięstwa z Wartą Poznań na własnym stadionie przeprowadzał nie będę. Nie znam się – tak to krótko ujmę, ale jak przegrają to zawyję.
Szansa na historyczne trofeum jest tak wielka, emocje tak targają, że .... chyba nie będę oglądał. Wyjadę poza zasięg komórki i internetu (na mapach wojskowych są zaznaczone takie obszary), żeby nie wyszło jak z tym działaczem Jagi z czarnej wołgi pod stadionem w Zabrzu – "że ja już od tego dwa zawały miał".
Dobra żart! Ale coś uspokojającego sam zażyję i kolegom w moim wieku polecam.
Wierzę głeboko, że trener Adrian Siemieniec przygotuje zespół do tego starcia perfekcyjnie pod każdym względem i fizycznym, i taktycznym, i psychologicznym, i kazdym innym. Wierzę w zwycięstowo. Jednak jako rodowity białostocczanin, syn podlaskiej ziemi powiadam – nie zapeszyć!
Unikajcie zatem czarnych kotów, baby z pustym wiadrem, nie przechodźcie pod rozwidlonym słupem, ani tablicami i ogólnie spędzajcie pół dnia na odganianiu uroków.
Wobec tego Panie i Panowie - nie zapeszyć (niech się każdy indywidualnie pilnuje!), napiąć struny głosowe do dopingu i........ czekać. W sobotę około 20.00 wszystko będzie jasne.
Pozdrawiam, bruner
0:0
-:-