Kiedy znów patrzyłem na intuicyjne interwencje Zlatana, zagubionego Skrzypę czy zrezygnowane oblicze Tarasa to sam popadałem w marazm. Taki sam marazm, w jakim Jagiellonia znajdowała się w tamtym czasie. Ale po każdej burzy wychodzi słońce…
Po pierwszym meczu w Częstochowie nie sądziłem, że będę tak „głodny” Jagiellonii. Wiedziałem, że okres przebudowy musi potrwać. Trzeba dać czas (jeśli wystarczy cierpliwości) i czekać na efekty. Założenie było takie, że zespół zakończy mecz w środku tabeli. Czyli gruba kreska po tym co było i rozpoczynamy od nowa. Spokojne utrzymanie, stabilizacja, lepszy wynik sportowy a co za tym idzie także finansowy. Efekt przerósł moje oczekiwania, a nawet całe środowisko piłkarskie w Polsce. Nie mówię tutaj o samej szansie na pierwszy tytuł, a chodzi mi o styl prezentowany przez Zespół. Oprócz wyników, prawdziwą wartością dodaną jest radość z oglądania gry Jagiellonii i podziwiania jej stylu.
Tym tekstem nie zamierzam odprawić litanii, zaklinać, szeptać etc. Chcę podziękować za to czego mogłem doświadczyć w minionym sezonie. Za rozpalenie w moim sercu (na nowo) tej miłości do Klubu. Z tego, co widać po frekwencji nie tylko w moim. Słyszę w środowisku Kibiców „nie mówmy o mistrzostwie bo zapeszymy”. Buntuję się za każdym razem kiedy docierając do mnie te słowa. W czym mamy zapeszyć? W Stylu jaki prezentujemy, DNA które zostało w nas zbudowane, w bijącym sercu Drużyny? Jednak najbardziej lubię gdybanie. Gdybyśmy wygrali z ŁKS-em, nie stracili 3 bramek z Puszczą to byśmy… A może gdyby nie spektakularny mecz w Poznaniu i powrót od wyniku 3-0, to brak tego punktu sprawiłby, że teraz tracilibyśmy do Śląska Wrocław. Przykłady można mnożyć: Ruch, Legia czy nawet ostatni mecz w Gliwicach. Wszędzie wracaliśmy i „wydzieraliśmy” ten jeden punkt. Chodzi mi o to, że każdy mecz w sezonie może być tym najważniejszym i nie można doszukiwać się przyczyny sukcesu lub porażki w jednostkowych sytuacjach, pojedynczych spotkaniach. „Mądry Polak po szkodzie”, bo przecież GDYBYM wiedział, że upadnę to bym sobie usiadł. Ot, taka mentalność.
Osobiście DLA mnie (pozdrawiam FOX) przełomowym meczem było spotkanie z Widzewem Łodź przy Słonecznej. Dlaczego akurat ten? Ponieważ po pierwszej połowie przegrywaliśmy, gra się nie kleiła i dopiero w 79 minucie Afimico doprowadził do wyrównania. Następnie Bartek Wdowik zdobył zwycięską bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego. Taki obrót spraw może nadawać się na fabułę filmu. Reakcja trybun? Nadal mam ciarki. Oddałbym wiele, aby taki rollercoaster z happy endem zobaczyć w najbliższą sobotę. Ale każdy Kibic może mieć swój moment, inny moment. Zwycięstwo z Legią? Kapitalny wieczór. Pokonanie Rakowa Częstochowa? Udany rewanż. Ważne, że każdy ma ten sam cel, każdy wie czego chce, o czym marzy. A wszystkich nas skupia te najważniejsze marzenie.
Cóż… nie powiem, że w pewnym momencie obawiałem się, że możemy zaliczyć przypadek Wisły Płock. Przecież oni kończyli rundę na podium, a zaliczyli spektakularny upadek. Szybko zostałem wyprowadzony z błędu. Jagiellonia grała pięknie, ofensywnie i zarazem skutecznie, wierzyła w Adriana Siemieńca i jego wizję. On zbudował mentalność Drużyny. Na co piłkarzowi ponadprzeciętne umiejętności, kiedy przegrywa mecz w głowie zanim się rozpocznie? Odwróćmy teraz sytuację. Co można zrobić z przeciętnego piłkarza, który ten mecz w głowie wygrywa? Nie podaję przykładów bo każdy „ogarnięty” wie o kim piszę. Chciałem poruszyć jeszcze jeden wątek, który wplatam bardziej jako ciekawostkę. Kibice-forumowicze (taki kibic który kibicuje tylko poprzez forum), głośną mówią „DEMENTI” na powyższe słowa. Oni nadal nie widzą progresu i najchętniej wymieniliby połowę Drużyny. Piszę o tak mało znaczących opiniach tylko z jednego powodu. Nie żeby im „dokopać” udowodnić że się mylą. Wspominam o tym dlatego, że jestem zdruzgotany, że po 33 kolejkach jakikolwiek Kibic Jagiellonii może nadal nie wierzyć w ten projekt. A może to po prostu wspomniana mentalność? Nie wiem tego, ale wiem, że takie jednostki wśród nas funkcjonują i to jest naprawdę przerażające.
Kończąc moje wypociny spisane trochę na kolanie (ale z sercem). Cóż… nie wiem jak zakończy się mecz z Wartą Poznań. Wiem jednak, że taką Jagiellonią chcę oglądać. Charakter zbudowany w tej Drużynie oraz mentalność jest zaraźliwa. Od powrotu z Gliwic nie potrafię się skupić na rzeczach codziennych, bo myślami już jestem przy sobocie. A to jeszcze aż cztery dni… Cztery długie doby do soboty, która niezależnie jak się zakończy będzie wspominana latami, a nawet dekadami. Ja jednak już dziś chcę powiedzieć: dziękuję Ci Jagiellonio!
0:0
-:-