Z kolejnym popisem tej osoby mieliśmy do czynienia w środę 26 lutego 2025 wieczorem, gdy zdalnie (z budki VAR), poprzez swojego wspólnika Piotra Lasyka, na boisku regulował mecz 1/4 PP Legia-Jagiellonia (3:1), w czasie którego nie podyktowano dwóch uzasadnionych rzutów karnych na korzyść Jagiellonii.
Od wielu lat opisuję tu w naszym serwisie Żółto-Czerwonej Strefy wybryki tego człowieka w stosunku do Jagiellonii. Przypomnę tu jego dwa najbardziej brzemienne w skutki występy, kiedy to wybawił nas z kłopotu zdobycia Pucharu Polski, a w dwa lata później – Mistrzostwa Polski.
Pierwszy bolesny cios zadał Jadze Marciniak w Bydgoszczy. Był to półfinał Pucharu Polski z Zawiszą w kwietniu 2014, gdy Marciniak ukradł nam finał, udając że dwa razy nie widział blokowania piłki ręką w polu karnym przez Hermesa z Zawiszy (tego samego Hermesika, który przedtem świetnie grał u nas). Te dwa karne dałyby nam finał i szansę na Puchar Polski.
Z kolei w lipcu 2016 w meczu z Legią, zadał drugi cios, również nie dyktując dwóch karnych. Pierwszy powinien być po faulu Aleksandrowa na Góralskim w polu karnym w 67. minucie, a drugi – gdy w 91. minucie i 07. sekundzie Hlousek upadł w polu karnym aby zablokować dośrodkowanie Mystkowskiego i wyciągniętą ręką macnął piłkę, zmieniając jej bieg, co wyraźnie widać na powtórce. Zdobyliśmy tylko 1 punkt zamiast 3, które by nam dały wtedy na koniec sezonu Mistrza Polski.
Raz kiedyś, Żółto-Czerwonym udało się uciec spod marciniakowej gilotyny, a było to w listopadzie 2016 w meczu z Cracovią. Żółta kartka dla Góralskiego – z dupy, to samo karny dla Cracovii po interwencji Kelemena, i tak samo rzut wolny po zagraniu Cernycha. Zastrzeżenia te potwierdził S. Stempniewski z Canal+. Ręka Covilo i rzut karny dla Jagi: decyzja prawidłowa, ocena interwencji Kelemena i rzut karny dla Cracovii – decyzja nieprawidłowa. Ale wtedy, mimo zniechęcania przez arbitra piłkarzy do gry, wygraliśmy 3:1.
Zawsze piszę, że Jagiellonia, aby wygrać, musi strzelić więcej goli, niż pozwala jej na to sędzia. Jednak w środę naszym piłkarzom nie udało się zdobyć więcej bramek niż pozwolił na to duet Lasyk-Marciniak, a raczej Marciniak-Lasyk, i dlatego przegrali.
W swojej „Prawdzie Futbolu” Roman Kołtoń po wysłuchaniu wszystkich gorączkowych i mętnych tłumaczeń Marciniaka i Lasyka, opublikowanych gdzie się tylko dało, po rozmowie z ekspertem Canal+, i po dokonaniu własnej analizy, stwierdził, że Jagiellonii należały się dwa rzuty karne, i że tak sędziować się nie da, jak to zrobił Marciniak.
Otóż jest ujęcie z jednej z kamer, gdzie wyraźnie widać gdy w polu karnym Pululu głową kieruje piłkę w stronę bramki, a gdy ta mija Szkurina, zmienia kierunek i wypada poza pole gry. Czy był kontakt z ręką Szkurina? No musiał. Bez otarcia się o wewnętrzną stronę jego łokcia, kierunku by nie zmieniła. „Kompletnie zmieniła trajektorię lotu” – mówi Kołtoń.
W drugiej sytuacji, gdy spóźniony Wszołek zaatakował Pietuszewskiego w polu karnym, Lasyk zarządził rzut karny, ale został wezwany przez Marciniaka, choć zgodnie z protokołem VAR, Marciniak nie miał prawa przywoływać Lasyka, gdyż nie była to okoliczność ewidentna. Faul był, początkowo Lasyk miał rację, ale później zdanie zmienił.
Wynik środowego spotkania powinien być całkowicie inny, gdyby nie błędy w sędziowaniu, o ile ordynarne wypaczenie wyniku można nazwać błędami.
Dreptak
1:0
-:-