Kiedy drużyna ta święciła swoje największe ligowe i pucharowe triumfy, Jagiellonia błąkała się po niższych klasach rozgrywkowych. Potem na wiele lat role się odwróciły i to my w Białymstoku mogliśmy cieszyć się z gry "Żółto-Czerwonych" na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce, że o zdobyciu paru medali i pucharów nie wspomnę. Pomimo tej historycznej "mijanki" parę spotkań pomiędzy obiema drużynami się jednak nazbierało.
Dotychczas Jagiellonia zmierzyła się z Łodzianami 35 razy z czego 6-krotnie na II poziomie rozgrywek. Bilans to 14 zwycięstw Widzewa, 9 remisów i 12 meczów rozstrzygniętych na korzyść "Jagi". W bramkach 51:42 dla drużyny łódzkiej. Nie ma co ukrywać, że kilka z tych meczów miało swój historyczny charakter. Przede wszystkim trzeba wspomnieć o pierwszym pojedynku "Jagi" w ówczesnej I lidze, która stanowiła wtedy odpowiednik dzisiejszej "ekstraszkapy". 9 sierpnia 1987 roku Jagiellonia w obecności ponad 30 tysięcy widzów zremisowała z Łodzianami 1:1, a pierwszego gola dla Białostoczan w tych rozgrywkach zdobył Jarek Michalewicz. To właśnie z Widzewem w listopadzie 1991 roku w ramach 1/8 finału Pucharu Polski swoją pierwszą bramkę w oficjalnym meczu w piłce seniorskiej zdobył Tomasz Frankowski, jeden z najskuteczniejszych zawodników w historii "ekstraklapy". Inny pamiętny pojedynek to ten z 29 września 2007 roku kiedy to "Jaga" zmierzyła się z Widzewem przy ul. Słonecznej po raz pierwszy przy sztucznym oświetleniu. Wygraliśmy 2:1 po bramkach Marka Wasiluka i Vuka Sotirovicia.
Historia historią, ale nam chyba najlepiej kojarzą się ostatnie spotkania z zespołem z "serca Łodzi", które to "Żółto-Czerwoni" rozstrzygnęli na swoja korzyść. W sezonie mistrzowskim najpierw pokonaliśmy Widzew przy Słonecznej 2:1 po trafieniach Pululu i Wdowika (fenomenalny strzał z wolnego w 86 minucie), a następnie poprawiliśmy w Łodzi 3:1 (gole Pululu, Marczuka i Imaza). Podczas tego meczu relacje kibicowskie pomiędzy Jagiellonią i gospodarzami z lekko chłodnych "awansowały" do lodowatych. Ale to już zupełnie inna historia. Bardzo mocno Łodzianie postawili się Jagiellonii w ostatnim ligowym spotkaniu w Białymstoku jesienią ubr., do którego przystępowaliśmy po 5 porażkach w lidze i europejskich pucharach. Wprawdzie zawody znakomicie rozpoczął "Panzerlulu" wbijając piłkę do siatki już w 2 minucie, ale potem przeważali Łodzianie. Z tej małej opresji uratowało "Jagę" kretyńskie zachowanie Frana Alvareza, który wyleciał z boiska w 44 minucie za utrudnianie wznowienia gry (Druga żółta kartka).
Poprzedni sezon nasz niedzielny rywal zakończył dokładnie w połowie tabeli, bo na 9 miejscu. Na którym zakończyła go "Jaga" nikomu nie muszę przypominać! I wówczas zaczęto snuć w Łodzi mocarstwowe plany jeśli nie zawojowania "ekstraszkapy", to przynajmniej udziału w europejskich pucharach. Jednak w bieżących rozgrywkach los obszedł się okrutnie z "Armią Czerwoną" (kibice Widzewa sami tytułują się "Red Army"). Na ich początku coś tam, jakoś tam "żarło", ale potem to już poszłoooo! Jeszcze pod koniec poprzednich rozgrywek kontuzji doznał lider drużyny Bartłomiej Pawłowski, który zerwał więzadła i musiał pauzować przez niemal 8 miesięcy. W międzyczasie weseli działacze łódzkiego klubu sami wybili sobie oba siekacze pozbywając się na przestrzeni kilku miesięcy dwóch najlepszych napastników (Jordi Sanchez i Imad Rondić), oraz całej za przeproszeniem "rzeszy" graczy, którzy decydowali o DNA tej drużyny (Andrejs Ciganiks, Serafin Szota, Dominik Kun, Juliusz Letniowski, czy Antoni Klimek, który zasilił przepotężną Puszczę Niepołomice za całe... 50 tysięcy PLN!). Za to w drugą stronę przywędrowało zacne grono "ananasów" pokroju człowieka-mema Hilarego Gonga, Saida Hamulicia (którego już zdążono odsunąć od składu!), czy Huberta Sobola, który w 14 meczach "ekstraszkapy" strzelił okrągłe 0 bramek. Ostatnio do Łodzi zawitał też Szymon Czyż z zespołu "Medalieros", który akurat ciekawym zawodnikiem jest. A może raczej był, bo przez ostatnie miesiące leczył kontuzję. Ot i tak wyglądają widzewskie "wzmocnienia"!
Jakby tego było mało głowę "pod topór" musiał położyć trener Daniel "Bombowiec" Myśliwiec, którego na stanowisku zastąpił asystent Patryk Czubak. Wiele wskazuje bowiem, że "Red Army" nie dogadało się z Jackiem Magierą i znowu zamiast zatrudnić kogoś kompetentnego w "sercu Łodzi" będą łatać trytytkami i papą! Jeśli dodamy jeszcze, iż pogoniono w pakiecie skonfliktowanego z "Bombowcem" Dyrektora Sportowego Wichniarka, na którego miejsce wjechał Litwin Mindaugas Nikolicius, mający wprawdzie całkiem interesujące CV (pracował w Żalgirisie Wilno, Heart of Midlothian czy Hajduku Split), ale totalnie nieznający polskich realiów, to mamy gotowy przepis na wplatanie się zasłużonego klubu z Łodzi w "walkę o I ligę". Sytuacja przypomina trochę zatrudnienie przez "Maliniaków" z Wrocławia trenera Ante Simundzy, który także pomimo imponujących dokonań w ojczyźnie nie odmienił na milimetr wrocławskiej mizerii.
Aha, zapomniałbym o innej "operze mydlanej" związanej z przejęciem udziałów w Widzewie przez Roberta Dobrzyckiego z "Panattoni", który raz chce wejść do klubu, by za chwilę to dementować. Stowarzyszenie Kibiców Widzewa Łódź wystosowało nawet ostatnio w tej sprawie list otwarty, ostrzegając włodarzy klubu przed swoją zbliżającą się reakcją. Całkiem wesoło tam się w tej Łodzi robi...
Wprawdzie ostatnie wyjazdowe ligowe spotkanie z "radomską cyganerią" Widzew zremisował i to dość nieszczęśliwie, bo tracąc gola w ostatniej akcji meczu, ale co z tego skoro wcześniej wyłapał u siebie 0:4 od "Papricones" czy 0:3 we Wrocławiu od "Kapibarożerców". Dla których była to... uwaga! uwaga! ...druga wygrana w sezonie! Dodam tylko, że wcześniej też u niedzielnych gospodarzy nie było "różowo".
Czy w świetle przedstawionej powyżej sytuacji Jagiellonia ma się czego w Łodzi obawiać? Oczywiście piłka nożna to tylko piłka nożna i wszystko się może zdarzyć. Nawet Hilary Gong może zasadzić "gonga"... Niemniej nauczmy się szanować siebie jako Klub i "Jagę" jako Drużynę! Drużynę Mistrza Polski i czołowy zespół obecnych rozgrywek. Zespół, który w czwartkowy wieczór rozniósł w pył belgijskie Cercle Brugge. Przecież z ostatnich siedmiu spotkań w lidze, Lidze Konferencji i Pucharze Polski przegraliśmy tylko jeden mecz. Wiadomo z kim, wiadomo gdzie i wiadomo jak. Nie ma co się nad tym rozwodzić, tylko trzeba przejechać się po gospodarzach w niedzielę i jeszcze bardziej poprawić sobie humory przed czekającym nas rewanżem w Belgii i meczem na szczycie w przyszłą niedzielę z Lechem w Białymstoku. Do boju ma Jagiellonio!
Fox
1:0
-:-