Mecz:  Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok

Data:  Sobota, 6 Listopada 2010  g. 15:45
Miejsce:  Warszawa, ul.Łazienkowska 3, 12.kolejka Ekstraklasy
Widzów:  21963     Sędzia:  Paweł Gil (Lublin)

Legia Warszawa  (2:0)  Jagiellonia Białystok
 
43' Skerla (sam.), 90' Rzeźniczak

Składy:
Legia Warszawa: Machnovskyj - Rzeźniczak, Astiz, Komorowski, Kiełbowicz - Manu (90. Jędrzejczyk), Borysiuk, Vrdoljak, Radovic - Szałachowski (66. Iwański), Kucharczyk (88. Mezenga)
Jagiellonia Białystok: Sandomierski - Kijanskas, Skerla, Cionek, Norambuena (41. Kupisz) - Lato, Hermes, Grzyb, Burkhardt (62. Essomba) - Grosicki (76. Pawłowski), Frankowski
 

Kartki żółte:  Rzeźniczak, Machnovskyj - Kijanskas, Kupisz, Cionek
Kartki czerwone:  Grzyb
Piłkarz meczu:  Sędzia główny Paweł Gil

Jagiellonia przegrała z Legią Warszawa 0:2. Bramki dla Legii zdobyli Ivica Vrdoljak oraz Jakub Rzeźniczak.

Jagiellonia rozpoczęła w często występującym od pierwszej minuty składzie z Grosickim i Frankowskim w ataku.
Lepiej w mecz "weszła" Jagiellonia. W pole karne Legii wbiegł Marcin Burkhardt, który ostatecznie został przyblokowany przez warszawskich obrońców. Dwie minuty później z kilku metrów wprost w bramkarza Legii z główki uderzył Thiago Cionek. Cztery minuty później kolejny atak Jagiellonii: w dość przypadkowej sytuacji piłka wrzucana z prawej flanki trafiła na pole walczącego Machnovskyjego z Frankowskim. Ostatecznie bramka po małym rykoszecie minęła pustą bramkę Legii w odległości kilku metrów. W 13. minucie spotkania doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Piłkę po zamieszaniu w polu karnym uderzył Thiago Cionek. Machnovskij wybił piłkę wprost pod nogi Skerli, który wpakował ją do bramki Legii. Paweł Gil odgwizdał nie wiadomo dlaczego spalony Tomka Frankowskiego, który nie miał kontaktu z futbolówką. W 19. minucie strzał na twierdzę Sandomierskiego wykonał Borysiuk. Piłka o centymetry minęła prawy słupek po stronie Grześka. Po 25 minutach gry małą przebieżką z piłką wykonał sobie Tomek Frankowski, po czym oddał silny i trudny strzał. W bramce Legii jednak czujnie interweniował Machnovskij. W 29. minucie mogło być już 1:0 dla Legii po fatalnym uderzeniu "na siłę" Radovica z 10 metrów od bramki Grzegorza Sandomierskiego wprost w kibiców stołecznego klubu. Trzy minuty później ponownie nad poprzeczką z 30 metrów uderzył Vrdoljak. W przeciągu kilku minut Sandomierski musiał interweniować kilka razy. Na bramkę naszego zespołu dwukrotnie z dystansu strzelał jeszcze Szałachowski. W 39. minucie Burkhardt niewiele się pomylił wykonując rzut wolny z 30 metra. Pięć minut przed zakończeniem pierwszej części na boisko za Norambuenę wszedł Tomasz Kupisz. W 42. minucie doszło zmiany rezultatu. Piłka wrzucana z rzutu rożnego trafiła wprost na głowę Vrdoljaka. Nieupilnowany przez Skerlę zawodnik stołecznej drużyny skierował piłkę wprost do siatki Grzegorza Sandomierskiego.

Druga połowa zaczęła się od szybkiego tempa, jednak widzieliśmy tylko jeden strzał Tomka Frankowskiego, dodajmy - zbyt słaby. Kolejna groźna sytuacja miała miejsce w 58. minucie. Mocny, lecz fatalnie wykończony strzał Radovicia wybronił Sandomierski. W 62. minucie na boisko za aktywnego Marcina Burkhardta wszedł Franck Essomba. Pięć minut później po dośrodkowaniu Jarosława Laty piłka trafiła w pole karne. Tam po lekkim zamieszaniu trafiła wprost pod nogi Kamila Grosickiego, który uderzył mocno, lecz dokładnie w ręce bramkarza Legii. Chwilę po tej akcji ponownie na bramkę Machnovskijego strzelał Grosicki. Do zmiany rezultatu nie doszło. W 73. minucie Legia po kombinacyjnej akcji miała okazję do podwyższenia wyniku. Strzał Rzeźniczaka wybronił Sandomierski. Do odbitej piłki podbiegł Iwański i... nie trafił w piłkę. Szansę do pokazania się w tym meczu dostał również Bartłomiej Pawłowski, który wszedł za Kamila Grosickiego. W 79. minucie błąd w obronie popełnił Jarosław Lato. Leżącego zawodnika Jagi minął Radović. Piłka trafiła wprost na noge Iwańskiego, który ponownie chybił. Dwie minuty później błąd popełnił Rafał Grzyb. Najpierw za słabo zagrał futbolówkę do Sandomierskiego, by potem będąc wyprzedzanym przez Iwańskiego sfaulował zawodnika Legii. W konsekwencji Grzyb został ukarany czerwoną kartką. W 88. minucie w polu karnym wywrócony został Essomba, jednak sędzia karnego nie podyktował. W końcówce meczu główny arbiter popisał się jeszcze odgwizdaniem niesłusznej pozycji spalonej Frankowskiego oraz Mezengi. W ostatniej minucie doszło do dość nietypowej sytuacji. W pole karne Legii zawędrował Grzegorz Sandomierski. Piłkę wybił Machnovskij, ta trafiła w ostatniej fazie do Rzeźniczaka, który skierował ją do pustej bramki Jagiellonii. Ostatecznie Jagiellonia przegrała 0:2.

Wypowiedzi pomeczowe
Michał Probierz:
Kibice obejrzeli na pewno bardzo ciekawe spotkanie. Przyjechaliśmy tutaj i chcieliśmy osiągnąć korzystny wynik. Pokazaliśmy się z dobrej strony, bo od początku narzuciliśmy swój styl gry, utrzymywaliśmy się przy piłce. Potrafiliśmy stworzyć sytuacje. Od początku to my mieliśmy kilka rzutów rożnych i można było to wykończyć w lepszy sposób. Na pewno bramka, która padła w 43. minucie ustawiła spotkanie. Co najlepszego mogło się zdarzyć Legii, to się zdarzyło. Rywal mógł wtedy spokojnie kontratakować. W drugiej połowie nie potrafiliśmy sobie stworzyć jakieś sytuacje, w szczególności na początku. Potem mieliśmy kilka dobrych momentów. W ostatniej minucie postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Chcieliśmy spróbować zremisować to spotkanie. Nie udało się to i porażkę trzeba po prostu do siebie przyjąć. Przegraliśmy ważne spotkanie, bo zespoły za nami do nas doskakują. Przygotowujemy się teraz do ważnego spotkania z Koroną w Kielcach. Będę z niecierpliwością czekał na rewanż z Legią w Białymstoku.
Maciej Skorża:
Dużymi fragmentami gry było to bardzo dobre spotkanie. Obie drużyny stworzyły mnóstwo sytuacji, może nie stuprocentowych, ale widać było, że Jagiellonia nie przyjechała się tutaj bronić. Była drużyną, która kreowała grę i dlatego ten mecz mógł się podobać. Pierwsza połowa nie była dla nas udana, bo to Jagiellonia przejęła inicjatywę, była groźna i dawno już nie pamiętam sytuacji, gdzie już w czwartej minucie przeciwnik wykonywał dwa stałe fragmenty gry i miał bardzo groźną sytuację bramkową. Im dalej w mecz widziałem, że powoli zaczynamy opanowywać sytuację, rozbijamy ataki Jagiellonii i sami wyprowadzamy coraz groźniejsze. Na szczęście udało nam się po raz kolejny zdobyć bramkę po stałym fragmencie i był to bardzo ważny moment, który dodał nam pewności siebie i uspokoił naszą grę. Nie musieliśmy wówczas tak ryzykować, a mogliśmy kontrolować przebieg wydarzeń na boisku. Po przerwie, kiedy Jagiellonia bardziej zaatakowała, zrobiło się więcej miejsca na boisku, dzięki czemu mieliśmy okazje do kontr i szkoda, że żadnej nie udało się zakończyć golem. Gdybyśmy wcześniej zdobyli drugą bramkę, nie musielibyśmy do końca przeżywać takiego horroru. Czerwona kartka Grzyba nie ostudziła zapędów rywala, który nadal był groźny pod naszym polem karnym. Jest to bardzo ważne dla nas zwycięstwo, bo odniesione z liderem i w tym momencie przybliża to nas bardziej do pozycji numer jeden. W chwili obecnej jest to już taka odległość, gdzie plecy Jagiellonii możemy już widzieć i postaramy się aby te cztery punkty straty jeszcze się zmniejszyły do końca rundy.
Grzegorz Sandomierski:
Brakuje tego humoru, skoro przegraliśmy 2:0 w meczu, w którym mogliśmy powalczyć nie tylko o punkt. Przez pierwsze 25 minut graliśmy jak na lidera przystało. Potem coś się zacięło. Graliśmy jak równy z równym. Przed przerwą dostaliśmy bramkę do szatni. W drugiej połowie próbowaliśmy wszystkiego. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i skończyło się, tak jak się skończyło. Trzeba patrzeć w przyszłość. Chcemy ten mecz odciąć grubą kreską i jechać dalej. Sezon jest jeszcze długi i okaże się, czy stać nas na mistrzostwo. Tak naprawdę pokażą to kolejne spotkania. Chcieliśmy dzisiaj wygrać, bo ten mecz dawałby nam więcej pewności siebie. Nie przesądzajmy jeszcze niczego.
Tomasz Frankowski:
Z perspektywy boiska nie było widać, by Legia była zespołem lepszym. Trudno mi polemizować na ten temat. Przyjdzie czas na analizę. Na chwilę obecną mogę powiedzieć, że Legia na pewno była zespołem skuteczniejszym. Musimy teraz zwrócić uwagę na stracone bramki, szczególnie pierwszą. To właśnie ona ustawiła to spotkanie. Myślę, że wstydu dla naszych kibiców nie przynieśliśmy. Choć wracają smutnie, to podobnie, jak my, patrzą w przyszłość z optymizmem. Koronę czeka ciężkie zadanie w Gdyni. Co się tam wydarzy, jest mało istotne. Nasza dyspozycja jest najważniejsza. Myślę, że 25 punktów po 12 spotkaniach jest dobrym wynikiem. My chcemy więcej.
Kostyantyn Machnovskyj:
Zagraliśmy dobry mecz. Wszyscy dzisiaj wiedzieliśmy, o co gramy. Zdobyte dzisiaj trzy punkty zbliżają nas do Jagiellonii. Brakuje nam już tylko czterech. Okazuje się, że potrafimy być w czołówce tabeli. Myślę, że z każdym następnym meczem będzie jeszcze lepiej.
Marcin Burkhardt:
Odnośnie nieuznanej bramki dla Jagiellonii trudno mi to określić. Sędzia mówił, że Tomek Frankowski stał na linii strzału. Musiałbym to obejrzeć na wideo. Ja co prawda grałem jeszcze w innej Legii, ale tu się zmieniło. Taki stadion na pewno dodaje skrzydeł piłkarzom.
Bartłomiej Pawłowski:
Widownia dzisiaj była zniewalająca. Choć naszych kibiców było mniej, to dało się słyszeć doping fanów z Białegostoku. Co do meczu, to były dobre okresy gry z naszej strony. Niestety nie udało się wygrać. Uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie. Na początku wyszedłem wystraszony, gdy zobaczyłem tych wszystkich kibiców z Warszawy. Gdy miałem pierwszy kontakt z piłką, wiedziałem, że trzeba zacząć walczyć i biegać. Chwilę później dostaliśmy czerwoną kartkę i nie było co kalkulować. Myśleliśmy tylko o odrobieniu strat. W sytuacji, gdy strzeliłem spoza pola karnego popełniłem błąd. Dojrzałem Tomka Frankowskiego w momencie, gdy już po oddaniu strzału. Nie odwróciłem głowy wcześniej. Mój błąd. Do tego nie trafiłem czysto w piłkę.
Zapowiedź meczu
W sobotę naszych piłkarzy czeka szansa osiągnięcia czegoś, czego nie udało się zrobić żadnej innej jagiellońskiej ekipie. Ani w latach 80-tych, ani tym bardziej 90-tych, ani po powrocie z czternastoletniej banicji w niższych ligach.

W tej rundzie przełamaliśmy już dwie złe passy, udało nam się wreszcie, po powrocie do ekstraklasy, ograć Wisłę Kraków, a także po praz pierwszy od niepamiętnych czasów wygrać w Kielcach. Czas na ostatnie przełamanie, w Warszawie tylko zwycięstwo!
Wszyscy żyjemy już sobotnim wyjazdem, jednak w jego kontekście ciężko nie odnieść się do trzech poprzednich spotkań. W meczu z Polonią, czy jak się ten twór nazywa, dało się zauważyć że nasi zawodnicy nie podchodzą już tak pewni swego do spotkania, jak miało to miejsce przed laniem w Łodzi. Wszystko ma swoja przyczynę i swój skutek. Skutkiem porażki na Widzewie było przełamanie w Kielcach. Patrząc na to z perspektywy czasu chyba lepiej się stało, że cała jagiellońska brać została sprowadzona na ziemię w lidze, a nie w meczu pucharowym. Po pierwsze dlatego, że ta porażka, w kontekście układu sił w tabeli, okazała się być mało znaczącą wpadką, natomiast ewentualna przegrana w Kielcach miała by o wiele bardziej opłakane skutki. Nie chodzi mi tu o utratę pucharu, bo jeśli uda się go obronić, będzie to wyczyn na miarę Wisły Kraków Henryka Kasperczaka, czyli powtórzenie ich osiągnięcia z lat 2002-03. Mam na myśli ewentualny start do europejskich pucharów. Nikogo nie trzeba przekonywać, że wyjazdy do Kazachstanu i na Maltę to raczej marny pomysł zarówno pod względem sportowym, marketingowym, jak i przede wszystkim finansowym. A tak po wygranej w Pucharze Polski cały „bal” zaczyna się od spotkania z drużyną kojarzoną w Europie, a nie z drużyną maltańskich listonoszy. Podsumowując wydarzenia, które już są za nami należy powiedzieć, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Widzew w odpowiednim momencie, a przede wszystkim prawie nieszkodliwie, upuścił trochę powietrza z dmuchanego balonika o nazwie Mistrzostwo Polski. Drużyna zareagowała prawidłowo, zmobilizowała się na następne spotkanie i wykonała kolejny krok w kierunku obrony Pucharu. Zaś na zakończenie tygodnia utarła nosa Janasowi i jego „wielkiemu bratu”, narwanemu Józefowi Wojciechowskiemu, znanemu także jako „Prazeso-trenero-znawca”. Prezentując przy tym może niezbyt piękny, ale z pewnością szalenie skuteczny football. Znowu widać było na twarzach „żółto-czerwonych” skupienie, zaangażowanie i przede wszystkim chęć zwycięstwa, nie dostrzegłem natomiast na nich, ani krzty nonszalancji, to cieszy.
Taka postawa cieszy także w kontekście spotkania na szalenie gorącym terenie, jakim znowu jest Stadion Wojska Polskiego. Przede wszystkim dlatego, że Legia podochocona ostatnimi zwycięstwami, na początku będzie starała się frontalnie zaatakować bramkę strzeżoną przez Grześka Sandomierskiego i szybko strzelić gola. Wiele więc będzie zależało od postawy naszych defensorów. Jeśli nie powtórzy się Aris albo Widzew, to z czasem okaże się, że taka taktyka jest w sam raz dla Jagiellonii. Grając z kontry uda nam się wykorzystać szybkość „Grosika” i pomysłowość, mającego oczy dookoła głowy, „Franka”. Jeśli dołożymy do tego pewną grę w obronie i pełne zaangażowanie w innych formacjach, skuteczność jokerów w talii Probierza, to wydaje się, że musi być dobrze. Swoje do udowodnienia będzie miał także Marcin Burkhardt, dla którego będzie to pierwsze spotkanie na Łazienkowskiej od czasu rozstania z Legią. Brzmi banalnie? Może to tak wyglądać, ale nie od dziś wiadomo, że najprostsze środki, właściwie użyte pozwalają dotrzeć do celu i są najlepsze. Zwłaszcza przeciwko drużynie, o której można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że panuje tam „team spirit”. Obecna sytuacja wojskowych przypomina, tą z Jagiellonii pod wodzą Adama Nawałki. Miało być proste, szybkie i przyjemne rozjechanie ligi, a skończyło się doczołganiem do baraży, z resztą już nie z Nawałką, a z obecnym szkoleniowcem „Pasów” na ławce trenerskiej. Kominy płacowe, grupy i podgrupy, konflikty między „nowymi” a „starymi”, zawsze robią swoje. Jak dodamy do tego „Bossa” bez silnego charakteru, który nie jest w stanie tego bałaganu opanować, to mamy krótki przepis na piękną katastrofę. Nic do tego nie mają chwilowe przebłyski gwiazd, czy odnoszone w bólach zwycięstwa. Chory organizm, zawsze ma mniejsze szanse, mimo że jest faworytem, w starciu z kolektywem. Dowód? Seria porażek Jagiellonii pamiętnej wiosny 2006, między innymi z Polonią Bytom prowadzoną przez (fanfary) Michała Probierza!
Jak nie teraz to kiedy? Już dwa razy byliśmy bardzo blisko celu. W zeszłym sezonie po prostu mieliśmy pecha, a drużyna do samego spotkania podeszła, delikatnie mówiąc, rozdrażniona ogólnym zamieszaniem związanym z miejscem rozegrania zawodów, co ewidentnie odbiło się na jej grze. Powodów dla których sędzia Bakaluk zabrał nam zwycięstwo w 2004 roku nie zna nikt. Sądzę, że on sam do dziś zastanawia się czemu nie uznał bramki Mariusza Dzienisa i nie pozwolił na upokorzenie, przez ówczesnego II-go ligowca, ekipy aspirującej do mistrzostwa. Może właściwsze było by powiedzenie „do trzech razy sztuka”? Teraz nie przeszkodzi nam schwartzcharaker z gwizdkiem, ani klepisko i hulający wiatr przy Konwiktorskiej 6. Teraz w końcu wrócimy z Warszawy z tarczą, czego sobie i całej jagiellońskiej braci życzę!
 
 
 
Klub
M
PKT
BR
1
Lech Poznań
18
38
33-14
2
Raków Częstochowa
18
36
25-11
3
Jagiellonia Białystok
18
35
32-25
4
Cracovia
18
31
36-28
5
Górnik Zabrze
18
30
26-20
6
Legia Warszawa
17
29
33-23
7
Motor Lublin
18
28
27-30
8
Pogoń Szczecin
17
26
25-21
9
Widzew Łódź
18
25
24-25
10
GKS Katowice
18
23
27-25
11
Piast Gliwice
18
22
18-18
12
Stal Mielec
18
19
19-24
13
Zagłębie Lubin
17
19
16-24
14
Puszcza Niepołomice
18
18
17-26
15
Radomiak Radom
17
17
21-25
16
Korona Kielce
17
17
15-27
17
Lechia Gdańsk
18
14
18-33
18
Śląsk Wrocław
17
10
13-26
 
OSTATNI
08.12.2024, 14:45
 
 

1:1

 
NASTĘPNY
12.12.2024, 21:00
 
 

-:-

 
 
 
 
Bramki
Zawodnik
10
Jesus Imaz
4
Afimico Pululu
3
Jarosław Kubicki
3
Rui Filipe Da Cunha Correia Nene
3
Mohamed Lamine Diaby-Fadiga
3
Kristoffer Hansen
2
Darko Churlinov
1
Taras Romanczuk
1
Miki Villar
1
Mateusz Skrzypczak
1
Tomas Silva
 
 
 
 
Partnerzy
 
 
Darmowy Program PIT dostarcza Instytut Wsparcia Organizacji Pozarządowych w ramach projektu PITax.pl dla OPP
Znajdź nas na:
Partnerzy
 
 
© 2004-2024 jagiellonia.net. Wszelkie prawa zastrzeżone


Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.